czwartek, 30 sierpnia 2012

I co jeszcze ciekawego w Singapurze było?


Ano ludzie. Zawsze najciekawsi są ludzie, a ludzie masowo podróżują i jak mrówki bez przerwy są w ruchu. Przemieszczają się raz w tę, a raz w inną stronę świata. W Cozy Corner ruch panował od rana do wieczora. Ledwie Holenderka wyjechała, już na jej miejsce wprowadziła się Niemka. Poznane Indonezyjki z Jakarty, przed powrotem do domu, leciały jeszcze do Australii, bo jako studentki dłuższe wakacje miały. Indonezyjki nie potrzebują wiz do Australii, jak my Polacy, więc się swobodnie przemieszczają.

Ministerstwo Infor.Komunik.i Sztuki
Kolorowe Ministerstwo mieści się w pobliżu River Valley Road. Oprócz biur ministerialnych, mieszczą się tam również galerie sztuki azjatyckiej. Śmiała kolorystyka, jak na budynek użyteczności publicznej.
Polakom niechętnie Australia daje wizy, bo chyba nas nie lubią, albo boją się, że zechcemy się tam zagnieździć na dobre i im chleb odbierzemy. Pamiętam głośną sprawę, gdy jakiś Polak zakręcił się tak skutecznie na lotnisku w Sydney, że wyjścia znaleźć nie mógł, a gdy wpadł między szklane szyby, skąd nie mógł się wydostać, bo wszystko tam działało automatycznie, to takiego lęku klaustrofobicznego dostał, że walił w te szyby, aż służby lotniskowe paralizatora na niego użyli i człowiek umarł tam, na lotnisku, na oczach wszystkich. Z własnej paniki i z powodu tego paralizatora, którym próbowano go uspokoić.

ZOO też koniecznie trzeba zwiedzić
No to chyba nie jest bezpiecznie z Australijczykami się zadawać. I pomyśleć, że oni się tam wzięli nie wiadomo skąd, zaanektowali ziemie, wybili aborygenów i teraz dla innych dyktują warunki. Tak to jest.
No ale ja nie o tym. Siedzę sobie któregoś dnia przed hostelem i spożywam obiadek, jednocześnie obserwując ulicę. Widzę samotnego wędrowca z plecakiem, który chodzi w te i wewte, z zadartą głową, ale nie może znaleźć tego, czego szuka. Nad wejściem do hostelu tyle różnych szmat i reklam zwisa, że szyldu zupełnie nie widać . Następny, co Coza Corner znaleźć nie może, mówię sobie swobodnie, pewna, że i tak tutaj nikt przecież języka polskiego nie zna. No właśnie, odpowiada mi czystą polszczyzną sympatyczny chłopak, skąd wiesz, że szukam tego hostelu? No bo ja też go znaleźć nie mogłam pod tymi szmatami, a wejście bardzo wąskie i wśród stolików trzeba przejść, żeby się do niego dostać, odpowiadam i śmiejemy się oboje. Swój na swego wszędzie trafi! kto by pomyślał, że w tym miejscu krajana spotkam?
Tak poznałam Remika, z którym wspólnie przez kilka następnych dni zwiedzaliśmy Singapur.

Remik złoto kupuje
Przez bardzo długi most pojechałam na wyspę Sentosa specjalnym żółtym autobusem za 3 $S . Z początku miałam zamiar dostać się tam kolejką linową, ale koszt tej przyjemności wynosił 30 $S, co dla takiego wędrowca, jak ja, absolutnie za drogo było. Mówią, że być w Singapurze i nie odwiedzić wyspy Sentosa, to grzech nie do wybaczenia, ale ja nic szczególnego na niej nie znalazłam. Owszem, miło jest spędzić jakiś czas w miejscu, gdzie powietrze świeże, plaża piękna i woda czysta. Ponieważ cały Singapur w remoncie był, to miło było taką wyspę odwiedzić dla odpoczynku. Można na niej rower wypożyczyć lub taki pojazd na dwóch kółkach, co kierownicę na drążku ma i który nie wiem jak się nazywa, chociaż ostatnio to i w Warszawie spotkałam ludzi, którzy czymś takim posuwali po ulicy. Ale to Chińczycy z korporacji Warszawskiej byli. 

kolejką zwiedzam Sentosę
Na Sentosie, na tym małym, cichobieżnym urządzeniu, i młodzi i starsi ludzie masowo jeździli różnymi alejkami i ścieżkami zdrowia. Można tam było również zobaczyć żółwie i małpy, przejść sobie plecionym, kołyszącym się mostem powietrznym na drugą małą wysepkę, można się było kąpać w morzu, opalać na plaży, leniuchować, kołysząc się w hamaku. Wszystko można, ale trzeba mieć sporo pieniędzy, gdy chce się poszczególne atrakcje zwiedzić, bo za wszystko dosłownie trzeba tam zapłacić. Atrakcje pozagradzane szczelnie, nie płacisz - nie oglądasz. Nie wspomnę już, że na wyspie sporo sklepów oczywiście było, ale sklepy i zakupy nigdy mnie nie interesują podczas takich podróży, więc nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. Szybko zorientowałam się, że można bezpłatnie zwiedzać wyspę specjalną, cichobieżną kolejką turystyczną. Nie omieszkałam z tej okazji skorzystać. Kolorowe wagoniki, zielone i fioletowe były po bokach otwarte, chociaż zadaszone w razie deszczu. Było przyjemnie, przewiewnie i jechała z nami przewodniczka opowiadając, co właśnie widzimy. Po angielsku. Ta wyspa, to dobre miejsce na wypady Singapurczyków w czasie weekendów i też ją z całymi rodzinami masowo w wolne dni oblegają. Do miasta wróciłam już po ciemku i w strugach deszczu.

Raffles Hotel nocą
Już z daleka zobaczyłam oświetlony jaskrawo Raffles Hotel, skąd do mojego hostelu było już niedaleko. Następnego dnia rano, poznaliśmy w hostelu Federice i Daniele, włoską parę młodych ludzi. Spotkalismy się w salce śniadaniowej i Federice pierwsza się do nas odezwała po polsku, bo słyszała, jak w tym języku rozmawialiśmy z Remikiem. Otóż okazało się, że Federice urodziła się we Włoszech, na Sycylii, ale jej mama pochodzi z Polski i od dziecka uczyła ją i jej brata, swojego ojczystego języka. Chłopak Federice, Daniele, nie znał polskiego, ale ona mu wszystko tłumaczyła i dawaliśmy radę. Bardzo sympatyczni młodzi ludzie, znaleźliśmy dużo wspólnych tematów i nadawaliśmy na tych samych falach. Razem wychodziliśmy w miasto, a jeżeli osobno - to umawialiśmy się przy tosterze następnego ranka na wspólne sniadanie.  Do dzisiaj utrzymujemy kontakt mailowy, a nawet Federice z Daniele odwiedzili Polskę, gdy jechali do rodziny w lubelskie i w powrotnej drodze kilka dni u mnie w Warszawie zabawili.

Daniele i Federice
Federice jest śliczna, o typowo słowiańskiej urodzie i właśnie kończyła studia fotograficzne w Mediolanie. Zanim podejmie pracę zawodową, a ma zamiar pracować dla telewizji, chciała trochę pozwiedzać świat. Taki dzisiaj panuje trend u młodych ludzi. Daniele był jeszcze w czasie studiów. Urocza para!
Zwiedziliśmy z Remikiem też Singapurski Ogród Botaniczny przy Cluny Road. Jest przepiękny! Botanic Garden został założony w 1859r i wejście do niego jest bezpłatne (!) Najbardziej podobały mi się tam orchidee. Jest tam tysiące odmian orchidei w różnych kształtach i kolorach, aż się w głowie kręci! jest też "aleja sław", czyli storczyki poświęcone znanym ludziom, np. Lady Dianie czy George Sand. George Sand wsłuchująca się w grę Fryderyka Chopina - również taki pomnik stoi w Botanic Garden w Singapurze. Jak widać Polacy są w Singapurze znani i lubiani.

Przed wejściem do Ogrodu Botanicznego
Swój pomnik ma w Singapurze również Joseph Conrad, czyli nasz rodowity Józef Kondrad Korzeniowski. Niestety, jak wielu wybitnych Polaków w dawnych i dzisiejszych czasach, tworzył poza krajem i pisał po angielsku. W wielu krajach znany jest, jako Anglik, podróżnik i pisarz. Przypływał również do Singapuru, przemieszkiwał tam po kilka tygodni, nieraz miesięcy i o Singapurze pisał w swoich książkach. Najbardziej znaną jego powieścią jest "Lord Jim" i też w niej najwięcej o Singapurze i całym półwyspie malajskim nam opowiedział. Za to, że pisał o Singapurze, że zapoznawał ludzi na całym świecie z ich krajem - Singapurczycy wystawili mu pomnik i dużą tablicę pamiątkową. Potrafią być wdzięczni za wszystko.

Remik
Remik również we wczesnej młodości wyemigrował z Polski. Mieszka na stałe w Australii, tam pracuje i tam wije gniazdko dla swojej rodziny, którą ma zamiar założyć, gdy tylko znajdzie odpowiednią kandydatkę na żonę. Remik to wspaniały chłopak i pewnie już dawno znalazłby sobie dziewczynę na resztę życia, gdyby nie to, że on wolałby, aby to była Polka! taki sentyment mu do kraju ojczystego został. No to może już do końca zachwalę Remika - jest mądry, spokojny, pasjonuje się motocyklami, sam posiada taki ogromny jednoślad i lubi pływać po morzu, no i podróżować po świecie, ma się rozumieć, ale na stałe pracuje na  lądzie. Jest bardzo miłym, kulturalnym i ciekawym życia młodym człowiekiem. Gdy spotkaliśmy się, właśnie kończył swoją podróż dookoła świata i wracał do domu, do Australii. Mówiłam przecież, że Singapur to taka stacja przesiadkowa dla ludzi z różnych stron świata, no to i my się tam spotkaliśmy. Do dzisiaj utrzymujemy kontakt internetowy i bardzo lubię czytać e-maile otrzymywane od Remika. Był pierwszym znajomym, który pogratulował mi napisania i wydania mojej książki pt."Łza na Oceanie-Sri Lanka"! Z Australii przyszły pierwsze gratulacje!!! (oprócz rodziny, muszę szybko dodać, bo by się zaraz Oliwia, moja córka obraziła, która zawsze pierwsza wyśledzi takie wydarzenia, mi o tym doniesie i pierwsza gratulacje złoży. Natomiast ze znajomych i kumpli, pierwszym był Remik). Remik to porządny gość. No i w ten właśnie sposób, weszłam w znajomość z Australijczykiem. Bo kto mieszka tam na stałe, a nie jest Aborygenem, to jest Australijczykiem.

pomnik ofiar wojny japońskiej
Pierwszy Premier niepodległego Singapuru Lee Kuan Yew odsłonił ten pominik (obelisk) w 1967r, oddając tym samym cześć wszystkim ofiarom wojny i japońskiej okupacji, która trwała od 1942 do 1945 roku.
Napisy na tym monumencie napisano w języku malajskim, tamilskim, chińskim i angielskim. Japończycy podobnie, jak Niemcy podczas II wojny światowej, przeprowadzali t.zw.sook ching, czyli eliminację obywateli okupowanego kraju. Eliminowali szczególnie osoby zaangażowane w obronę swojej ojczyzny, w ruch oporu, studentów, kupców, urzędników, nauczycieli. Podaje się, że w wyniku tej "sook ching" mogło stracić życie nawet 50 tys Singapurczyków. Słynne też stało się więzienie Changi, które zostało zbudowanie po I wojnie światowej przez Anglików. Japończycy osadzali w tym więzieniu najpierw osoby internowane, a potem jeńców wojennych. Obecnie znajduje się tam znowu zwykłe, miejskie więzienie dla przestępców. Myślę, że nie jest to więzienie typu skandynawskiego, w którym odbywa karę morderca Brevik. Ale z pewnością jest lżejsze, niż w Tajlandii, Wietnamie, czy Kambodży.

instalacja militarna
Powoli szykowaliśmy się wszyscy do opuszczenia Singapuru. Federice z Danielem jechali dalej,  zwiedzać inne kraje azjatyckie, Remik wracał do Sydney, ja do Colombo w Sri Lance. Ostatnie dwa dni intensywnie zwiedzaliśmy miasto, a potem odpoczywaliśmy. Przyjemnie było spędzać czas z takimi sympatycznymi młodymi ludźmi. Naciągnęliśmy Remika aby opowiedział nam o swojej podróży dookoła świata i Federice o jej dalszych planach na życie. Po zwiedzeniu Botanic Garden poszliśmy z Remikiem na obiad i spotkaliśmy trzy dziewczyny z Polski, studentki z Katowic. My, już znawcy Singapuru, powiedzieliśmy im co trzeba koniecznie w Singapurze zobaczyć, a co można sobie odpuścić. No proszę, ile Polaków zwiedza te dalekie i egzotyczne kraje. Jakie to szczęście, że mamy wreszcie paszporty!
występy uliczne
Można w Singapurze, szczególnie w chińskiej dzielnicy, natknąć się na uliczne występy grup muzycznych, tanecznych, lub małych grupek, jak ta, na którą ja się niespodziewanie natknęłam. Pomyślałam sobie, że pani z teściem tańczy, ale to był żart oczywiście. Muzyka była skoczna i starszy pan wywijał raźnie, jak młodzik. Sporo osób przystanęło, z ciekawością oglądając występ i słuchając muzyki, a na krzesełko parę dolarów singapurskich się sypnęło na koniec. Każdy zarabia na życie, jak potrafi. Najważniejsze, żeby dobrze się przy tym bawić i rozchmurzyć innych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz