wtorek, 7 sierpnia 2012

Bali


O godzinie 12.15 wyruszyliśmy autokarem w podróż na wyspę Bali. Do Denpasar powinniśmy dotrzeć o godzinie 12.oo w południe dnia następnego.

powitanie
W cenie biletu były cztery posiłki spożywane na postojach, w specjalnych restauracjach rozmieszczonych wzdłuż całej wyspy Jawa pn."Servis Bus Express".Już na wstępie wręczono nam vouchery na te posiłki. Niezależnie od tego, dokarmiano nas również w autobusie. Gdy tylko się usadowiliśmy na przydzielonych miejscach, rozdano nam po pączku z dziurką i po dwa oryginalnie zamknięte kubki wody mineralnej. Pełen wypas! Wszystkie bus servis były w takim samym stylu, jak to zawsze bywa w sieciowych lokalach - wielka zadaszona hala bez ścian i drzwi z wieloma stolikami dla konsumentów. Wzdłuż jednej ściany długie stoły, na których stały różne potrawy, część z nich w ogromnych garach na podgrzewaczach, część na zimno. Były też różne napoje i desery. Na wstępie pani odrywała każdemu z vouchera jeden kwit w odpowiednim kolorze, a następnie braliśmy talerze i każdy idąc wzdłuż tej długiej lady, nakładał sobie co chciał w dowolnej ilości. Gdy zapomniałam zabrać swojego napoju, boy z czarującym uśmiechem doniósł mi szklankę do stolika, więc zapytałam go, w jakiej jesteśmy miejscowości. Gdy nie zrozumiałam, napisał na serwetce, że to jest Waleri w stanie Kendal.

na takim łańcuchu?!
Wszyscy byli dla mnie nadzwyczaj uprzejmi i pomocni. Wskazywali gdzie powinnam z voucherem podejść, który kolor talonu podać, gdzie są sztućce itp.W bus servis korzystało się również z łazienki oraz można było kupić sobie napoje, owoce lub pamiątki w małych sklepikach usytuowanych tuż obok. Ja nic nie kupowałam i to nie z chytrości, ale dlatego, że miałam w autobusie 1,5 l wody, a posiłki serwowane po drodze w zupełności mi wystarczały. Pamiątek z reguły nie kupuję, bo oszczędzam miejsce w plecaku. Wolę jakieś mapki, informatory, a na pamiątkę mam przecież zdjęcia. Sama jazda była bardzo wygodna, lotnicze fotele były rozkładane, każdy miał specjalny podnóżek, żeby nogi wygodnie lażały i nie puchły w czasie długiej jazdy. Pamiętam swoją podróż autokarem z Warszawy do Londynu - to był koszmar! a tutaj proszę! pełen komfort. Zajmowałam oba miejsca, więc mogłam sobie w jeszcze wygodniejszej pozycji ucinać drzemkę co jakiś czas. Każdy pasażer dostał jasiek i kocyk do przykrycia się, ponieważ w autobusie cały czas działała klimatyzacja. Okna w autobusie były panoramiczne. Z ciekawością oglądałam mijane wsie i miasteczka, które były bardzo kolorowe, bardzo czyste i bardzo zielone. Indonezja jest po prostu piękna!
Całą noc solidnie spałam, tak że na śniadanie współpasażerowie musieli mnie budzić.  Gdy jeszcze do łazienki chciałam pójść się umyć, poprosiłam jedną kobietę, aby w razie co, poprosiła kierowców, żeby na mnie zaczekali. Odpowiedziała, że beze mnie napewno nie odjadą, wszyscy zawsze sprawdzają czy ja jestem w autobusie i dopiero jadą. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jestem pod taką opieką i każdy mój ruch obserwowany jest, ale jest to kontrola z sympatii i troski o mnie. Byłam w tym autobusie jedyną obcokrajową pasażerką. Potem to już straciłam rachubę czasu i miejsca, nie wiedziałam czy jesteśmy jeszcze na Jawie? (czy we śnie?) czy już na Bali? nie chciałam przespać chwili, gdy będziemy na prom wjeżdżać, ale godzina była już taka, że na Bali powinnyśmy być. Zagadałam więc młodego Indonezyjczyka. Oni wszyscy tu od dziecka znają język angielski i chociaż ja mniej - dogadaliśmy się. Okazało się, że mamy solidne opóźnienie i jesteśmy jeszcze na Jawie. Jechało z nami dwóch kierowców na zmianę i jechali bardzo szybko. Moim zdaniem za szybko, jak na te indonezyjskie drogi, mimo to mieliśmy opóźnienie. Pomyślałam sobie, że może w nocy gdzieś staliśmy na postoju, żeby kierowcy się wyspali? a ja spałam i nie widziałam tego? no bo skąd takie opóźnienie przy takiej szaleńczej jeździe? Trochę się niepokoiłam, bo jak do Denpasar zajedziemy po ciemku, to jak ja hotel znajdę? Mój niepokój był uzasadniony.

parasale typowe dla Bali
Zamiast na godzinę 12.oo w południe - w Denpasar zameldowaliśmy się o godzinie 22.oo!!!! no i oczywiście akurat przespałam ten moment i chyba dość długo panowie mnie budzili, aż w końcu dotarły do mnie słowa....madam, we are in Denpasar. Podziękowałam, wzięłam plecak i wysiadłam. Nikogo z pasażerów już nie było. Moja walizka stała na chodniku. Chyba długo mnie budzili - powinni mną potrząsnąć jak należy, to bym zaraz oprzytomniała, ale oni bali się mnie ruszyć i tylko przemawiali do mnie uprzejmie. Ale kompromitacja! Autobus odjechał do zajezdni, a ja zostałam sama w ciemności. No to masz problem Małecka, pomyslałam sobie. Gdy wzrok przyzwyczaił się do ciemności, rozejrzałam się i zobaczyłam security przed sąsiednim budynkiem. Podeszłam pogadać i okazało się, że świat nie torba, wszędzie gdzie są ludzie można uzyskać pomoc i potrzebne informacje. Pan skierował mnie do pobliskiego hotelu "Mahajaya Tower", dosłownie 200m za dworcem autobusowym. Wtargałam plecak i walizkę po stromych schodach na górę, do recepcji, wychodząc z założenia, że nawet gdy nie będzie tutaj wolnych miejsc lub nocleg będzie za drogi i tak zostawię tu na noc walizkę, a z plecakiem pójdę szukać innego hotelu i następnego dnia wrócę po walizkę.
Ale były wolne pokoje, bo przecież koniec sierpnia był, law sezon  na Bali. Ze 140.000 rupii pan zszedł do 120.000 i zawiesił się. Ani grosza nie dało się już wytargować, a ja miałam przy sobie jedynie 116.000 rupii.
Tommorow go to bank and to pay, ok? zapytałam, a pan na to, że tommorow is holliday i bank is clossed. Znowu weekend? zdziwiłam się. Nie wiem, jak to się dzieje, ale każda moja zmiana hotelu lub podróż, na weekend przypada, chociaż za każdym razem powtarzam sobie, że to już ostatni raz pozwalam sobie na taką lekkomyślność. Nic wówczas załatwić nie można w krajach azjatyckich. Ale za każdym razem sytuacja się powtarza i okazuje się, że znowu is holliday! w końcu dogadaliśmy się, że jutro, wyjmę pieniądze z ATM i mu dopłacę. Nic mi w tej chwili nie było tak potrzebne, jak zimny prysznic i wygodne łóżko! oprzytomniałam w łazience, gdzie okazało się, że żadnego prysznica nie będzie, bo to przecież indonezyjskie łazienki są, czyli kafelkowy cebrzyk i plastikowy kubełeczek do polewania się wodą. Najważniejsze jednak jest to, że mogłam się umyć, schłodzić zimną wodą i wyspać w pozycji leżącej.

dla pieszych brakuje czasem miejsca na chodniku
Następnego dnia dopłaciłam panu za pokój i zapłaciłam za następną noc, ponieważ ogladając ulice miasta w poszukiwaniu ATM, stwierdziłam, że półtora dnia na zwiedzanie Denpasar w zupełności mi wystarczy. 120.000 rupii indonezyjskich to trochę ponad 40 złotych jest, ale z solidnym śniadaniem i blisko bus station, skąd chcę jechać do innego miasta na wyspie. Śniadania nie były takie, jak w hostelach, typu tosty plus dżem i kawa, ale solidne jedzonko, jak na obiad, tj. ryż z mięsem i warzywami, jajka na twardo, bułeczki no i tosty z dżemem również oraz kawa i herbata. Pokój w miarę czysty z dostępem do kontaktu elektrycznego, co umożliwia naładowanie całego sprzętu elektronicznego i zrobienie sobie kawy, bo kawę tutaj podają okropną! To co ja będę czas na szukanie innego hotelu traciła. W Denpasar na Bali podobnie, jak w Jakarcie na Jawie, ścisk i hałas straszny. Motorów i skuterów jeszcze więcej, niż na wyspach tajlandzkich, a tam myślałam, że gorzej już być nie może. Z początku myślałam, że to jakiś rajd motocyklowy, ale to codzienność azjatycka, niestety. No i mnóstwo samochodów. Zanieczyszczenie powietrza alarmujące, że powinno się maski na twarz zakładać wychodząc na ulice miasta. Ale obejrzałam Denpasar, chociaż  raczej z obowiązku, skoro już tu się znalazłam, po czym zastanawiałam się, gdzie najpierw jechać - do Ubud w głąb wyspy, czy do Sanur nad morze.

dzieci z kolbami kukurydzy
Oba miasta są dla turysty atrakcyjne. W końcu pozostawiłam sprawę losowi. Do którego z tych miast będzie szybciej autobus, tam pojadę. Bus station przy którym mieszkałam był dla autobusów dalekobieżnych. Przemieszczanie się do miasteczek na wyspie Bali było możliwe blue busami, odchodzącymi z innego dworca autobusowego, na tyle oddalonego, że zamówiłam sobie pod hotel "bemo", taki rodzaj rikszy? tuk-tuka? i pojechałam. Na dworcu blue busów, znowu jazgot właścicieli różnych firm przewozowych, jak w Jakarcie! Dwóch jazgotało do mnie jednocześnie, pokazując na ten sam blue bus. To który z was tym jedzie? oba? pytałam zdezorientowana. Z właścicielem chcę mówić, z jednym i spokojnie, ok? postawiłam warunki. Został jeden i zaczęliśmy się targować. Do Sanur chcę jechać. Do Sanur 70.000 rupii mówi on. To za dużo, do Sanur nie jest daleko, mówię ja, jakbym miała pojęcie gdzie to jest. To 60.000, mówi on. To też za dużo, mówię ja i odchodzę. Facet łapie mnie za plecak i spuszcza z tonu - 55.000, pisze pisakiem na wewnętrznej stronie swojej dłoni, to ja biorę pisak i na swojej piszę 40.000, na co on kiwa głową i na swojej dłoni przerabia na 50.000, ja pokazuję swoją powtórnie, on, że już niżej z 50 tys.zejść nie może, ja na to, że ok, ale gdy w ramach tych 50.000 będzie ze mną szukał taniego i czystego hotelu w Sanur. You look cheap and clean hotel for me, ok? - ok! no to piątka! transakcja została zakończona. Wziął moje bagaże i poszliśmy, wymijając po drodze cały sznur błękitnych pojazdów, oczekujących na klientów. Nie okłamał mnie. Cierpliwie jeździł ze mną po Sanur i szukał odpowiedniego hotelu. Dyskutował i targował się w moim imieniu, a w swoim języku i w końcu zdecydowaliśmy się na Home Stay za 110.000 rupii, co naprawdę jest tanio, biorąc pod uwagę, że Sanur, to mocno turystyczna miejscowość, znany i polecany kurort na Bali, więc wszystko jest tu z gruntu droższe, niż w Denpasar i innych miejscowościach w głębi wyspy.

Hotel "Home Stay"
No więc w Sanur zamieszkałam w hotelu " Pandok Santhi Home Stay Penginapan" na Jalan Hangtuah 39, który od ulicy wyglądał koszmarnie, ponieważ nie miał przedniej ściany, lecz od razu wchodziło się do recepcji-sklepu-informacji turystycznej i nie wiadomo czego tam jeszcze, w jednym. Samo wejście było skutecznie zasłonięte różnymi towarami, ciuchami, reklamami, zastawione lodówkami z zimnymi napojami, stojakami z kartkami pocztowymi, mapami, no po prostu koszmar. Ale pani była miła i warunki w hotelu o niebo lepsze, niż np. w Dioda Hostel w Jakarcie. Na miejscu był też kantor wymiany walut i "Laundry", gdzie można było oddać swoje rzeczy do prania.  No po prostu wszystko było w tym Home Stay.

moje okno na górze w Home Stay
Pokój był czysty, przestronny z moskitierą, wentylatorem u sufitu i kontaktami elektrycznymi. Miałam też swoją własną łazienkę , typu europejskiego, z normalną umywalką i prysznicem. Super. Po dwóch dniach, dopłaciłam i zostałam tutaj dłużej. Była to moja baza, skąd zwiedzałam pobliskie miejscowości, Ubud i Kuta również. Samo Sanur jest piękne. Plaża przepiękna! właśnie ze względu na nią zostałam tutaj dosyć długi czas. Po gwarnej i zatłoczonej Jakarcie i Denpasarze, takie pławienie się w przejrzystej wodzie i wylegiwanie się w ciszy na żółtym piasku, to dopiero przyjemność! nawet chodząc po mieście ciągle miałam rozrywkę, bo natrafiałam na jakieś barwne korowody Buddystów lub zgromadzenia innych wyznawców no i oczywiście uczestniczyłam w słynnym pogrzebie z paleniem zwłok na stosie włącznie.

plaża w Sanur
Taka zachwycona biegałam po uliczkach i plażach Sanur, że o bożym świecie zapomniałam, a przecież powinnam wybrać pieniądze z bankomatu, bo znowu mnie holliday zaskoczy i będę miała problem. Upatrzyłam sympatycznego młodego człowieka i podeszliśmy do ATM wybrać pieniądze. Bankomat nie dał mi za pierwszym razem pieniędzy tylko jakiś kwit wyrzucił i oddał mi kartę. Pan mi coś tłumaczył, ale mało co z tego rozumiałam, bo byłam bardzo zmartwiona sytuacją. Za drugim razem bankomat pieniądze nam dał, a pan widząc moje zmartwienie, dał mi swoją wizytówkę, na wypadek, gdy stwierdzę, że bankomat dwa razy mi ściągnął z konta pieniądze lub coś innego na moją niekorzyść zrobił, to żebym się z nim przez e-maila skontaktowała, to się umówimy i razem przyjdziemy do banku wyjaśnić sprawę, więc nie mam się już martwić, bo tak, czy owak, sprawa jest do rozwiązania. Byłam zaskoczona uprzejmością tego Balijczyka. Że też wogóle mu się chciało poświęcać mi tyle czasu i jeszcze w razie co, świadczyć na moją korzyść w banku? Bardzo mu podziękowałam i naprawdę byłam bardzo zaskoczona tą sytuacją. Następnego dnia Marcin doniósł mi, że na moim koncie bankowym jest wszystko w porządku, podał mi daty i pobrane kwoty i wszystko było ok! ale wrażenie pozostało. Często zaskakuje mnie podłość ludzka, ale żeby tak zaskoczyła mnie ludzka uprzejmość, to się po prostu nie zdarza. A na Bali i owszem, zdarzało się, nie raz.

deptak nad morzem w Sanur
W sprawie swojego konta zawsze przez internet porozumiewałam się z Marcinem w Warszawie i on to wszystko kontrolował, ponieważ mimo, że miałam z sobą swój laptop, to dostęp do internetu miałam jedynie w kawiarenkach internetowych, a nie chciałam w tej części świata, na obcych komputerach otwierać swojego konta bankowego. Za dużo tu hakerów się zadomowiło. Pocztą mailową bardzo szybko miałam odpowiedzi na swoje pytania i wątpliwości, a Marcin panował nad całością. W Cafe internet liczą sobie dosyć drogo, 4.000 rupii za 10 minut. Biorąc pod uwagę, że internet chodzi tu wolno, jak wół wokół kieratu, to 10 minut mijało nim ja się wogóle ze swoją pocztą połączyłam. Ale potem znalazłam tańszy dostęp do internetu, za 1.500 rupii i działał szybciej. Dobrze, że wogóle był, bo kontaktowanie się komórką z tej części świata, kosztowałoby mnie majątek.
Przez kilka pierwszych dni w danym kraju, zawsze mam kłopoty z miejscowymi pieniędzmi. W Indonezji te rupie mnie przerażały, że takie bezwartościowe są. Nie sposób się połapać. Trzymam w ręku 6 banknotów po1.000 rupii każdy i nic w zasadzie za to kupić nie mogę. Ani śniadania, ani owoców, ani soku. Co to za pieniądze są! Otóż na 1 dolar amerykański trzeba było mieć 9.600 do 10.000 rupii! garściami się za wszystko płaciło, a na dodatek banknoty w Indonezji są tak brudne, że nie wiadomo, jak je w rękę wziąć i doczytać się, jaką wartość mają. Widać tutejsi też nie szanują takich pieniędzy. Czemu tego nie zdenominują?

na plaży zawsze są ludzie
Często jadłam posiłki przy tutejszych warungach na ulicy lub na deptaku przy plaży. Najczęściej był to mix z kurczaka oraz różne warzywa. Mix z kurczaka wyglądał tak, że na liściu bananowca ułożono dwa, trzy patyki, na których nadziane były kawałki kurczaka. Jedne nadziane były na okrągły patyk, drugie na płaski patyk. Każdy z tych patyków był inaczej doprawiony i stąd ten mix. Ale zawsze był to kurczak na patyku. Mozna też było zjeść ryż z trzema plasterkami kurczaka i bardzo ostrym sosem curry, albo omlet. Omlet po balijsku to był słony naleśnik nadziany ostrą cebulą i czymś zielonym, ale nie był to ani szczaw, ani szpinak. W warungach serwowali też różne sałatki owocowe z papai, arbuza, anansa i banana, doprawionymi limonką, oraz świeżo wyciskane na oczach klienta soki z owoców. Mój ulubiony sok to pinapple. Jedzenie w Indonezji było w porządku. I przy warungach i w kafejkach nadmorskich.

widok na morze w czasie spożywania lunchu
Teraz jadę położyć się pod czołg na Rondzie Wiatraczna.
cdn.
Wróciłam, to dopiszę trochę o samej wyspie Bali.
Podobno kiedyś, bardzo dawno temu, Bali nie była osobną wyspą, lecz stanowiła jedną całość z Jawą. Cieśnina, która teraz dzieli Jawę od Bali ma niecałe 3 km i jest stosunkowo płytka. Przed ostatnim zlodowaceniem, zarówno Bali i Jawa, jak również Borneo i Sumatra, połączone były z kontynentem azjatyckim, a Nowa Gwinea z Australią. Ale teraz mamy, jak mamy, chociaż w przyrodzie wszystko cały czas się zmienia, czego my nie zauważamy gołym okiem, bo nasze życie za krótko trwa, abyśmy takie zmiany zauważali. Przyroda, w odróżnieniu od człowieka-trwa wiecznie, chociaż ostatnio zaczynam wątpić czy będzie w stanie przetrwać eksploatację i  wandalizm ludzi.

kolorowe powozy konne uczestniczące w korowodzie
Na Bali główną religią jest buddyzm i hinduizm w odróżnieniu od Jawy, gdzie głównie mieszkają muzułmanie. Hinduizm zmieszał się z buddyzmem na Bali, ale niestety, w społeczeństwie nadal panuje system kastowy. Bali, jak wiele państw azjatyckich, nie uchroniło się przed kolonializmem. Najpierw zaczęli tam swoje królestwa tworzyć Hindusi, a następnie wyspą zainteresowali się Holendrzy, którzy penetrowali ją już w roku 1597. W 1799r rząd holenderski oficjalnie tworzy tam swoją kolonię, a w 1846r przybywa na Bali pierwsza holenderska ekspedycja wojskowa. Holendrzy zasłużyli się dla Bali jedynie w tym, że zakazali niewolnictwa i palenia wdów na stosie, ale szkód, jakich balijczycy doznali od kolonizatorów było więcej i były one bardziej okrutne.

okrętujemy się na łajbę, aby popłynąć na sąsiednią wyspę
 Wogóle Bali bywała często narażona na różne nieszczęścia, kataklizmy, wojny domowe i wojny z obcymi, jak np: Holendrzy w 1906r zaatakowali pałac Radży, który zginął wraz z rodziną, a inni popełnili zbiorowe samobójstwo (puputan), w 1917r ogromne trzęsienie ziemi spustoszyło wyspę, zniszczyło wiele wsi i świątyń. W 1942r nastąpiła inwazja Japończyków na Indonezję, która zakończyła się dopiero po kapitulacji Japonii w sierpniu 1945r, w związku z zrzuceniem przez Amerykanów dwóch bomb atomowych na Hiroszimę i Nagassaki. Japończycy znani byli ze swego okrucieństwa, równie brutalni byli w stosunku do Balijczyków, których podejrzewali o współpracę z Holendrami, dlatego nikt nie współczuł Japończykom, uznając że spotkała ich ze strony Amerykanów zasłużona kara. Po II wojnie światowej Sukarno, indonezyjski przywódca polityczny, ogłasza w końcu niepodległość państwa, ale zostaje bezpardonowo odsunięty od władzy przez powracających na wyspy indonezyjskie Holendrów, którzy idą tu, jak po swoje i ustanawiają Państwo Wschodniej Indonezji, w którego skład wchodzi również wyspa Bali. Od tej pory trwają tu ciągle walki partyzanckie (wybijał się tu charyzmatyczny bojownik i męczennik I Gusti Ngurah Rai, tworząc Ludowe Siły Bezpieczeństwa), ale dopiero w 1949r Holendrzy uznali niepodległość Indonezji.

z widokiem na morze
W 1963 r wybucha największy wulkan Gunung Agung, pozbawiając życia tysiące Balijczyków. W 1965r ok.200 tysięcy ludzi ginie na Bali, a prawie pół miliona wogóle w Indonezji  podczas próby przejęcia władzy przez komunistów. Indonezyjczycy, jak już się dobrali do strzelb i noży, to walili na oślep, załatwiając przy okazji swoje porachunki nie tylko z wrogami narodu, ale i z sąsiadami. Mordowano się nawzajem, całe wsie znikały z powierzchni ziemi, a krwawy i bezwzględny generał Sarwo Edhy miał ponoć powiedzieć takie słowa: "Na Jawie musieliśmy ich zachęcać do zabijania komunistów, na Bali trzeba ich było powstrzymywać". Tacy byli napaleni na walkę Ci Balijczycy. 12 października 2002r muzułmańscy terroryści z Jawy rzucają bomby na dwa  nocne kluby  w turystycznej miejscowości Kuta, zabijając prawie 200 ludzi, w tym również, a może głównie cudzoziemców. Wśród cudzoziemców najwięcej było Australijczyków, bo mają oni najbliżej na Bali. W 2005r zamachy bombowe się powtórzyły, chociaż już na mniejszą skalę, jednak turystyka na Bali się załamała.  

widok na łódki w zatoce
Architektura na Bali ma ścisły związek z religią. Projektując domy, nie tylko mieszkalne, czy świątynie, zawsze mają na uwadze koncepcję, zwaną Triloka, czyli trzy światy:
1)sfera górna - głowa czyli dach, niebo
2)sfera środkowa - tułów, czyli strefa mieszkalna, ziemia,
3)sfera dolna - dolna część ciała, czyli fundamenty, kraina cieni
Poza tym budynki zawsze stawiano tam przodem w kierunku gór, wulkanów. Według wierzeń hinduistyczno-buddyjskich w środku wszechświata znajduje się góra Meru, która jest domem bogów. Świętość przestrzeni ma do dnia dzisiejszego duże znaczenie w architekturze. Góry miały dla Indonezyjczyków większe znaczenie, jak morze. Niektóre świątynie budowano wysoko w górach, a potem z pełnym poświęceniem wnoszono tam dary po stromych, niewygodnych ścieżkach. Balijskie świątynie (pura), mają przestronne pomieszczenia, ale zbudowane są z nietrwałych materiałów - drewna lub cegły, a kryte są suszoną trawą. Z tego względu wymagają ciągle napraw. Charakterystyczne dla balijskich świątyń są strzeliste, rozszczepione bramy, symbolizujące materialne pęknięcie świata, przez które wchodzi się do królestwa duchów.

Candi Bentar - rozszczepiona brama
Na teren świątyni nie można wchodzić z odkrytymi ramionami, plecami, ani w szortach czy mini spódniczkach. Należy być stosownie ubranym, a jak nie ma się takiego ubrania, no bo przecież w taki upał Europejczycy chodzą ubrani szczątkowo i niechlujnie, to na miejscu można wypożyczyć sarong i okryć sobie wszystko tak, aby nie narażać się tutejszym ludziom. Na wewnętrznym terenie świątyni stoi zazwyczaj kilka pawilonów (bale) i pagód. Świątynie na Bali nie są używane tak na codzień, jak buddyjskie świątynie w Sri Lance. Balijczycy przychodzą do swoich świątyń jedynie w święta. Przynoszą wówczas kwiaty i materiały, którymi opatulają różnych bożków. Dary z jedzenia i kwiatów noszą na plażę. W Sri Lance właśnie dary nosili na teren świątyń, jak również nagminnie odwiedzali swoje buddyjskie świątynie w celach towarzyskich, no ale w Sri Lance innych miejsc na spotkania nie było. Tylko plaża lub teren świątyni. W interiorze, to już tylko świątynie buddyjskie im zostawały do dyspozycji. W Indonezji natomiast jest mnóstwo różnych ciekawych miejsc, kafejek ogrodowych, parków itp, gdzie ludzie mogą się spotykać.
praca na roli
Chociaż wieś nie różni się od innych wsi azjatyckich. Dalej jest tam biednie. Ludzie pracują rękami, motykami i sierpem, a zbiory noszą na plecach. Od najwcześniejszych czasów na Bali uprawiano ryż i dalej są to podstawowe uprawy rolne. Rolnicy integrują się, budują wspólne systemy nawadniania pól, żeby chociaż w taki sposób zmniejszyć koszty, a zwiększyć zyski z uprawy. Na wyspie uprawia się również winogrona i cynamon, drzewa bananowe, mango, kakaowce oraz kawę. Jedne tereny są na Bali mało urodzajne, ale inne wręcz przeciwnie.
życie codzienne toczy się na terenach świątynnych
Uprawia się tutaj wiele warzyw i owoców, również truskawki! Ale Indonezja to ogromny kraj i na poszczególnych wyspach panują inne warunki do uprawy. Dlatego też rolnictwo jest tam zróżnicowane. Ryż jednak był zawsze podstawą upraw rolnych i to on pozwalał przetrwać ludziom w trudnych czasach. Ryż uprawiany jest przez cały rok, to on wyznacza rytm życia na wsi i z nim związane są różne wierzenia i uroczystości religijne. Dlatego też dary, jakie komponuje się różnym bożkom hinduskim i buddyjskim, jako podstawowy składnik, zawierają ryż. Zawsze.

w towarzystwie studentów z Jakarty
                             
Studenci z Jakarty przyjechali na Bali również w celach turystycznych, podobnie, jak ja. Wśród studentów byli muzułmanie, ale nie tylko. Młodzi ludzie przyjaźnią się bez względu na pochodzenie czy religię. Ale faktem jest, że wyspa Jawa w większości jest muzumańska, a Bali buddyjskie.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz