czwartek, 18 października 2012

Koh Samui - wyspa wypoczynkowa

Kilkunastoosobowe busiki miały na przedniej szybie wypisane, na jaką plażę jadą i podróżni odpowiednio się rozpraszali. Młoda turystka Sara, jeszcze w autokarze zapytała mnie na jaką plażę chcę się dostać i gdy powiedziałam, że na Lamai Beach, odrzekła, że ona również tam właśnie jedzie, to zorganizujemy sobie tańszy transport, bo Ci z busików strasznie zdzierają z turystów kasę, szczególnie z tych, co przyjechali tu pierwszy raz. To widać? dziwiłam się. Sara powiedziała, że zaraz zauważyła, że ja pierwszy raz tu przyjechałam. Musiałam mieć głupią minę przyglądając się wszystkiemu, jak "idiota za granicą", ale niech tam! Sara często przyjeżdża do Tajlandii i co rusz przenosi się na inną wyspę. Na Koh Samui odpoczywa.

Powitanie na Koh Samui
Podeszłyśmy z Sarą do takich małych furgonetek, w których siedzi się z tyłu na ławeczkach, po bokach, naprzeciw siebie, bez dachu i bez ścianek bocznych, tylko z prętami chroniącymi przed wypadnięciem. Na wyspie głównie jeździ się takimi furgonetkami, które nazywają się bemo. Są one odpowiednikami tuk-tuków, bedących podstawą transportu dla bacpackersów w innych krajach azjatyckich. Klimatyzowane busiki są na wyspach dla wytworniejszych turystów, mieszkających w tak zwanych resortach, dobrych hotelach. Oczywiście nikt nam nie zabrania nimi jeździć, ale wolimy bemo. Tanie i przewiewne.

Droga do Lamai Beach
Bemo po drodze ciągle zabierało dodatkowych pasażerów z szosy, aż w końcu młodzi chłopcy z plecakami wisieli  już na tylnich stopniach pojazdu. Tak jechaliśmy ponad 20 km, po czym bemo zaczęło pasażerów się pozbywać. Pieniądze każdy miał już odliczone i trzymał w garści, żeby nie spowalniać podróży innym. Wysiadał, podchodził do kierowcy, płacił i bemo jechało dalej. Ja miałam przygotowane 60 bathów, bo Sara powiedziała, że tyle trzeba zapłacić za transport do Lamai Beach. Ona wysiadła wcześniej, ale płacąc kierowcy powiedziała, żeby wysadził mnie przed Amadeus Bungalow Lamai i tak dokładnie zrobił.

Biuro, w którym wynajęłam bungalow
Wysiadłam przed samymi schodkami biura, z którym wcześniej nawiązałam kontakt i wynajęłam maleńki bungalow na palach. Taki transport bardzo mi odpowiadał, bo podwoził każdego pod sam dom i nie trzeba było dźwigać bagaży z przystanków. Bemo nie mają przystanków. Kiwa się i się wsiada, mówi kierowcy gdzie ma stanąć i się wysiada. Jeszcze dzisiaj uważam, że miałam bardzo dobrze zorganizowany transport w Tajlandii, wszystkimi środkami transpotu - powietrznym, morskim i drogowym. Takie podróżowanie zupełnie nie męczy.

pobiegłam zobaczyć morze
Wynajęłam bungalow na jedną dobę, bo właścicielka nie chciała nic upuścić z 350 bathów za dobę. Postanowiam się rozpakować, wypocząć i wrócić do rozmowy o kosztach. Jeżeli nie pójdzie na ustępstwa, poszukam innego miejsca na nocleg.  Na Koh Samui miałam zamiar zostać ze trzy tygodnie, a może nawet miesiąc, więc nie mogłam więcej za noclegi płacić, niż 200 bath. Póki co, rzuciłam bagaże na łóżko i pobiegłam przywitać się z morzem, które było z drugiej strony bungalowu. Morze cudowne! mieniące się odcieniami błękitu i zieleni, woda ciepła, czyściutka, wspaniale!

mój bungalow
Bungalow też mi odpowiadał, mały, ale swoją łazienkę miał i tarasik z widokiem na kawałek morza, bo większość zasłaniały drzewa i inne bungalowy rozmieszczone wśród zieleni. Na maleńkim tarasie miałam stolik, przy którym często siedziałam wieczorami i pisałam na laptopie, popijając chłodzone w wiadrze z zimną wodą, piwo. Rano szłam do miłej knajpki "Apple"znajdującej się o rzut beretem od Amadeus, po przeciwnej stronie szosy, na śniadanie. Zawsze siadałam na tarasie, żeby wszystko widzieć, co się wokół dzieje. Zaraz przy Apple był laundry servis, gdzie nosiłam swoje rzeczy do prania. Wszystko pod ręką.

śniadanko, to podstawa
Biuro Amadeus stało dokładnie na zakręcie drogi. Nie mówię ulicy, bo chodników tam nie było, tylko szosa. Pieszo poruszali się tylko turyści, natomiast miejscowi jeździli, głównie japońskimi skuterami. Jeździli młodzi, starzy i dzieci, nawet gdy mieli do przebycia nie więcej, jak 300 - 400 m drogi. Położenie Amadeusa było o tyle wygodne, że chciał, nie chciał, zawsze trzeba było obok niego przejść. Jak na posiłek, to lekko w górę, jak na plażę, to w dół, jak do centrum, to w lewo i prosto, jak prowadziła droga. Wybrałam się po południu do pani prowadzącej Amadeusa, żeby wynegocjować cenę bungalowu,

na moim tarasie
ponieważ za dnia weszłam do trzech innych tańszych hoteli, ale wszędzie chcieli od 350 do 750 bath! rozbój na równej drodze! koniec maja to nie jest przecież szczyt sezonu, żeby takie ceny wystawiać. Przecież widziałam, że hotele nie są obłożone turystami, a zorganizowane wycieczki zaczną się w okresie urlopowym i wakacyjnym  Europy. Mówię pani, że in Bangkok is cheaper! chociaż to miasto uchodzi w Tajlandii za najdroższe. Pani na to, że Koh Samui jest turystyczne, to kosztować musi inaczej, niż miasto.

na plaży nigdy się nie jest głodnym
Ok, mówię, ale teraz is law sezon! rain and rain, and 350 bath? expansive! w końcu mówię kobiecie, że jeśli no lower the price on 200 bath, to ja przenoszę się na inną plażę. Pani na to, że na innej niżej 350 bath nie będzie. No to pojadę na inną wyspę. W końcu nie muszę być na Koh Samui. Tajlandia ma wystarczająco dużo islands, very, very many islans, aby znaleźć to night za 200 bath.

plaża Lamai
Na koniec powiedziałam pani, że jak zejdzie mi do 200 bath, to ja tu zostanę na miesiąc, w innym przypadku zabieram się stąd i niech bungalow empty stoi i daje jej zysk 0 bath. 200 bath i ja to have bungalow on one month, ok? Noo, widziałam, że mięknie. Powiedziałam, że I walking for city i jak come back for Amadeus, to żeby mi powiedziała, czy godzi się na 200 bath, czy nie, ok? i poszłam sobie.

mango i ananasy
Wracając z miasta minęłam biuro Amadeusa, ponieważ chciałam pójść na kolację do restauracji, która mieściła się wyżej, za Amadeusem, ale moja pani czyhała widać na mnie, bo dogoniła mnie na ulicy mówiąc, że godzi się na 200 bath, skoro będę miesiąc u niej mieszkała. Ok, mówię, w takim razie I,m go for recepcion tommorow morning, ok? No i sprawa załatwiona. Oni w tej Azji też wszystko tommorow robią, więc nie mam co się spieszyć. Przecież widzę, że jest mniej turystów i mają wolne bungalowy.

Informacja turystyczna na plaży Chaweng Beach
Jak nie popuszczą cen poza sezonem, to nic w law sezon nie zarobią. Lepiej chyba zarobić mniej, niż wcale? Taka turystka, jak ja, szwędająca się po świecie, nie będzie więcej pieniędzy wydawała, niż musi. Jak za drogo, zarzucę plecak na plecy i pojadę dalej. Mogę na każdą inną wyspę popłynąć, bo każda w Tajlandii jest śliczna. Owszem, Koh Samui bardzo mi się podobała i chciałam tam na dłużej zostać, dlatego nie pojechałam dalej tylko się targowałam, no i się opłaciło. Leniuchowałam na wyspie cały miesiąc i wcale mi się nie znudziło. Wcale tak rain and rain nie było. Padało nieraz nocami, a w dzień było po prostu super!

zaprzyjaźniłam się z tym panem
Zaprzyjaźniłam się z panem z informacji turystycznej na plaży. Dał mi przydatne mapki okolicy, rozkład jazdy łodzi spacerowych, plan rozrywek na najbliższy miesiąc na Koh Samui oraz doradzał gdzie i jak zwiedzać różne atrakcje w terenie. Nawet chciał mi skuter wypożyczyć, abym sobie po wyspie pojeździła, ale zrezygnowałam. Wolę już z bemo korzystać, bo lewą stroną nie potrafię jeździć, zagapiłabym się i pod prąd pojechała. Za każdym razem, jak przychodziłam na plażę, gadaliśmy sobie chwilkę, a jak nie podeszłam, to Joe podchodził do mnie pytając, czy jestem w niedobrym humorze, czy co? że się z nim nie przywitałam? Taki radosny chłopak był.

łódki spacerowe
Koh Samui oddalone jest od Surath Thani 80 km, a od Bangkoku 650 km. Najładniejsze plaże są na wschodnim wybrzeżu wyspy. Na wyspie można obejrzeć dwa wodospady Hin Lot i Na Muang i właśnie za namową Joe, do tego drugiego postanowiłam się wybrać. Byłam zadowolona, że wybrałam na generalny wypoczynek właśnie Koh Samui. To zasługa Katrin, która w dyskusji o planach dalszej podróży, widząc moje niezdecydowanie na którą wyspę jechać, powiedziała, że na Koh Samui jest najładniej. Miała rację.

na plaży
Joe powiedział, że atrakcją najbliżej położoną, niecałe 2 km stąd, gdzie mogę pieszo dojść, jest "Hin Ta Hin Yai", inaczej mówiąc skalny grandfather i grandmother. Wyrysował mi trasę na kartce i wybrałam się tam pewnego dnia po śniadaniu. Po drodze rozglądałam się z ciekawością i robiłam zdjęcia, ponieważ droga prowadziła przez piękny las palmowy. W końcu zapytałam o to miejsce pana zbierającego na wózek liście palmowe bo wydawało mi się, że 2 km to ja już dawno przeszłam. Okazało się, że rzeczywiście za daleko poszłam. Musiałam zawrócić i skręcić w kierunku morza.  Skręciłam chyba za szybko, bo las palmowy się skończył, a ja w jakimś skalnym lesie się znalazłam, bez drogi, bez ścieżek, ale brnęłam dalej po skałach, bo tak łatwo nie odpuszczam.

Formacja skalna
Zobaczyłam w końcu grupę turystów fotografujących coś zapamiętale, chociaż ja oprócz skał, nic tam nie widziałam. Podeszłam bliżej i okazało się, że tą atrakcją  były (niby) narządy płciowe mężczyzny i kobiety wyrzeźbione w skałach przez naturę i zjawiska przyrodnicze. A to Joe, zbereźnik! Ale turyści byli zafascynowani i wszyscy chcieli mieć koniecznie zrobione zdjęcie na tle fallusa i co rusz ktoś mnie prosił, abym go sfotografowała lub pary młodych turystów prosiły, że chcą mieć tu wspólne zdjęcie. Dość długo za fotografa robiłam, różnymi wymyślnymi aparatami fotograficznymi. Co do narządów kobiecych nie było jednego zdania. Jedni widzieli je w tej skale, inni, w sąsiedniej. Zdania turystów były podzielone, a dyskusja otwarta i burzliwa, chociaż międzynarodowa.

las palmowy
Następnego dnia podeszłam na plaży do Joe,go i zapytałam, czy Hin Ta Hin Yai to największa atrakcja Koh Samui? czy tylko z niej dumni są mieszkańcy? Joe się śmiał, ale powiedział, że taka formacja skalna nie występuje w żadnym innym miejscu na świecie, tylko na Koh Samui i w Lamai Beach i dlatego jest taką atrakcją. Zapewniłam Joe,go, że podobne formacje widziałam w jaskiniach, w interiorze, więc niech mi tu nie kadzi. Ale ok, jest to dziwny twór natury i niech Lamaiczycy nadal cieszą się z tego zabytku, bo to chyba jedyny zabytek z dawnych czasów na wyspie. Każdy tam gdzie mieszka chce mieć jakąś historię w tle, no to Joe ma swoje Hin Ta Hin Yai.

ołtarzyki buddyjskie w poblizu plaży
Umówiłam się na wycieczkę z przewodnikiem na następny dzień rano. Mieliśmy jechać w grupie z Niemcami i Rosjanami. A więc sami swoi, można powiedzieć że taka wycieczka europejska. Wyruszaliśmy busikiem spod Amadeus, zaraz po śniadaniu. Po drodze z innych plaż zabieraliśmy umówionych turystów. Młodzi Rosjanie-Nataszka i Gieorgij, byli bardzo zabawni. Młodzi, bardzo wysocy, z poczuciem humoru, rozbawiali całe towarzystwo. Starsze małżeństwo Niemców było ze swoim synem i synową. I tak sobie podróżowaliśmy, Niemcy, Polacy i Rosjanie.

nasz guide
Znowu nas zawieźli na te skały z grandmadher i grandfather, bo to obowiązkowy punkt programu każdej wycieczki, ale potem już szło dobrze. Ogladaliśmy słonie, wodospady, ogród botaniczny. Przy słoniach nam zeszło trochę więcej czasu, bo Nataszka kupowała od tubylców banany i karmiła nimi słonie. Świetnie się bawiliśmy, tylko że w tym czasie nasza wycieczka nam zginęła.
 
Nataszka karmi słonie
Dziwiliśmy się, że ten guide nie zwrócił uwagi na to, że połowy wycieczki nie ma, tylko poszedł dalej. Byłam przyzwyczajona na wycieczkach, którym przewodniczył Paweł, że guide poświęca turystom cały swój czas i o wszystkim opowiada. Natomiast nasz guide nic nam nie tłumaczył. Zawiózł nas w określone miejsce i mówił, no to oglądajcie sobie, spotykamy się przy busiku za pół godziny.

wodospad
Albo: macie państwo 45 minut czasu i jedziemy dalej. Ściboliliśmy w przewodnikach opisy danych miejsc lub tylko pooglądaliśmy sobie, co tam było i szliśmy dalej. Guide na ten czas gdzieś znikał i pojawiał się dopiero o umówionym czasie, więc często to my na niego czekaliśmy. Jakiś dziwny ten przewodnik był. Ostatecznie odnaleźliśmy naszą wycieczkę nad wodospadami. Potem pojechaliśmy obejrzeć Wat.
 
Wat Phra Yai
Wat Phra Yai był wyjątkowy,co widać na zdjęciu. Budda siedzi bardzo wysoko, a schody wiodące do niego są szerokie, jakby z filmu hollywoodzkiego wzięte, tylko poręcze mają typowo azjatyckie - wyobrażające ogromne węże ze złotymi grzbietami.
 
Spotkanie z Buddystą
Na zakończenie wycieczki, jak to zwykle bywa, wszyscy poszli do sklepów kupować pamiątki. Ja nigdy nic z takich rzeczy nie kupowałam, ponieważ nie byłam na dwutygodniowej wycieczce, lecz cały czas byłam w podróży,  nie mogłam więc zwiększać ani ciężaru, ani objętości swojego bagażu. Natomiast usilnie próbowałam dostać gdzieś płytki CD, żeby zdjęcia przegrać z komputera i wysłać do Polski, ale płytek nigdzie nie było. Wiedziałam, że znowu będę musiała jechać do brzydkiego miasta Nathon kupić te CD.
 
Sklep z pamiatkami
Gdy wieczorem wróciliśmy z wycieczki poszłam coś zjeść tam, gdzie nocami chodzą wszyscy. Lokalni i turyści.Na jednodniowych wycieczkach nie zapewniają bowiem lunchu, więc bardzo byłam wygłodniała po całym dniu. Przy takich wspólnych posiłkach pod gołym niebem spotyka się różnych ludzi z różnych stron świata. Jest gwarno i wesoło, bo gdzieś z boku zawsze gra jakaś miejscowa kapela, ludzie przy jedzeniu mają zazwyczaj dobre humory (bo już nie są głodni) i chętnie nawiązują kontakty. Toczą się ogólne rozmowy przy stołach, ponieważ w wieczornym chłodzie ludzie odzyskują wigor po całodziennym upale.
 
wspólne nocne jedzenie
Tym razem siedziałam obok Polaka Roberta i Australijczyka Dana. Takie kolacje trwają bardzo długo, bo nikomu nigdzie się nie spieszy. Ludzie są zmęczeni dziennym zwiedzaniem lub pieczeniem się na plaży i takie biesiadowanie jest odpoczynkiem po trudach dnia. Poza tym trochę czasu zabiera dostanie się do garów, nałożenia sobie na talerze wybranych potraw i doniesienie wszystkiego do stołu. Potem już można odpoczywać przy niezobowiązującej rozmowie z innymi turystami. Piwo zawsze ktoś z sąsiadów doniesie.
 
spa Muang Samui reklamuje się na wodzie
Muang, to okolica gdzie byliśmy na wycieczce. Dużo chodziłam sama na różne wycieczki po okolicy. Nieraz robiłam i 10 km w jedną stronę. Potem wracałam jakąś furgonetką. Furgonetki miały na sobie napisy z jakiej są plaży, więc bardzo łatwo było zatrzymać właściwą, z Lamai, żeby przed nocą wrócić do domu.
 
Lamaiskie furgonetki w Nathon
Pojechałam do brzydkiego miasta Nathon, żeby kupić w końcu te płytki CD. Nathon Town jest jedynym większym miastem na Koh Samui i centrum administracyjnym wyspy, ale to naprawdę bardzo brzydkie miasto, więc taki przydomek u mnie już na stałe przybrało. Ale tam właśnie znajduje się główny port, z którego można płynąć na sąsiednie wyspy. Po zakończeniu pobytu na Koh Samui, stąd właśnie popłynę na Koh Phangan.
 
droga z lądu do portu w Nathon
W brzydkim mieście Nathon natrafiłam w końcu na mały sklep, gdzie były płytki CD, ale zeźliłam się na sprzedawcę, bo żądał po 120 baht za sztukę. Z cenami tutaj jest problem, ponieważ nie są one wystawione do wiadomości kupującego, a sprzedawcy każdemu klientowi mówią inną cenę, w zależności od tego, czy wzrokowo oszacują go na bogatego, średniaka, czy biedaka. O cenach takich, jakie stosuje się dla stałych mieszkańców kraju, biali mogą tylko pomarzyć. Taka płytka CD może tu kosztować 15-20 bahtów, dla Taja jeszcze taniej, więc 120 baht za sztukę, to niebotycznie wyśrubowana cena, chyba dla idiotów?
 
Prom w porcie Nathon
W końcu drogą negocjacji kupiłam te płytki po 20 baht za sztukę, ale nie było dla nich kopert. Trzeba mieć dużo cierpliwości przy kupowaniu takich rzeczy. Po powrocie do Lamai znalazłam w małym sklepiku rodzinnym koperty do płytek. Sklepik prowadziły dwie siostry w wieku około 50-60 lat i nie łatwo się z nimi negocjowało. Za kopertę żądały 10 baht za sztukę. Boże! co to za kraj! 10 bacht za małą kopertę? chyba 1 baht kobieto, mówię , chyba pani to zero przez pomyłkę wpadło w cenę. Druga z sióstr ugodowo z 10 do 5 baht zeszła, co mnie nie satysfakcjonowało. Trwało długo, ale utargowałam do 2 baht i w końcu kupiłam, bo tylko te kobiety miały takie koperty. Ale ciężko kupuje się w Tajlandii cokolwiek i to pierwsze uderzenie ceną w klienta zwala go najczęściej z nóg. Łatwiej targuje się  coś, na czym nam nie zależy, bo najwyżej odchodzimy od lady i bez żalu obywamy się bez rzeczy.
 
darmowe gazetki dla turystów
Na Koh Samui wydają i rozdają bardzo przydatną gazetkę za free. Nie taką, jak u nas Metro, ale naprawdę zamieszczają w niej ciekawe artykuły, bieżące sprawy, przydatne informacje, zapowiedzi atrakcji, rozkłady jazdy promów itd. "Whats on Samui" jest oczywiście w języku angielskim, więc prawie każdy może sobie poczytać, nawet ja, co dość słabo znam ten język. Ale lepiej, niż inny. Poza polskim ma się rozumieć. Płytki CD zapakowałam i wysłałam na ślicznej poczcie w ślicznych kopertach z czerwonym logo wyspy, po czym przez kilka dni nie oddalałam się od plaży, mocząc się godzinami w turkusowej wodzie.
 
pożywienie na plaży zapewnione
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz