niedziela, 12 sierpnia 2012

Liczenie po indonezyjsku


Gdy poszłam do właściciela hotelu w Jakarcie przedłużyć swój pobyt, stwierdziłam, że mają  oni swój, nieco specyficzny sposób liczenia dób hotelowych. Np. wchodzę do hotelu 26 sierpnia i chcę wynająć pokój na 4 doby. Doba zaczyna się o godz.12.oo w południe i trwa do następnego dnia, do 12.00 w południe? tu się zgadzamy. No to płacę za cztery doby i właściciel hotelu liczy: 26, 27, 28 i 29 sierpnia - 4 doby, czyli 29 sierpnia zwalniam pokój. Jak to? dziwię się. Według moich wyliczeń mam pokój do 30 sierpnia i przed godziną 12.00 w dniu 30 sierpnia powinnam zwolnić pokój. Jak to? dziwi się właściciel hotelu. No tak to.

                                             sjesta

Wzięłam z jego biurka kartkę i długopis i piszę: 26 od godz.12.oo w południe do 27 do godz.12.oo w południe, to jedna doba, tak? z 27 na 28 - druga, z 28 na 29 - trzecia i z 29 na 30 czwarta doba, zgadza się. Czyli 30 sierpnia do godziny 12.oo muszę zwolnić pokój. Wtedy dopiero mijają cztery doby. Właściciel zaskoczony. Znowu liczy i mu na 29 sierpnia wychodzi. Ok, mówię. Zróbmy to inaczej. Policzmy how many night I,m sliping in room, ok? i znowu liczę i rysuję na kartce i znów wychodzi, że czwartą nocą do wyspania się w jego pokoju jest noc z 29 na 30 sierpnia. Właściciel jeszcze bardziej zdziwiony. No nie! myślę sobie, jak mu to można prościej wytłumaczyć? każdy tu o jedną noc śpi krócej, niż zapłacił? niezły interes. W końcu właściciel uśmiecha się do mnie. Oddycham z ulgą, wreszcie pojął. Upewniam się: no to 30 sierpnia out from room, ok? ok, odpowiada, ale ja już nie jestem taka ufna, jak na początku. Daj mi kwit, mówię, bo gdy inna person będzie tego dnia w recepcji, to każe mi dopłacić, skoro wszyscy tak tutaj liczycie doby. Napisał na żółtym papierku, room 8 out 30.08.przybił pieczątkę i tyle. Lakonicznie, ale dobre i to.

                                           mój pokój

Ale od tej pory już się pilnowałam i w każdym hotelu dokładnie liczyłam doby i prosiłam o jakikolwiek kwit.
Trzeba się pilnować. Jak widzą, że przykłada się wagę do dat i pieniędzy, upewnia się co do dnia i godziny zwolnienia pokoju, to sami również poważniej podchodzą do klienta i nie szachrają tak. W homestay było wszystko ok. Cały czas zastanawiałam się, jak tu znaleźć dworzec autobusowy, ponieważ do Ubud chciałam jechać, do Kuty i do innych jeszcze miejscowości, ale jak tam autobusy jeżdżą, mogłam tylko na dworcu autobusowym się dowiedzieć. Noclegi zapłaciłam już do końca pobytu i z tej bazy noclegowej miałam zamiar korzystać przy dalszym zwiedzaniu wyspy.  Tutaj już wszystko, co ciekawe zobaczyłam, w morzu się napławiłam, różne uroczystości pooglądałam i czas wyruszyć w interior, ale od kilku dni dworca autobusowego znaleźć nie mogę.Poszłam więc na drugą stronę ulicy, do Ina The Hotel Bali, ponieważ w jednym z folderów doczytałam się, że tam jest przystanek autobusu, którym można objechać kawałek wyspy. Na tablicy przed hotelem była pokazana trasa autobusu z przystankami: Hotel Hayat, Grand Hotel Bali, Monument Periungan Rakyat Bali, Pasar Bandung, Museum Bali, Pasar Burung Satria, Taman Budaya i znowu Grand Hotel Bali.

                                    łodzie rybackie
Trasa ciekawa, chciałam kupić bilet na ten autobus, który nazywał się Parawisata. Przed hotelem, przy tej tablicy czekała już grupka ludzi, więc postanowiłam popytać. Otóż rozczarowałam się, bowiem okazało się, że to są te autobusy, które już widziałam przy lotnisku. Są one bezpłatne, bo tylko dla gości tych, a nie innych hoteli i taki wolny strzelec, jak ja, nie może takim autobusem jechać. Spojrzałam na swój folder i zobaczyłam, że oprócz rozkładu jazdy Rute Schuttle Bus Tour Kota Denpasar, czyli tego hotelowego Parawisata, są też podane godziny jazdy autobusu pod nazwą Public Transport Chart. Noo! taki public transport, to w sam raz dla mnie, ja należę z pewnością do turystów korzystających z public transport. Pytam więc, czy tutaj również podjeżdżają te autobusy? i pokazuję folder panu w recepcji Grand Hotel.
                                                 zagladałam w takie urokliwe podwórka

Pan mi na to, że nie ma takiego autobusu. No to może spod innego hotelu jeździ ten public bus? ja na to, nie, nie, ani z Grand Hotel, ani z żadnego innego, pan mi na to, taxi and bemo you give! radzi życzliwie. Jak to? dziwię się, przecież jest napisane, upieram się. Pan na to, że no aktual, taxi and bemo only. Trochę mnie to zdenerwowało. Przecież nie pisali by w folderze, że jest coś, czego nie ma. Chociaż? pamiętam, jak szukałam z mapką w ręku monument tsunami. Był na mapie, był na tablicach informacyjnych na ulicach i przy szosach dojazdowych z różnych stron miasta, a samego monumentu nie było. Dopiero jeden policjant wytłumaczył mi, że jest dopiero projekt tego monumentu u miejskiego architekta na biurku i może w przyszłym roku będzie stał tam, gdzie pokazuje mapa. W tej Azji różnie bywa i niczego nie należy być pewnym. Nie, to nie. Poszłam sobie zwiedzać inne atrakcje.

                                    informacja turystyczna

W informacji turystycznej kupiłam bilet na następny dzień na statek, aby pojechać na wyspę Lembongan i przy okazji dopytywałam o dworzec dla public bus, ale każdy kierował mnie pod ten właśnie Grand Hotel Bali, który stał naprzeciw mojego hotelu. Czarna rozpacz. Uparłam się na ten public bus, ponieważ jego trasa odzwierciedlała dokładnie to, o co mi chodziło: Sanur-Tegal Terminal-Kuta Area-Ngurah Rai Aiport!!! i to było to! tym właśnie autobusem mogłam dojechać na samo lotnisko, gdy będę wylatywała z Bali. Mogłam nim jechać do Kuty, potem na lotnisko, żeby w dniu wyjazdu z wyspy, kiedy liczy się każda minuta, mieć już wszystko opanowane i nie błądzić. Skąd do diabła jeździ ten autobus!

                               przed moim hotelem - widok z wewnątrz

Chodząc po ulicach, ciągle jest się zaczepianym przez kierowców taxi i bemo. Bemo to są takie nieduże samochody, ni to otwarte autobusy, ni to furgonetki z dwoma ławkami po bokach. Może są i tanie, ale dopiero wtedy, gdy zbiorą komplet pasażerów. Jeżeli chce się jechać już, to policzą za wolne miejsca tym, którzy jadą i wtedy nie wychodzi tanio. Można, albo przepłacić, albo czekać cierpliwie, aż zbierze się komplet ludzi, chcących jechać w tym samym kierunku. Taxi natomiast zedrą z człowieka ostatnią rupię! Gdy pytałam z ciekawości taksówkarza, ile wziąłby za kurs na lotnisko, odpowiedział, że 300.000 rupii!  Chory człowiek, pomyślałam. Gdy się targowałam, twierdząc, że nie jestem idiot turist i znam ceny na Bali, to łaskawie schodził do 150.000 rupii. Gdy o to samo pytałam kierowcę bemo, to kręcił. A where? today? a ile person?a spod którego hotelu? a rano, czy wieczorem? Człowieku, denerwowałam się, nie umiesz na proste pytanie odpowiedzieć? how much for air port bemo? to ty mnie zasypujesz pytaniami? zaczepiasz mnie ciągle, chcesz żebym z tobą jechała, a gdy pytam o cenę, to nie odpowiadasz? co to za różnica, którego dnia chcę jechać? na każdy dzień inne price masz? W końcu deklarował, że za 90.000 rupii mnie zawiezie, jak będzie komplet, a po długich targach zszedł na 80.000 i ani rupii mniej. Tak to tutaj wyglądało.

                                                                       bemo

Wróciłam do siebie i już z daleka widzę przed wejściem do mojego homestay sporą grupę ludzi, a na chodniku kupę walizek,  plecaków, desek surfingowych i innych tobołów. Na co ci ludzie czekają? pytam swojej gospodyni siedzącej w swoim ciasnym kantorku zawalonym rupieciami, w tej wielousługowej hotelo-sklepo-laundro-info-kasie od wszystkiego. Na bus on aiport, odpowiada radośnie (chyba z powodu, że biznes się kręci?), comeback go home, dodaje. On air port? dziwię się niepomiernie i upewniam się: wspólnie bemo zamówili? No, na to moja gospodyni, They go public transport bus for air port. Tutaj? nie mogę wyjść ze zdumienia. Bus public transport stąd jeździ? near? no, normalnie mowę mi odjęło! mieszkam tu już tak długo i nie wiem tego? po całym mieście public transport szukam codziennie?

                                        w parku

Gospodyni nie tracąc dobrego samopoczucia, poufale, bo zna już mnie przecież, odchyliła ręką te wiszące wszystkie szmaty na sprzedaż i pokazała mi ogromny plakat ze zdjęciem autobusu i rozkładem jazdy public transport bus, po czym dodała, ze ticket również u niej się kupuje, wszystko tu na miejscu się kupuje i jedzie, nie trzeba nigdzie bagaży dźwigać, chwaliła swoją wielozadaniową działalność i troskę o klienta. No chyba przewrócę się z wrażenia na bruk! Wszystko tu na miejscu załatwię? a how much ticket for airport? zapytałam i dowiedziałam się, że 25.000 rupii! no proszę! a mówiłam, że musi być na tej wyspie jakiś publiczny autobus na lotnisko, za normalne pieniądze! i jest! próbowałam zatuszować swoją głupotę, żeby moje było na wierzchu, ale naprawdę ucieszyłam się, że tutaj właśnie zatrzymałam się na cały czas pobytu na Bali. Problem powrotu był załatwiony, więc zainteresowałam się możliwością wykorzystania pozostałego mi jeszcze czasu i przemieszczania się po wyspie. Do Ubud i Kuta również ze swojego hotelu mogłam jechać. Niesłychane! zaraz mi się humor poprawił, poszłam na piwo i zaplanowałam sobie najbliższe dni.

                                    boczne uliczki Sanur

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz