niedziela, 25 listopada 2012

Kuala Lumpur

Autobus przywióżł mnie na Bus Station Puduraya w Kuala Lumpur, który mieści się przy Jalan Pudu. Bardzo dobry punkt do szukania taniego hotelu, ponieważ jest to dzielnica chińska, gdzie zawsze znajdzie się jakieś tanie spanie. Jedzenie znajduje się na każdym kroku i w zasadzie wszędzie jest blisko. Od razu skierowałam się do hotelu Grocer,s między Jalan Sultan, a Jalan Petaling, ale miejsc już tam nie było.

Sky train w Kuala Lumpur
Full people in hotel, powiedział pan. No to zaczęły się schody. Hoteli w Chinatown co niemiara, więc nie zmartwiłam się tak od razu, ale w następnym full, w trzecim-full, w czwartym full. Zrobiło się już ciemno. W hotelu Reggae Bar II-Guesthouse pan powiedział, że zaprowadzi nas (mnie i jednego chłopaka z którym zderzyłam się w drzwiach w jednym z hoteli i od tamtej chwili razem prowadziliśmy poszukiwania) do drugiego hotelu tej samej firmy. Toczyliśmy walizki za tym facetem po ciemnych wąskich uliczkach, w których było niemiłosiernie tłoczno i gwarno, ponieważ była to pora spożywania posiłków na ulicy (wieczorem wreszcie jest chłodniej) i chodniki zajęte były przez stoliki i ludzi siedzących przy nich.
ulica w Kuala Lumpur
W tym drugim hotelu pani w recepcji powiedziała, że też mają full people, ale pan z tego pierwszego hotelu coś jej mówił i mówił, aż wreszcie pani powiedziała, że może mi zaproponować nocleg w pokoju hostelowym sześcioosobowym - łóżko za 25 RM, a chłopakowi w dwuosobowym za 50 RM, w którym już jeden turysta mieszka. Wzięliśmy, bo przecież żadnej alternatywy nie mieliśmy. To i tak tylko na jedną noc, bo łóżka zarezerwowane były od następnego dnia i rano trzeba je oddać. A co jutro? mówię do pana. Może od jutra coś się zwalnia? Oboje przeglądali grafik, ale nic mi znaleźć nie mogli. Wszystko zarezerwowane. Pan obiecał, że jeszcze u siebie w Reggae I sprawdzi i jutro mi powie.
Przed Centrum Turystycznym w KL
Tak więc zakwaterowałam się w wieloosobowym pokoju koedukacyjnym, na górnym łóżku, ponieważ dolne były już zajęte. Chłopak, który był akurat w pokoju i na swoim łóżku pisał na laptopie, powiedział, że hostel jest ok, bezpłatny internet, telewizor, pralka automatyczna, kącik do prasowania i śniadania też są ok. Chłopak miły, wyluzowany Australijczyk. On tutaj już drugi raz jest i zawsze na tydzień.

Wejście o Reggae 1
Dobrze mu mówić. Gdybym miała pokój z samymi kobietami, też byłoby ok, a tak, to dalej muszę jutro hotelu szukać. Sam hotel był w porządku, w stylu szwedzkim urządzony. W kuchni wszystko lśniło czystością, była lodówka, toster, kolorowe kubeczki, miseczki, wszystko z firmy IKEA. Pani mi pokazała, gdzie kawa, herbata, płatki kukurydziane, mleko, serki, dżemiki wyporcjowane, różne rodzaje pieczywa, wszystko super, ale ludzi full.

w takim sąsiedztwie stoi CT
Następnego dnia rano, po śniadaniu i kawie, poszłam znowu szukać hotelu. Zaczepiłam o Reggae I, ale nic się tam nie zwolniło. Nim weszłam, już to wiedziałam, bo podróżnicy z plecakami wchodzili i wychodzili z niczym, mimo to weszłam pogadać ze znajomym już sobie panem. W tym hostelowym wspólnym pokoju kwaterował się jeden chłopak, z którym autobusem zjechałam z gór Cameron Highlands. Jak ten deszcz się rozpadał, to wszyscy w Tanah Rata rzucili się na autobusy do Kuala Lumpur, aż istniała obawa, że nie wszyscy zdołają się nimi zabrać do stolicy. No i ten chłopak powiedział, że to wszystko przez tą pogodę. Jak deszcz pada w atrakcyjnych miejscowościach górskich i nadmorskich, to wszyscy, jak w dym, do Kuala Lumpur walą, bo tutaj zawsze pogoda jest, deszcze tylko przelotne, schładzające, a atrakcji w bród.

Przed wejściem do Centrum Turystycznego
A jak tak dużo turystów hotelu szuka, to już wiadomo, że cheaper nie będzie, bo stałych cen nie ma i hotelarze żądają opłaty w zależności od popytu. Wchodzę do hotelu, bo reklama przed budynkiem pokazuje, że znajdę tu pokój za 25 RM, a w recepcji pani mówi, 60 RM. Ja chcę ten za 25 RM, co na plakacie napisane, mówię. Pani szczerze mnie informuje, że 25 RM pokój kosztuje, jak turystów jest mało, a teraz napór turystów straszny, więc ten pokój 60 RM kosztuje. Cena nie za położenie, kategorię hotelu i  wyposażenie pokoju jest ustalana, tylko za ilość turystów w przeliczeniu na łóżko hotelowe w mieście.

dziedziniec Centrum Turystyki
Kto się boi, że na noc na ulicy zostanie, to zapłaci 60 RM za najgorszą ruderę. Ja jeszcze w takiej desperacji nie byłam, bo miałam umówione, że jak nic nie znajdę to jeszcze jedną noc z panami śpię. Wszystkie moje rzeczy zostały w szafce w Reggae Bar II, a ja szukałam. Przed hotelami to już z innymi plecakowcami na miny i gesty się porozumiewaliśmy, gdy się w drzwiach zderzaliśmy. Niestety, najczęściej kciuk w dół był skierowany i mina skrzywdzonego kundla. Z widzenia się już znaliśmy. Najwięcej turystów było z Tajlandii, Singapuru, Australii, Francji, Niemiec no i z Polski oczywiście.

Wnętrze Centrum Turystyki
W końcu trafiłam do Boolywood Guesthause. Obejrzałam trzy pokoje. Za 30, 40 i 60 RM. Ten za 30 RM odpadł od razu, bo wogóle nie nadawał się do zamieszkania, ten za 40 RM był w porządku, ale potargować się nie zaszkodzi. Udało się obniżyć cenę do 35 RM i ani ringgita mniej. Było już za dziesięć minut dwunasta w południe, a umówione miałam, że jak do dwunastej nie zabiorę rzeczy, to znaczy, że zostaję jeszcze jedną noc w Reggae Bar II i innym chętnym na to łóżko, właściciel odmówi noclegu. Z tego względu chyba nie mogę tego pokoju w Boolywood wziąć od dzisiaj, powiedziałam gospodarzowi nowego hotelu.

Menara wśród wieżowców
Na to pan mi zaproponował, że zawiezie mnie do Reggae motorem, jeśli nie boję się z nim jechać i  wtedy zdążymy rzeczy zabrać. Nie bałam się. Dał mi kask i pojechaliśmy. Na ulicach korki, ale motory pchały się w każdą wolną szparę między samochodami. Światła na skrzyżowaniach to mają tak dziwnie poustawiane, jakoś na skos, że ja nigdy nie wiem, kiedy powinniśmy jechać, a kiedy stać, ale mój kierowca wiedział. Motory ze świateł zrywały się ławą i na pełnych obrotach rwały do przodu, aż przednie koła szły w górę. Jazda była szaleńcza, biorąc pod uwagę specyficzny sposób korzystania z jezdni i styl prowadzenia pojazdów przez Azjatów, ale w pięć minut byliśmy na miejscu. Zdążyłam.

Spacer między wieżowcami
Z tego Boolywood Geusthause  miałam wszędzie blisko i z mapą w ręku swobodnie mogłam zwiedzać wszystkie ciekawe atrakcje miasta. Wejściówki do interesujących obiektów były dla turystów drogie. Malaje bez żenady wywieszali informacje, że dla Malezyjczyka bilet wstępu kosztuje 2 RM, a dla nie Malezyjczyka 10 RM. Zniżki były dla dzieci, studentów i seniorów, ale tylko obywateli Malezji. I koniec dyskusji. Turystyka ma korzyści przynosić, a turyści i tak przyjadą i zapłacą  bo Malezja jest piękna - tak tłumaczą tą sprawę.

wieżowce w Kuala Lumpur
Pokazałam w tym poście kilka zdjęć Centrum Turystycznego, bo to ciekawy obiekt, pełniący wiele funkcji ułatwiających życie turysty w tym ogromnym, nowoczesnym mieście.Oprócz informacji i mapek miasta, można w nim otrzymać informacje o tym, co aktualnie ciekawego w mieście się dzieje, można kupić bilety na różne imprezy, na środki transportu miejskiego ze wskazaniem, czym gdzie dojedziemy, a Kuala Lumpur oferuje do przemieszczania się sprawne metro, sky train kursujące nad miastem oraz autobusy.

miło się spaceruje po takich ulicach
Wśród turystów popularne też są riksze, ale raczej na krótsze odległości i tu umawiamy cenę bezpośrednio z rikszarzem. W Centrum Turystycznym można bezpłatnie skorzystać z internetu, można wysłać pocztę, kupić pamiątki, zjeść lunch, wypić kawę w kawiarence lub obejrzeć wystawę fotografii. Wyświetlają też filmy o historii Malezji, o budowie Petronas Towers i inne. Z pewnością nie wymieniłam wszystkich ciekawych propozycji oferowanych turystom w CT, ale szczerze namawiam do odwiedzenia tego niskiego kompleksu budynków otoczonego ogrodem, położonego wśród wieżowców, w samym sercu miasta.
Pod fontanną obok DT "Pavilon"
Malezja jest piękna i nowoczesna. Warszawa przy Kuala Lumpur, to jak Mława przy Warszawie, niestety.
Kraj ten zamieszkuje 25 milionów ludności, w większości malajskiej, ale znaczną część mieszkańców stanowią również Chińczycy i Hindusi oraz nieliczne grupy innych narodowości. Dlatego ludzie mówią tu w różnych językach, jak w większości niejednolitych z pochodzenia obywateli krajach azjatyckich, ale prawie wszyscy znają język angielski. Oficjalną religią Malezji jest islam, jednakże nikt wyznający inną religię nie ma problemów z tego powodu. Głową państwa jest król, a przywódcą rządu premier. Ciągłe kontakty z krajami pozaazjatyckimi, głównie z europejskimi krajami byłych kolonizatorów - Anglią, Portugalią i Holandią, przyczyniły się do autentycznie stosowanej w życiu codziennym tolerancji religijnej, rasowej i kulturowej. Tak jest już od wielu lat, nim w Polsce wogóle o tolerancji zaczęto mówić. 

nowoczesne budownictwo Malezji
Malezja wyzwoliła się 31 sierpnia 1957r i funkcjonowała jako Federacja Malezji, następnie przyłączyła stany Sabah i Sarawak i tak powstało państwo Malezja. W Kuala Lumpur na Placu Merdeka tego właśnie dnia zdjęto flagę brytyjską, a zawieszono narodową, malezyjską. Plac Merdeka leży w starej części miasta, tam, gdzie miasto powstało w XIXw, u zbiegu rzek Gombak i Klang. Nowoczesne dzielnice miasta, ich szklane wieżowce, szerokie ulice, luksusowe sklepy są podziwiane, ale z przyjemnością idzie się do starych dzielnic Kuala Lumpur, które przesycone są historią narodu i piękne w swoim autentyźmie.

Plac Merdeka nocą
Główna stacja przesiadkowa na sky train, metro i autobusy miejskie nazywa się Sentral Station i mieści się przy Jalan Stesen Central. Chodziłam tam często ponieważ stamtąd miałam różne środki transportu do dalszej podróży po mieście, jak również mieściła się tam ogromna restauracja taśmowa, w której idąc przy taśmie, można było nałożyć na swój talerz różne ciekawe potrawy, których nazw nie znałam i nie umiałabym ich zamówić w innego rodzaju restauracji. Zresztą nigdzie w tanich restauracjach nie było takiego wyboru malezyjskich potraw. Mogłam żywić się w małej knajpce tuż przy moim hotelu, ale nie mieli tam menu, więc ceny brali z sufitu. Kurczak owszem, pokrojony na małe kawałki ale razem z kośćmi, których więcej było jak mięsa i musiałam wydłubywać je mozolnie aby nie skaleczyć sobie gardła.

Nowoczesny holl dworca
Nie dodawali do porcji nawet  marnych trzech plasterków ogórków, jak w innych blaszakach, a gdy uzgodniłam z  właścicielem  cenę na 6 RM, to facet pojechał gdzieś motorem i ten drugi gość zażyczył sobie 8 RM i end! Zapłaciłam, pokazałam kciuk do dołu i powiedziałam, straciłeś więcej koleś, bo już nigdy u ciebie nie zjem i nic nie zarobisz na mnie. A mogłabym tu jeść codziennie śniadania wychodząc z hotelu i kolacje, wracając na noc. Codziennie musiałam obok nich przechodzić i codziennie pokazywałam im kciuk do dołu, mówiąc -never! bo któryś z nich zawsze na ulicy przed knajpą stał.

Stary Dworzec Kolejowy- KTMB
Ale skoro tacy nieuczciwi byli, żywiłam się na Sentral Station i zawsze miałam pod ręką jakiś autobus w kierunku, w którym zamierzałam jechać. Na tym dworcu bowiem spotykają się absolutnie wszystkie środki transportu jeżdżące po Kuala Lumpur. A więc: KLIA Express-busiki, KLIA transit-autobusy na różne trasy w mieście, KL hop-on hop-off czyli autobus turystyczny City, KTM-pociągi, Rapid KL-sky train, KL-mono, czyli Metro i w końcu znajduje się tu największy postój taxi, które mają ogromne wzięcie, więc chyba nie są drogie, ale nie pytałam, bo z zasady nie jeżdżę taksówkami.

Nowy Dworzec Kolejowy od strony torów
Stary Dworzec Kolejowy Berhad, w oryginale: Keretapi Tanah Malayn Berhad, w skrócie KTMB zbudowany został za czasów kolonializmu przez Brytyjczyków. Szlak kolejowy i KTMB zbudowali do transportu cyny, dla której właśnie w tym miejscu zbudowali miasto. Kuala Lumpur znaczy bagnisty teren, na tym bagnistym terenie, u zbiegu dwóch rzek zbudowano najpierw faktorię handlu cyną, następnie kolej do jej transportu, bank, sklep, pocztę i tak powstawało miasto, które obecnie jest wspaniałą metropolią i stolicą państwa Malezja.
Sky train nad meczetem
Stwierdziłam, ze czas już, abym wybrała się do Twing Towers symbolizujących stolicę Malezji, Kuala Lumpur. Obie wieże mają po 452 m wysokości, po 88 czterometrowych pięter nad ziemią i po cztery kondygnacje pod ziemią. Pięć poziomów każdej z wież symbolizuje pięć filarów islamu: wiara, modlitwa, jałmużna, post i pielgrzymka do Mekki. Sky Bridge, czyli  przeszklona  przewieszka łącząca obie wieże, znajduje się na wysokości między 41, a 42 piętrem. Budowę wież ukończono w 1998r i do roku 2004 były one najwyższymi wieżami na świecie, dopóki na Tajwanie nie zbudowano 101 piętrowego budynku Tajpej.
Twing Towers
Gdy w końcu doszłam do wież, okazało się, że na dzisiaj nie ma już biletów na wjazd na górę. Ja to zawsze trafię, jak kulą w płot! Pętam się po całym mieście, a gdy się już zdecyduję na coś, to za późno. Zapytałam młodego sympatycznego pana w recepcji, o której godzinie przyjść jutro, aby dostać bilet? na co pan odpowiedział, że aby wjechać o godzinie 13.oo, powinnam kupić bilet o 10.oo. Ok. Póki co weszłam sobie do salki, w której wyświetlali film o budowie Petronas i sporo ludzi już tam siedziało. Dowiedziałam się, że każdą z wież budowała inna firma i ze jedna wieża należy do malezyjskiego koncernu naftowego, a w drugiej mieszczą się biura różnych światowych firm.Ciekawa jestem ile wynosi czynsz za wynajem tych biur.
Przed Twing Towers
Po pewnym czasie pani w mundurze weszła i w przykucu chodziła z boku rzędów foteli, kogoś wypatrując. Kiwała do mnie. Ja? puknęłam  się we własną pierś i patrzyłam na panią w zdumieniu, yes, you, więc wyszłam. Odszukała mnie, żeby mi powiedzieć, że ma dla mnie jeden bilet na dzisiaj i mam za nią iść, to zaraz wjadę na przewieszkę. Po drodze pokazała mi pana w recepcji mówiąc, że to on załatwił mi bilet. Pan pokazał mi kciuk do góry i uśmiechnął się do mnie, więc ja również to samo uczyniłam i thank you very much, powiedziałam ciesząc się niezmiernie, że drugi raz do Petronas nie będę już musiała jechać i to o g.10.oo, aby wjechać o g.13.oo! wspaniale! tym razem trafiłam na fajnych ludzi. Po wyjściu zapozowali mi oboje do zdjęcia i jeszcze raz im podziękowałam.
Pan recepcjonista i pani od wejść
ciąg dalszy nastąpi.

wtorek, 20 listopada 2012

Po drodze do Kuala Lumpur

Zerwałam się już o piątej godzinie rano, nie wiadomo po co, bo spakowałam się przecież już poprzedniego wieczoru. Na dole w hotelu piłam kawę i czekałam cierpliwie na tych dwóch chłopaków co jechali na tą samą wycieczkę, a potem razem czekaliśmy na kierowcę minibusa. 

soczysta roślinność
Kierowca się oczywiście spóźnił, bo to chyba taki zwyczaj azjatycki, ale w końcu po nas przyjechał i pojechaliśmy do drugiego hotelu po dziewczynę i jeszcze do następnego po młode małżeństwo. Wszyscy po kolei rzucali swoje ciężkie plecaki na moją walizkę, myślałam że nie zdzierżę! wyszłam do bagażnika, aby sprawdzić, czy ona jeszcze jest w jednym kawałku, ale było wszystko ok. Na szczęście była w pokrowcu. 

Moja walizka w malezyjskim pokrowcu
Z początku myślałam, że takie kiepskie humory mamy ze względu na tą nienormalną dla normalnych ludzi godzinę wstawania, ale okazało się, że to nie z tego powodu. Kierowcę jakiegoś dziwnego dostaliśmy i wszyscy bardzo podminowani byli i niepewni swojego życia. Młody muzułmanin nonszalancko prowadził minibus, jakby specjalnie starał się nas zirytować, a gdy siedzieliśmy cicho, jak mysz pod miotłą, bądź to ze strachu, bądź nie chcąc narażać się człowiekowi, w którego ręce, bez przymusu, powierzyliśmy swój los, to kierowca dokonywał jeszcze bardziej spektakularnych ewolucji, jakby obiecał sobie, że zmusi nas do reakcji. Kierował niedbale  lewą ręką, prawą bez przerwy drapał się po  plecach pod białą koszulą, a samochód ciągle łapał dziurawe pobocze.
Autostrada
Wszyscy w milczeniu, ale jednomyślnie pozapinaliśmy się w pasy przy naszych siedzeniach. Kierowca następnie złapał się za kark i trwał w tej pozie przez conajmniej 20 km, po czym wyrzucił rękę za okno, jakby mu przeszkadzała w szoferce. Cały czas jadł ciastka i w momencie, gdy sięgał po następne żeby je włożyć do ust, samochód jechał sam. My, pasażerowie spoglądaliśmy po sobie, ale bez uśmiechu, za to z uniesionymi ze zdziwienia brwiami, niestety  nikt nie łapał o co tu chodzi, a pan muzułmanin nie mówił po angielsku, co już wiedzieliśmy wsiadając do samochodu.

zdjęcia robione z minibusu
Trzeba dodać, że nie była to normalna, spokojna droga, na której można się trochę powygłupiać. Najpierw jechaliśmy drogą szybkiego ruchu, a wszyscy już wiemy, jak Azjaci jeżdżą po drogach wolnego ruchu, więc można sobie wyobrazić, jak dawali czadu tam, gdzie pozwalano im na więcej. Potem jechaliśmy około 120 km autostradą wiodącą do Kuala Lumpur, no to również nie było bezpiecznie tak wężykami wywijać minibusem, gdy mnóstwo samochodów gnało w pośpiechu ku stolicy. W końcu zjechaliśmy z autostrady na drogę wiodącą w góry, która pod względem technicznym była idealna, ale zaczęły się serpentyny górskie i pan kierowca-rajdowiec pokonywał je na skos (szczęście, że nie na bocznych kołach),co groziło czołowym zderzeniem z niewidocznym dla nas pojazdem, pędzącym z góry na pewniaka po swoim pasie.
Chwilami pobocza nie było
Wśród gór jechaliśmy przez ponad 100 km, co jedną górę pokonaliśmy, to za zakrętem wyłaniała się następna, a my jechaliśmy wyżej i wyżej, w nieskończoność. Krajobrazy cudowne, ale jak się nimi zachwycać, gdy na ciągłym wdechu się czeka, czy się przeżyje ekwilibrystykę szalonego kierowcy? poza tym kołysało w samochodzie, jak na statku i w żaden sposób nie można było się skupić na oglądaniu tego, co za oknem, o robieniu zdjęć trudno było myśleć. Parę jednak zrobiłam. Niektórzy przygotowali sobie foliowe woreczki na wszelki wypadek, chociaż każdy z nas starał się jakoś utrzymać organizm w ryzach.
rzeka górska
Powietrze w górach zrobiło się rześkie i to była jedyna przyjemna sprawa, jaka spotkała nas w tej podróży. Mijaliśmy plantacje różnych upraw tarasowych, była nawet plantacja pomidorów, całe rozległe pola plantacji i ludzie pracujący przy zakładaniu nowych upraw. Piekne widoki gór i zielonych upraw, po horyzont. W końcu dojechaliśmy, o dziwo w całości i sami byliśmy tym faktem zdumieni. Hotel, w którym miałam zarezerwowane miejsce (podobno) przez mojego gospodarza z hotelu w Georgetown, był przepełniony. Właściciel hotelu mówił, że ma full people, no room i end. Mówię więc naszemu szalonemu kierowcy, żeby mnie zawiózł do innego hotelu, bo to w ich organizacji coś nawaliło, a ja nie będę teraz ciągała się z walizą po górach w poszukiwaniu hotelu.
Wspinamy się coraz wyżej
Dziewczyna i młode małżeństwo podróżujące ze mną znaleźli się dokładnie w takiej samej sytuacji. Jedynie chłopaków z plecakami  w tym hotelu zakwaterowali. Wsiedliśmy z powrotem do minibusa i pojechaliśmy w poszukiwaniu hotelu. Wszędzie było full people. Co jest? aż się ten muzułmanin zdziwił twierdząc, że przecież jest low sezon. W jednym z hoteli przyjęto małżeństwo, ale sorry, powiedzieli, dla singli nic wolnego nie mają. Myślę, że ten nasz organizator wcale nam żadnych hoteli nie zarezerwował dlatego, że też wychodził z założenia, że jest low sezon i bez kłopotu się gdzieś zakwaterujemy. W Azji nie biorą na swoją głowę kłopotu, jak nie muszą. Nawet się już nie złościłam, ale skupić się musiałam na poszukiwaniach.

Cel podróży
Dobrze, że ten facet nie zostawił mnie z walizką na środku ulicy, tylko szukał ze mną. Pomyślałam, że w najgorszym wypadku zjadę z tych gór i skieruję się autostradą do Kuala Lumpur, gdzie właściwie jechałam, ale chciałam o te góry zaczepić się na parę dni i w bliskości przyrody pobyć bez tłumów ludzi, bez morza, plaż, bez tłoku na ulicach i balang przed hotelami. Czułam potrzebę wyciszenia się na dwa, trzy dni w odosobnieniu. Okazało się to mrzonką, bo w górach też tłumy ludzi. Jak się chciałam wyciszyć, to chyba powinnam w zagubionej gdzieś w górach pustelni buddyjskiej o nocleg poprosić, a nie w Cameron Highlands.
Hotel Hill View
Ostatecznie zatrzymałam się w hotelu Hill View Inn za 40 RM, co uznałam za rozbój na równej drodze i postanowiłam następnego dnia znaleźć inny hotel. W Hillview Inn warunki były dobre, pokój czysty, okno, taras, kontakty, ale łazienka współna w korytarzu. Wolę mieć skromniejszy pokój, ale łazienkę z kiblem do swojej tylko dyspozycji, tak już mam, chociaż jak trzeba, potrafię się przystosować do różnych warunków, na jakie napotkam w podróży. Za 40 RM łazienka powinna jednak być przy pokoju. Wzięłam prysznic, przebrałam się po tej zwariowanej podróży i poszłam zjeść obiad oraz rozejrzeć się po miejscowości.

miasteczko
No i znalazłam czysty, przyjemny hostel Twin Pines Chalet za 10 RM za łóżko. Skoro już mam z innymi dzielić łazienkę, to wolę robić to za 10, a nie za 40 RM. Następnego dnia po śniadaniu przeniosłam się do hostelu, w którym nocowałam dwie doby przed wyjazdem do Kuala Lumpur. 
Dowcipna ozdoba parku miejskiego
Co to ludzie nie wymyślą! Tak ogromnych warzyw w życiu nie widziałam. Ten hostel znalazłam przy pomocy bardzo sympatycznego pana z Informacji Turystycznej, do której udaję się w każdej nowej miejscowości, do której przybywam. Powiedział mi też co warto zwiedzić w okolicy, a gdy się już żegnałam i kierowałam do drzwi, pan powiedział mi uprzejmie: do widzenia. Cooo? zawróciłam od drzwi i pytam, skąd pan zna polskie słowa?
 
Informacja Turystyczna na tle budynków mieszkalnych
a pan na to, że w Londynie pracował z Polakami i oni go nauczyli kilku zwrotów: dzień dobry, do widzenia, daj papierosa, chodź na piwo i takie tam. Już ja wiem, jakie tam, bo już spotkałam podczas tej podróży Azjatów, których Polacy uczyli popularnych polskich zwrotów! Bardzo popularnych polskich zwrotów,  używanych szczególnie w gronie męskim. Śmieliśmy się oboje i nie mogłam się nadziwić, jaki ostatecznie ten świat jest mały i gdzie to ludzie nie bywają, żeby potem wrócić do swojej małej, schowanej miedzy górami miejscowości i żyć sobie spokojnie. Zdawałoby się, że na końcu świata! ale ten Świat końca nie ma.
 
Kościół katolicki w muzułmańskim kraju
Cameron Highlands, dosłownie znaczy Wyżyna Camerona, bowiem Wiliam Cameron w 1885r odkrył ten region górski Malezji. Musiało jednak minąć 40 lat, zanim zdecydowano się zagospodarować ten teren. Teraz znajdują się tutaj miejscowości turystyczne, pole golfowe, świątynia hinduistyczna, kościół katolicki, meczet muzułmański oraz chińska świątynia Sam Poh. Świątynie różnych wyznań położone na wzgórzach okalających to małe miasteczko, otoczone herbacianymi wzgórzami i kolorowymi kwiatami egzotycznych drzew i krzewów, prezentują się znakomicie.
 
Kukurydza
Ludzie żyją tu spokojnie - póki nie wchłonie tego regionu turystyka masowa. Można też zwiedzić Ogród Motyli, chociaż sporo ich można spotkać na wolności wybierając się na pieszą wędrówkę, którąś z tras wytyczonych dla piechurów. Tras jest kilka, ale wszystkie bardzo interesujące i niezbyt trudne do pokonania. Najdłuższa ma 10 km. Szlaki spacerowe przechodzą przez gęste lasy porośnięte mchami, paprociami i dzikimi storczykami, przy wodospadach, polach eukaliptusowych i plantacjach herbaty.
 
Plantacje
Szlaki do pieszych wędrówek są ponumerowane i oznaczone ustawionymi drogowskazami, żeby podczas marszu  nie zabłądzić w gęstym i chyba niebezpiecznym lesie, bo przecież żyją w nim różne dzikie zwierzęta i gady. Ja ciągle słyszałam wrzaski małp. Na szczęście nie szłam sama. Ale bezpiecznie można przyglądać się ptakom i kolorowym motylom. Piechurzy umawiają się w pobliżu pola golfowego, w starej angielskiej gospodzie Ye Olde Smokehouse, gdyż zazwyczaj stąd wyrusza się na szlak. W kilku miejscowościach w tej górskiej krainie można spotkać piękne kolonialne domy, które pozostały po Anglikach.

Stołówka w górach
Anglicy bowiem chętnie budowali sobie tutaj domki, dzisiaj powiedzielibyśmy dacze, do których przyjeżdżali z rodzinami na odpoczynek, po męczącym tropikalnym klimacie wewnątrz interioru. Chłodny klimat z obfitymi opadami deszczu i dobrym nasłonecznieniem zboczy górskich, niebywale sprzyja uprawie plantacji herbacianych. Plantacje zostały tutaj założone w latach dwudziestych XX wieku, po odkryciu tego regionu przez Wiliama Camerona. Obecnie 70% herbaty wytwarzanej w Malezji, pochodzi z Cameron Highlands, gdzie największą i prawdopodobnie najstarszą  plantacją  jest Boh Tea Estate rozpościerająca się na powierzchni 1200 ha. Plantację tą założył angielski przedsiębiorca w 1928r, John Russell, a potem  była ona ciągle powiększana, a praca na niej udoskonalana.

W parku
Znajdują się tu również inne piękne plantacje, jak np Sugai Palas Tea Estate, czy Bharat Tea Estate. Plantacje są udostępniane do zwiedzania z przewodnikiem. Niestety nie zwiedziłam żadnej z nich, ponieważ następnego dnia spadł deszcz i nie chciał przestać przez dni następne, a w taką pogodę herbaty się nie zbiera. Zbieracze herbaty wyruszają na pola co dwa tygodnie i dobry zbieracz potrafi w ciągu dnia zebrać 200 kg listków herbacianych, co po wysuszeniu daje 45 kg herbaty. Taka plantacja może dawać zbiory przez 100 lat! Bardzo żałowałam, że nie mogłam dłużej zostać w tej górskiej miejscowości i zwiedzić wszystkiego, co sobie zaplanowałam. Ale nie było sensu tkwić w górach nie wiadomo jak długo, czekając, aż deszcz się uspokoi. Przypomniałam sobie, jak kiedyś wybrałam się do Zakopanego.

Dookoła góry
Zajechałam wówczas do tego słynnego polskiego miasteczka z zamiarem pełnego zrelaksowania się na spacerach po górskich ścieżkach, Gubałówce, zamierzałam wjechać na Kasprowy Wierch, a wieczorami spacerować po Krupówkach, ale następnego dnia zaczęło lać, jak z cebra i przestało dopiero po tygodniu, gdy pakowałam się do wyjazdu. Cały tydzień w deszczu, rzeczy wilgotne, pościel wilgotna, głowa wiecznie mokra, buty przemoczone i taki to był wypoczynek. Chcąc uniknąć podobnej sytuacji, wyjechałam wcześniej z Cameron Highlands, wierząc, że jeszcze kiedyś wrócę do Azji, żeby ponownie przejść własnym szlakiem, odwiedzając miejsca, które w tej wędrówce musiałam ominąć lub zwiedziłam zbyt powierzchownie.

Nowa plantacja
Ostatniego wieczoru poszłam do pakistańskiej restauracji na kolację. Placki hinduskie smażyły się na ogromnym piecu rozgrzewanym węglem drzewnym. Do placka dostałam kilka pysznych sosów, z których najbardziej smakował mi miętowy ze świeżych listków mięty, ostro czymś doprawiony. Uwielbiam takie jedzenie! Do tego wypiłam ogromną szklankę świeżo wyciśniętego soku z mango. Czy do szczęścia potrzeba czegoś więcej? W Azji? Przed snem pospacerowałam sobie po miasteczku, jak większość turystów o tej porze. Za dnia, przy dobrej pogodzie wszyscy rozpraszają się po terenie zwiedzając różne atrakcje, ale wieczorem snują się bez celu po mieścinie i piekielnie się nudzą! wieczorem naprawdę nie ma co robić w Cameron Highlands.Chyba tylko siedzieć przed barem, pić piwo i patrzeć na zasnute mgłą góry.
 
miasteczko
Zahaczyłam jeszcze o kącik internetowy i napisałam dwa e-maile, więcej już nie mogłam, bo czułam na plecach oddech innych turystów czekających na dostęp do internetu, więc trudno się skupić. W naszym hotelu był tylko jeden komputer, więc można sobie wyobrazić jego obciążenie, szczególnie w taką psią pogodę, gdy bez przerwy pada deszcz. Do pokoju i spać, spać, spać! bo następnego dnia wyjeżdżałam z tego górskiego miasteczka. Rano miasteczko było smutne i gospodarze hoteli smutni, ponieważ deszcz ciągle lał rzęsiście, a turyści pakowali plecaki i opuszczali miasteczko w pośpiechu. Nawet bilety na wykupione wcześniej wycieczki pozwolili nam zwrócić i oddali pieniądze. Są widocznie przyzwyczajeni, że takie sytuacje się zdarzają i wiedzą, że ich region jest cudowny dla turystów, ale tylko przy ładnej pogodzie.
 
Scieżka zdrowia wzdłuż rzeki
Mój gospodarz przyznał smętnie, że rozumie moją decyzję, bo jak u nich tak pada, to potrafi i cały tydzień. No nie mówiłam? jak w Zakopanym. Autobus do Kuala Lumpur miałam o godzinie 13.oo, więc nie zrywałam się bladym świtem, wyspałam się, spokojnie spakowałam, pogawędziłam sobie z gospodarzem i z innymi turystami przy pysznej malajskiej herbacie, którzy opuszczali hotel i też jechali do Kuala Lumpur.O 13.00 autobus miał komplet pasażerów, ale kierowca gdzieś nam zginął. Po pół godzinie pan się znalazł i pojechaliśmy. Nikt oczywiście nic nie mówił, ciesząć się chyba, że kierowca wogóle wrócił.
 
Thank Yoy, Do come again
Tak tu już jest. Nie należy się irytować, trzeba cierpliwie czekać i z uśmiechem wdzięczności witać powracającego kierowcę. Gdy w końcu zjechaliśmy z gór (co było jeszcze gorsze, niż wjazd na górę i foliowe torebeczki ludziom się przydały) i wjechaliśmy na autostradę, była już godzina 16.oo, a do Kuala Lumpur zostało nam jeszcze 194 km.

niedziela, 18 listopada 2012

Jeszcze raz Georgetown

Tak się właśnie zastanawiałam, czy ja prawidłowo zwiedzam miejsca w tych różnych azjatyckich egzotycznych krajach, które długo pozostawały pod rządami kolonizatorów, czy to z narzuconej konieczności, czy też z własnej woli, w nadziei na polepszenie bytu własnej społeczności. W każdych pozostawionych  po sobie starych świątyniach różnych wyznań, fortach obronnych, budynkach pokolonialnych i innych  budowlach, pozostawiono tyle historii, ludzkich losów, losów całych pokoleń, że zmusza mnie to do myślenia, analizowania tamtych czasów, wyobrażania sobie życia ludzi w tamtych realiach.

Brama do Fortu Cornwallis
Natomiast czytając niektóre relacje podróżników, dowiaduję się, że tam nie ma nic ciekawego: Fort Cornwallis?-bardzo mała połać ziemi otoczona murem, nic ciekawego; w zasadzie nie ma tam co oglądać, można jednak kilka godzin zatrzymać się w tym mieście, są ciekawe knajpy; Obsługa bardzo uprzejma, ale nie ma tam nic ciekawego do obejrzenia, armata stoi. I tak dalej, i tak dalej. Czytam i nie wierzę własnym oczom.

Na dziedzińcu fortu - mają tutaj konie
No to ze mną jest coś nie tak, bo ja uważam Fort i całe miasto Georgetown za bardzo ciekawe miejsce i parę godzin mi nie wystarczyło na obejrzenie miasta i zastanowienie się nad jego przeszłością, byłam tam kilka dni. Nie będę już więcej czytać opinii innych turystów, bo zniechęcę się zupełnie do podróżowania po świecie. No bo po co? przecież nigdzie tam nie ma nic ciekawego. A fajne knajpy to ja mam w Warszawie.

W forcie hodują też kozy
Czego ludzie się spodziewają oglądając np. fort po kolonialistach angielskich? fajerwerków? baloników? tańców brzucha? darmowego piwa i balangi do świtu? Fort, to fort. Mury obronne, armaty, budynki mieszkalne dla wojska i administracyjne dla zarządu fortu, więzienie, i tyle. Sednem tego wszystkiego jest historia. Dla wydarzeń historycznych, wyobrażenia sobie tych wydarzeń, oglądam takie miejsca.

Działa dla obrony fortu
Dla historii i atmosfery tego miejsca warto jest odwiedzić Georgetown. Obsługa w strojach z tamtej epoki prezentuje się wspaniale i rzeczywiście wszyscy są tam bardzo uprzejmi i chętnie odpowiadają turystom na wszystkie zadawane pytania. Ja jestem zachwycona miastem Georgetown i Fortem Cornwallis.

Piwa też się można napić w forcie
W pobliżu znajduje się muzeum, w którym przedstawiono obrazowo życie Malajczyków w dawnych czasach. Urządzono tam pomieszczenia odzwierciedlające dawny styl wyposażenia mieszkań rybaków, kupców, rzemieślników, pokazano sprzęty domowego użytku i narzędzia pracy ludzi różnych profesji. Bardzo ciekawe miejsce, dające pole wyobraźni.

rodzina przy posiłku
Rower od bardzo dawna towarzyszy człowiekowi. Odkąd wymyślono koło, a następnie rower, wynalazki mogły ruszyć pełną parą zaspakajając ludzkie potrzeby w zakresie transportu. I mimo, że obecnie mamy już ogromną różnorodność pojazdów, rower nie przeszedł do lamusa. Ciągle jest chętnie wykorzystywany do przemieszczania się po wsiach i miastach.

dawna kuchnia
W krajach azjatyckich często wykorzystywany jest do przewozu towaru, jako stosunkowo dostępny dla każdego pojazd. W Europie wrócił do łask jako pojazd ekologiczny i jeden ze sposobów na utrzymanie linii dla dbających o sylwetkę ludzi. Podobny, jak pokazany wyżej piec kuchenny widziałam w domu mamy Radziego w Sri Lance. Jego mama używa go na codzień do dnia dzisiejszego. Oczywiście nie jest taki czyściutki, na pokaz, ale normalnie używany, okopcony piec w kuchni, na którym gotuje się posiłki.
Posiadłość Cheong Fott Tze
Cheong Fatt Tze Mansion przy Leith Street zwany jest blue house, ponieważ cały jest w kolorze niebieskim. Również wnętrza są w przeważającej części w kolorze błękitnym. Foyer natomiast utrzymane jest w kolorze brązu, złota i czerwieni. W większości rezydencja pełni rolę hotelu, ale część udostępniono do zwiedzania turystom. Dom zbudowany został przez bardzo bogatego Chińczyka Cheong Fatt Tze, który wyemigrował z Chin w wieku 17-tu lat, aby w krajach Azji południowo-Wschodniej szukać szczęścia na ułożenie sobie lepszego życia.

Na dziedzińcu Blue Mansion
Najpierw trafił na wyspę Jawę. Tam ożenił się z córką bogatych kupców, co całkowicie zmieniło jego sytuację na lepszą i pozwoliło rozwinąć interesy. Handlował płodami rolnymi i egzotycznymi przyprawami uprawianymi w Indonezji i dobrze mu szło. Współpracował również ze swoim rodzinnym krajem, Chinami, który po latach docenił wkład Cheonga w rozwój handlu między Chinami a krajami Azji Południowo-Wschodniej i odpowiednio mu to wynagrodził tytułami i propozycjami głębszej współpracy.

Rubaszny Budda w art galery
Holendrzy zaproponowali mu rozruszanie handlu w Medan na Sumatrze, więc tam pojechał i zrobił czego od niego oczekiwano. Z Medan to już krok na wyspę Penang. Popłynął tam, wyspa go zauroczyła i rozpoczął rozwijać handel również w Malezji. Był już bogatym człowiekiem. Miał swoje domy w Chinach, w Indonezji, w Medan, więc przyszła pora na wybudowanie rezydencji w Penang. Dom utrzymany jest w tonacji mocnego błękitu, ma dużo pomieszczeń, zakątków, zakamarków, balkonów. Ta rezydencja stała się ulubionym domem jego żony i ona tam najczęściej mieszkała. Cheong Fott Tze zmarł w 1916r.

Leżący Budda
Świątyń w Georgetown jest dużo. Głównie chińskie, buddyjskie, ale jest też meczet islamski i kościół katolicki. Nikt sobie w drogę nie wchodzi i z powodu wyznawania innej religii nikt nie jest dyskryminowany w pracy, ani w życiu społecznym.

Chińska świątynia
W Georgetown znajduje się przepiękny kompleks świątynny Kek Lok Si Monastery, nazywany często świątynią tysiąca Buddów, tak dużo zgromadzono tam posągów Buddy różnej wielkości i w różnych pozach. Można godzinami chodzić po pieknym ogrodzie i przechodzić ze świątyni, do świątyni, oglądając posągi Buddy w różnym natchnieniu go obrazujące.

Przed wejściem do świątyni buddyjskiej
Chińskie świątynie buddyjskie są bardzo fotogeniczne ze względu na żywą kolorystykę i ozdoby. Czerwone lampiony zapalane wieczorem rzucają zwiewną poświatę na wystrój, obrazy, a zapach palących się trociczek  dopełnia reszty, tworząc jedyną w swoim rodzaju niezapomnianą atmosferę.

Buddyjskie bębenki
Nie chodziłam cały czas tylko po świątyniach, ma się rozumieć. Zwiedzałam również inne miejsca w mieście. Ślicznie jest na promenadzie nadmorskiej i tam również można zjeść bardzo smaczne posiłki kuchni malezyjskiej, a w trakcie posiłku obserwować statki, jachty i wdychać rześkie morskie powietrze.

Widok na port
Z pewnością świątynie są główną atrakcją krajów azjatyckich i w Georgetown jest podobnie. Znajduje się tu bardzo dużo do zwiedzania świątyń różnych wyznań i przepięknych budynków w starym stylu, że trudno zaniechać wychodzenia codziennie w miasto, aby szukać i oglądać następne. Ale w końcu postanowiłam ruszyć się trochę za miasto i zwiedzić inne atrakcje, np.Penang Butterfly Farm, farmę kwiatów.

Farma kwiatów
Do Farmy Butterfly dojechałam autobusem U-102. Było dalej, niż przypuszczałam. Jechaliśmy ponad godzinę czasu. Koszt 20 RM. Nie jest to zbyt duży ogród, ale okazy roślin są imponujące. Kłopot miałam wielki, ponieważ  urządzenia bez przerwy zraszały wszystkie pomieszczenia z roślinami, od ziemi, po sufit, a to było zabójcze dla mojego aparatu fotograficznego.

W zraszanym boxie farmy
Cały czas trzymałam aparat w swoim kapeluszu, ale w pewnych chwilach musiałam go przecież wyjąć, aby zrobić zdjęcie. Byłam zła, ponieważ mój aparat już wystarczająco został w klimacie azjatyckim zmaltretowany i takie zraszanie go nie uszczęśliwiało.

egzotyczne rośliny na farmie
Turyści również chronili swoje aparaty i kamery chowając je w ubrania, ale chcąc cokolwiek sfotografować, czy nakręcić, siłą rzeczy naraża się sprzęt na zamoczenie. Chyba, że niektórzy mają sprzęt wodoszczelny. Ja nie miałam i w krótkim czasie aparat zaczął zacinać się, jakby celowo szedł na stracenie, bo przez te zacinki dłużej był wystawiony na zraszanie. Myślałam nawet o kupnie jakiegoś aparatu w Malezji, ale były bardzo drogie, może nawet droższe jeszcze, niż w Polsce.

Kafejka z widokiem na morze
Wróciłam na promenadę, aby zjeść obiad, po czym poszłam pochodzić sobie po mieście, tak zupełnie bez określonego celu, na luzie, smakować samą atmosferę Georgetown.

Stare na nowym
Georgetown nie jest miastem tylko o niskiej zabudowie. Ma swoje wieżowce, biurowce, bankowce oraz duże mieszkalne budynki w zupełnie nowoczesnym stylu. Tylko, że my, turyści, lubimy stare miasta, zabytkowe dzielnice, a potem gdy ktoś chce ocenić miasto, widzi je jedynie z perspektywy starej, niskiej zabudowy. Nowoczesność przetacza się przez wszystkie kraje azjatyckie, które wieżowców i pięknych nowoczesnych budowli mają więcej, niż my w Polsce.

Wystawa obrazów pod gołym niebem
To, że większość kawiarni, galerii i innych podobnych miejsc pokarmu duchowego i estetycznego oraz w formie konkretnej strawy, znajduje się wprost na ulicy, w otoczeniu naturalnej zieleni ulic i parków, w centrum życia społecznego, jest zasługą klimatu, ale jest też atrakcją dla turystów przybywających z krajów europejskich, gdzie w pewnych porach roku przemyka się ulicami w ciepłej czapce i z podniesionym wysoko kołnierzem, na nic wokół nie zwracając uwagi, aby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym pomieszczeniu.

nowoczesna wieża biurowca
Fajnie jest tak od świtu do nocy żyć na ulicy, jeść na ulicy, odpoczywać na ulicy. Szkoda tylko, że bardzo wcześnie robi się ciemno. Ulice wprawdzie żyją też nocą, ale plaże się wyludniają siłą rzeczy. Opuściłam Farmę Kwiatów z jej roślinkami, strumykami, rybkami, wężami i nie wiadomo jeszcze czym i wróciłam autobusem do miasta. Z autobusami tam jest tak, że bilety kupuje się u kierowcy.

Nowoczesna dzielnica
Trzeba powiedzieć dokąd się jedzie, bo od tego oczywiście zależy cena biletu, ale kierowca nie dotyka pieniędzy, tylko wrzuca się je do metalowej skrzynki i bierze bilet od pana. Każda wartość biletu ma inny kolor. Nad siedzeniami pasażerów znajdują się guziki i kto chce wysiąść, ten dzwoni. Nie ma stałych przystanków.Wszystkie są na żądanie. Jak nikt nie naciśnie guzika, to autobus jedzie bez zatrzymywania się.
 
Orient Hotel
Autobusy są lokalne, międzymiastowe, miejskie, weekendowe i szkolne. Szkolne są żółte , parówkowate, z dużym napisem Bas Sekolah, bo jak już chyba wspominałam, szkoły znajdują się w pewnym oddaleniu od centrum miasta. Do autobusu wchodzi się zawsze przednim wejściem, a wychodzi tylnym. Ten sposób zapewnia kontrolę nad pasażerami, że każdy przechodząć obok kierowcy musi kupić bilet lub pokazać miesięczny.

Wieżowce Georgetown
Kanarów tam nie ma. W Georgetown są dwa bus station. Jeden był niedaleko mojej ulicy, przy bulwarze obok przystani statków, a drugi na Komtar, gdzie pod ogromnym budynkiem wybudowanym w latach 1974-1986 przechodzą tunele. Autobusy muszą przejechać przez odpowiedni tunel, w odpowiednim miejscu się w nim zatrzymać, żeby pan z gwizdkiem mógł sprawdzić i zapisać numer autobusu i dopiero wtedy autobus może z tunelu wyjechać i obrać włąściwy kierunek ruchu. Jednym słowem każdy autobus musi przejechać przez Lebuch Chulia i Komtar. Innej możliwości nie ma.

stara ulica z klimatem
Komtar Tower to nazwa budynku, w którym mieszczą się biura, firmy, sklepy, galerie, restauracje, ale tą nazwę posiada również Bus Station i cała dzielnica, w granicach której te budynki i firmy są usytuowane. Ruch tam jest ogromny, że zawrotu głowy można dostać. Autobusy niemal się wypychają nawzajem z tych tuneli, tyle ich naraz wjeżdża i wyjeżdża, chociaż tych tuneli jest chyba z sześć.

Turyści
Najprzyjemniej jeździ się po mieście rikszami, ale ja mam pewne zahamowania przed tymi rowerowymi, gdzie rikszarz własnymi mięśniami musi ciężko pracować, aby jedna, a nieraz i dwie osoby na raz jechały sobie zrelaksowane na przedniej kanapie.

Riksiarz w Georgetown
Wolę jeździć rikszami motorowymi, jak w Sri Lance. Te riksze często są ozdobione sztucznymi kwiatami, balonikami i bowiązkowo posiadają flagę narodową. Bardzo dziwne i barwne są te pojazdy. Runda wokół Old City kosztuje 25 RM, ale nie skorzystałam a powyżej opisanych względów.

Yap Temple
Wiem, że nowoczesne dzielnice są niezbędne w XXI w dla sprawnie działających urzędów, banków, dla supermarketów i na nowoczesne mieszkania dla ludzi z wszystkimi niezbędnymi i sprawnie działającymi mediami, z czym często są kłopoty w starym, zabytkowym budownictwie. Ale ja najlepiej czuję się jednak w starych urokliwych dzielnicach miast.

Bardzo stara świątynia
Nie mogłam jeszcze wyjechać z Georgetown, bo został mi do zwiedzenia Botanical Gardens. Niestety, również mieścił się on dosyć daleko od miasta, ale dojechałam tam autobusem B-11 za 2 RM. Dlatego tak dużo napisałam o autobusach, bo one mi bez przerwy towarzyszyły i  pomagały w tanim zwiedzaniu różnych atrakcji w mieście i w okolicy.
Kolejka do wożenia turystów po ogrodzie botanicznym
No tak. Znowu mam problem. Czy wolno mi usiąść w jednym wagoniku z tymi postaciami, czy będzie to faux pas ? dorze, że chociaż te dzieciaki mogą swobodnie patrzeć na świat. Cały Ogród Botaniczny zajmuje 592 ha powierzchni, więc transport turystów taką cichobieżną, ekologiczną, elektryczną kolejką ma uzasadnienie. Przejazd kosztuje 2 RM.

Turyści z prawej też się zastanawiają
Ogród jest prześliczny. Urządzono w nim sektory narodowościowe i odpowiednio do stylu, zagospodarowano teren. Jest tam sektor chiński, japoński, indonezyjski, no i oczywiście malezyjski. Zgromadzono roślinność typową dla całej Azji Południowo-Wschodniej.

Drzewo w Botanical Garden
Przejechałam trasę wyznaczoną dla kolejki, ale potem i tak poszłam w głąb ogrodu pieszo, aby dokładniej przyjrzeć się roślinom, wodospadom, posiedzieć na ławce w altance, czy postać sobie na wygiętym mostku nad strumykiem. Po ogrodzie spacerowało bardzo dużo rodzin muzułmańskich z dziećmi, z czego wnioskuję, że to popularne miejsce na wypoczynek mieszkańców tych okolic.

wodospad w ogrodzie
Nawet gdy rozpadał się deszcz, nikt nie uciekał z Ogrodu Botanicznego, tylko wszyscy pochowali się do altanek i pod mostki, żeby przeczekać. Rzeczywiście deszcz szybko minął, znowu wyszło słońce i ludzie nadal spacerowali po ogrodzie, wdychając z lubością świeże, podeszczowe powietrze. Ciągle było gorąco.

Palmy wachlarzowate
Po powrocie do miasta, poszłam na spacer na nadmorską promenadę i najładniejszą ulicę Penang, ponieważ następnego dnia o świcie opuszczałam piękne miasto Georgetown i udawałam się w góry, do Tanah Rata Cameron Highlands.
 
Restauracja Królowej Elżbiety II przy promenadzie
Następnego dnia miałam wstać bladym świtem, ponieważ o 6.oo rano pod nasz hotel  miał  przyjechać po nas busik.Z mojego hotelu jechało jeszcze dwóch chłopaków, a po drodze z innego hotelu mieliśmy zabrać młode małżeństwo. No i kto odważy się jeszcze powiedzieć, że podróżowanie, to wieczne wypoczywanie i leniuchowanie?