piątek, 10 sierpnia 2012

Uroki balijskich miasteczek - Sanur


W niedzielę w Sanur, zaraz po śniadaniu poszłam na plażę. Miałam nosa. Trafiłam na jedną z ceremonii świątecznych, na które można na Bali natknąć się niemal każdego dnia . Niesamowity widok. Bębny, śpiewy, barwnie ubrane dziewczyny z koszami owoców niesionych na głowie. Mężczyźni w tradycyjnych strojach niosący bóstwa lub sami za takie bóstwa przebrani.

barwny korowód Balijek
Wszystko przybrane kolorowymi wstążkami i kwiatami. Małe konne powoziki również kolorowo ozdobione, no i oczywiście mnóstwo flag narodowych. Wszyscy cały czas szli, a ja i inni turyści, szliśmy za nimi i bez przerwy robiliśmy zdjęcia, zafascynowani widowiskiem. Takie trójpiętrowe parasole to charakterystyczne rekwizyty Bali. Niegdzie więcej ich nie widziałam, tylko na tej wyspie.

uczestnictwo mężczyzn w korowodzie
Korowód poruszał się szybko tak, że robiąc zdjęcia, trudno było za nimi nadążyć. Przeszli do kamiennego cypla na morzu, na którego końcu znajdowało się miejsce składania darów bóstwom. Tradycyjne rytuały (yadnya) składane są bogom (dewa yadnya), demonom (buta yadnya), zmarłym przodkom (pitra yadnya), kapłanom (resi yadnya) i żyjącym (manusa yadnya). Dlatego nie sposób nie natrafić na jakiś korowód podążający z darami na wyznaczone do tego celu miejsce.

młodzież balijska
Pani z drugiego planu na w/w zdjęciu była bardzo wesolutka. Cały czas się do nas uśmiechała i robiła różne śmieszne miny. Wszystkie rytuały wymagają obecności bogów, w innym przypadku tracą swą ważność. Ale bogowie podobnie, jak ludzie - są źli i dobrzy. Dobrym składają dary z miłości do nich, a złym, żeby się im nie narazić, bo zemsta mogłaby być okrutna. Balijczycy są przekonani, że składanie darów dobrym i złym bogom zapewni im przychylność i opiekę, dlatego nie skąpią ani swojego czasu, ani produktów na dary.

doszliśmy do celu
Powozy i koniki zostały w alejce przed plażą, natomiast uczestnicy, gdy doszli do cypla, rozsiedli się wygodnie, gdzie tylko kto mógł i śpiwali buddyjskie pieśni. Po ceremonii  ludzie podchodzili do swoich znajomych, rodzin, chłopaki szukali swoich dziewczyn i szli usiąść na uboczu. Wszyscy byli bardzo weseli, gadali sobie swobodnie i śmiali się bez skrępowania. Część uczestników ceremonii spożywała przyniesione posiłki.  Jakaś to bardzo wesoła uroczystość była. 

koniec ceremonii - odpoczynek
Na koniec wszyscy sie zebrali i szybkim marszem opuścili plażę, pozostawiając śmieci i resztki jedzenia na piasku. Najpierw pobiegły tam dzieci i powybierały jajka, następnie resztkami zajęły się  psy, a potem przypływ zabrał z sobą wszystko i wysprzątał plażę.
na końcu ucztowały psy
Balijczycy uważają, że każdy powinien żyć zgodnie z zasadami moralnymi, z których za najważniejsze uznali: dobre zachowanie (kayika), rozsądna mowa (wacika), czyste myśli (manacika). Natomiast za bardzo złe uznali takie cechy i postępowanie, jak chciwość, zazdrość, oszczerstwo. Stosują też nakazy - nie kradnij, unikaj gniewu, a zalecają zachowanie czystości duchowej. Ale czy w codziennym życiu przestrzegają tych zasad? Nie sądzę.

noszenie koszy z owocami to przywilej i obowiązek kobiet
Chociaż ja spotykałam się tam tylko z życzliwością ludzi i udzielał mi się ich stoicki spokój i radość z każdego następnego dnia, że żyjemy, że świeci słońce, że mamy co jeść, że nie ma wojny, ani żadnego innego kataklizmu. Na plaży w Sanur zawsze było pięknie i sielankowo. Pomimo dużej ilości ludzi przebywających na plaży, było spokojnie, bez żadnych wrzasków, walenia piłką w plażowiczów, czy sypania ich piaskiem przez niesforne dzieci. Nawet gdy się nie kąpałam w morzu, przychodziłam tam posiedzieć sobie na betonowej ławce, aby przyglądać się pięknemu otoczeniu.

na plaży
Często zagadywał mnie pan mający tu swój warung z jedzeniem. Nieraz jadłam u niego kolacje. Z początku mówiłam mu, że nie znam angielskiego, więc nie mogę z nim rozmawiać, ale pan nie dawał za wygraną. Może znam niemiecki? zagadywał, nie znam. To może francuski? nie? z pewnością rosyjski? też nie? śmieliśmy się z tego bardzo. Nie chciałam mu powiedzieć z jakiego jestem kraju, więc Pan zaczął zgadywać. Nie z Holandii? z Włoch? nie? to z pewnością z Finlandii! Wybuchnęliśmy śmiechem. Myślę, że on specjalnie omijał nazwę Polski, żeby droczyć się ze mną dłużej. W końcu mu powiedziałam. Cały czas karmił mnie orzeszkami. Przedstawilismy się sobie, miał na imię Tanu, na mnie mówił Sofia. Trochę jednak po angielsku się dogadywaliśmy. Pytał co już na Bali zwiedziłam, czy na Jawie byłam, na Lombok? mówił co jest ciekawego do zwiedzania na jego wyspie, gdzie jeszcze nie byłam. Tak to właśnie bywa w podróży, że rozmowy z nieznajomymi, przychylnie do nas nastawionymi ludźmi bywają bardzo przyjemne. Prawie codziennie spotykaliśmy się przy jego warungu i za każdym razem starałam się coś kupić u niego, żeby jakąś korzyść miał z tych spotkań i pogaduszek. Tanu powiedział mi gdzie jest przystań łodzi, które wożą ludzi na różne pobliskie wyspy i postanowiłam gdzieś popłynąć.

widok z ogrodu
Gdy w 1904r u wybrzeży Sanur rozbił się chiński statek, Balijczycy splądrowali wrak i zabrali wszystko, co się zabrać dało. Wszystko to z powodu wiary mieszkańców wyspy w czarną magię. Według ich wierzeń, wraki to dar zsyłany im specjalnie przez boga morza Baruna. Byli przekonani, że zabieranie wszystkiego ze statków rozbijających się u ich wybrzeża, to ich prawo i powinność.

na terenie świątyni
Holendrzy bardzo się wściekali na takie wierzenia, bo chociaż ich statki nie rozbijały się, a tylko cumowały nieopodal, również kilka razy były ogołocone ze wszystkiego, co się na nich znajdowało. Rzecz w tym, że trudno było Europejczykom uwierzyć w to, że to nie kradzież, tylko obowiązek tubylców, co Bóg zsyła, to Balijczyk wziąć powinien.
Z czasem podpisali z Balijczykami traktat, który zabraniał tubylcom okradać statki holenderskie (ale Holendrzy nadal mogli okradać Bali i wywozić wszystkie dobra i bogactwa z wyspy). Gdy więc Balijczycy znowu złupili statek holenderski, Holendrzy wykorzystali to do rozpoczęcia wojny z radżą Badungu. To wtedy właśnie odbyła się słynna rzeź Balijczyków, ponieważ szli oni pod lufy holenderskie całymi stadami, a prowadził ich król. To się nazywało puputan, czyli rytualne, masowe samobójstwo. Wiele Holendrzy mają na sumieniu w stosunku do Balijczyków i nie tylko.

ja na promenadzie w Sanur
Sanur, to mała miejscowość turystyczna, ale jest tu kilka ciekawostek, jak np.Muzeum Le Mayeura, w domu belgijskiego malarza, który przyjechał do Sanur w 1932r i został tu 26 lat. Muzeum to mieści się blisko plaży z jednej strony i pola golfowego, z drugiej strony, nieopodal ulicy Hang Tuah, która prowadzi do zatoki, z której wypływają statki. W przepięknycym ogrodzie pełnym rzeźb, można podziwiać obrazy i rzeźby tego właśnie artysty, Jeana Le Mayeura de Mepresa, którego Balijczycy mają prawo uznawać za swojego, ponieważ tutaj najdłużej mieszkał i tworzył aż do swojej śmierci.

Muzeum Le Mayera
Są tutaj również bardzo interesujące i intrygujące świątynie, jak Pura Segara. Od strony plaży mieści się tam ładna restauracja z kuchnią śródziemnomorską, indonezyjską  oraz międzynarodową. Warto zwiedzić tą świątynię, a następnie odpocząć w pięknej scenerii i posilić się, ponieważ zyski z restauracji przeznaczone są na potrzeby mieszkańców Sanur. W Sanur mają też w sprzedaży piękną ceramikę, w bardzo znanym sklepie Sari Bumi. To dobra pamiątka z Bali i wyraz uznania dla balijskich artystów.

przed Cafe Bamboo w Sanur
                              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz