poniedziałek, 22 października 2012

Koh Samui II

Podobno na Koh Samui najpiękniejszą plażą jest Chaweng. Jeździłam czasami na plażę Chaweng, ale różnicy nie widziałam. Może plaża dłuższa i plażowiczów więcej niż w Lamai i to wszystko. Podobno kiedyś na Koh Samui było zupełnie pusto, rolnicy uprawiali ziemię, rybacy łowili ryby, a podróżnicy rozkładali namioty wprost na plaży lub wynajmowali pokój u miejscowych rolników. To były czasy! można sobie było na przykład z rybakiem popłynąć na łów, a potem zajadać się świeżymi rybami pieczonymi w ognisku.

podróżnik
Ten facet, jak dawny podróżnik, sam sobie zwiedza świat i wszystko co trzeba ma przy sobie. Wyciągnął z plecaka swoją miskę i sztućce, kupił przy straganie potrawę, odszedł na bok na plażę, położył na piasku plecak i kapelusz i spokojnie zaczął spożywać posiłek. Na kamieniu. Jedyny nowoczesny akcent, to słuchanie muzyki z i-poda. Takie tu klimaty są. Przez te wszystkie miesiące podróżowania po Azji zauważyłam,że o wiele więcej ludzi podróżuje samotnie, niż sobie dotąd wyobrażałam.O czym to świadczy?

rybacy
Gdy ostatnio byłam na Chaweng Beach, nie mogłam się spokojnie kąpać, bo odpływ był taki, że musiałam ze 100 m wgłąb morza wejść, żeby woda mi do pasa sięgała, przez co traciłam z oczu swój plecak leżący na piasku. I kto powiedział, że Chaweng Beach jest ładniejsza niż Lamai Beach? Na dodatek, gdy chciałam wrócić furgonetką kierowca zażyczył sobie 300 bath! Z Chaweng do Lamai 300 bath? Nie mam już siły do tych naciągaczy. Dowiedziałam się, że to są miejskie autobusy. Te furgonetki z ławkami po bokach, nazywane przez miejscowych sangtao, to są miejskie taksówki! więc jakiś cennik musi być. Jak oni się rozliczają z miastem, skoro nie mają cenników ani biletów? może jeszcze od miasta pensje dostają? Ostatecznie zapłaciłam 70 bath i ostatnią furgonetką wróciłam do Lamai, bo te miejskie taksówki tylko do godziny 18.oo jeżdżą. Później ludzie są zdani jedynie na prywatne taksówki. 

peron autobusowy w Chaweng - można się załamać
Potem dowiedziałam się od Joe,go z IT, że sangtao z Chaweng do Lamai kosztuje 60 bath! i tak przepłaciłam 10 bath, na szczęście nie 240! Rosjanie podobno płacą, ile im się powie i nie dyskutują. Zawsze łapałam furgonetki gdzieś na trasie, na ulicy, ale tym razem było już późno i nic nie jechało. Joe wytłumaczył mi, jak iść na przystanek autobusowy, skąd złapię jeszcze ostatni kurs. Idę, idę i żadnego dworca autobusowego nie widzę. Pytam przechodnia, Where bus station for Lamai?, a on ręką mi pokazuje, że tam, na przeciw sklepu. Where? nie widzę żadnego dworca, ani nawet przystanku autobusowego. Pan idzie ze mną i pokazuje mi plac, na którym żerdziami oddzielone są stanowiska dla furgonetek. Near? nie wierzę. Yes, mówi pan. No, załamać się można! myślałam, że to jakieś kojce do zaganiania bydła z wozu na targowisko. A tam rzeczywiście przyjechała furgonetka. Nie wsiadłam od razu, tylko zapytałam grzecznie: How much for Lamai? a pan odpowiedział również grzecznie: sixty bath. No to rozumiem. Pełna kultura.

taksówki na Koh Samui
Władze zarządziły, że na Koh Samui nie można budować wysokich domów i nie mogą po wyspie jeździć duże autobusy. Dlatego na wyspie, mimo że budują tu dużo luksusowych hoteli, budynki mają najwyżej jedno pietro i nie są "wyższe od palmy", jak nakazują przepisy, a zamiast autobusów jeżdżą sangtao, czyli przewiewne pickapy z ławkami po bokach (co 10 minut jeżdżą, ale do g.18.oo tylko) i taksówki. Wszystko po to, żeby ochronić wyspę przed zalewem brzydoty dla zysku, jak się to stało na pięknej kiedyś wyspie Phuket. O  brzydkim mieście Nathon nawet nie wspominając.

Nawet Wat nie jest tu wyższy od palmy
W Lamai Beach jest bardzo ładny przystanek autobusowy. Taka drewniana altanka pomalowana na czerwono, pod nią ławeczka z drewna, a na ścianie wisi rozkład jazdy. Na dodatek, w drewnianej skrzynce wyłożone są bardzo ładnie wydane plany wszystkich plaż na Koh Samui, z wyraźnie zaznaczonymi ulicami i atrakcjami. Bardzo dobry pomysł i przydatny dla turystów.W Chaweng czegoś takiego nie widziałam.

biblioteka pod gołym niebem
Na Koh Samui przystosowano miejsca dla ludzi lubiących w spokoju, ale na świeżym powietrzu, poczytać sobie książki. Można też dostać do poczytania prasę z różnych krajów. Idzie się wśród drzew i nagle ukazuje się sztuczny człowiek czytający książkę na ławce w cieniu drzewa. Lub idąc wzdłuż plaży, raptem widzimy budkę policjanta pilnującego porządku, a na dachu budki czytelnik książki.
czytamy, czytamy
Ten pomysł popierania czytelnictwa na wyspie uważam za bardzo zabawny i pożyteczny. Naprawdę w Lamai jest wiele ciekawych rzeczy i o wiele więcej atrakcji, niż w przereklamowanym Chaweng Beach.
czy mogę obok pana usiąść? ok, of course!
Upały były okropne! dlatego często czas spędzałam w morzu. Na szczęście w Lamai Beach wody było pod dostatkiem. Wystarczyło parę metrów wejść do wody i już było się zanurzonym po szyję. Częstym widokiem były kiwające się głowy ponad powierzchnią wody - to grupki ludzi zanurzeni w wodzie, ucinali sobie przyjacielskie pogawędki. Na morzu młodzi szaleli na deskach surfingowych, niektórzy trzymając się liny, ciągnięci byli przez pędzące skutery wodne. Na szczęście zawsze był ratownik, którego nazywałam Black Man. Był niski, szczupły i bardzo wysportowany. Bystry. Wszystko w mig dostrzegał i hamował od razu zapędy niefrasobliwych pływaków, najczęściej tych, ze skuterów.

Black Man
Bacznie obserwował morze, na którym turyści dosłownie szaleli, ale mieli wyznaczoną granicę, za którą nie wolno im było się zapędzać. Oczywiście ludzie często nie przestrzegali przepisów i ścigali się, nie zwracając uwagi na granicę. Wtedy Black Men jednym kocim susem dopadał swojego skutera wodnego i dosłownie w moment był przy delikwencie, zawracając go do brzegu. Nieraz podpływał do serferów i wówczas tylko czarny kapelusz było widać sunący po wodzie. Niezły był z niego gość. Też się z nim zaprzyjaźniłam i mogłam pod jego parasolem zostawiać plecak, jak szłam do wody.

mała sprzedawczyni kukurydzy
Siedząc na plaży czy mocząc się w wodzie, człowiek wogóle się nie nudzi bo tam ciągle dzieje się coś ciekawego. Sprzedasz mi kukurydzę? pytam dziewczynki, której mama gdzieś poszła. Dziewczynka bierze kolbę kukurydzy i naprawdę chce mi dać. Takie rezolutne dziecko. Ale mama wróciła na czas, żeby uratować kukurydzę przed rozdaniem turystom. Dzieci są tu fantastyczne, nigdy nie płaczą, zawsze są pogodne i ufne do ludzi. Bardzo fajnie są ubierane.

widok na morze z drogi
Często chodziłam pieszo drogą do lasu, odkrywając małe wioski. Chodziłam dużo, chcąc zgubić wagę, co mi się w Warszawie nigdy nie udaje. Zamęczałam się dosłownie wędrówkami, żeby potem odpoczywać mocząc się godzinami w morzu. Droga zazwyczaj biegła przez palmowe lasy i często trzeba było iść pod górę. Zawsze miałam z sobą litrową butelkę z wodą, mając nadzieję, że gdzieś po drodze będę mogła ją ponownie napełnić. Nie było tak łatwo, jak w Rzymie, że co kilkadziesiąt metrów znajdowało się jakieś ujęcie wody, ale można było napełnić butelkę u rolnika w podwórzu, w przydrożnej kafejce pod palmowym dachem stojącej w szczerym polu lub na terenie świątyni buddyjskiej. Żar z nieba lał się bezustannie, a drzewa palmowe nie chroniły przed słońcem w sposób wystarczający, jak na przykład świerki czy dęby.

wędrowiec
Ten pan nie spuścił głowy dlatego, że go fotografowałam. On mnie nawet nie zauważył, cały czas szedł w taki sposób. Takie spotkania mogły się zdarzyć w parku, przy wyjściu z miasteczka, ale daleko za miastem nie było już takich schludnych widoków i zacienionych dróg. Były pola i łąki w lesie palmowym.

rolnik w małej wiosce
Pan przyjechał napoić konika. Nawet ludzie z małych wiosek mają motory lub skutery. Wszyscy tu jeżdżą skuterami, nikt nie chodzi pieszo, o czym już wspominałam. Narazie chodzę tylko ja i wędrowiec ze spuszczoną głową. Rolnik ma sprytną przyczepkę, co z pewnością bardzo mu ułatwia pracę. Tajowie zrobią wszystko, aby się niepotrzebnie nie przemęczać i usprawnić sobie pracę.

Coffe Bar dla fanów motocykli
Można niespodziewanie trafić do takiej kafejki. Być może drogą przez ten palmowy las przebiega trasa motocyklowego safari tour? Łażąc tak po całej wyspie natrafiłam pewnego dnia na wioskę muzułmańską. Idę sobie drogą i widzę muzułmanki jeżdżące na skuterach oczywiście, a to z dzieckiem przed sobą, a to z zakupami. Wszystkie ginęły mi nagle z oczu za takim wolnostojącym  na zakręcie drogi budynkiem. Gdzie one tam jadą, skoro ja tam żadnej drogi nie widzę? wszystkie w tym małym domu mieszkają?

ukryta uliczka
W końcu przeszłam na drugą stronę drogi i zajrzałam za węgieł tego budynku, a tam normalna zadbana ulica była zabudowana muzułmańskimi domami. Przed domami samochody, motocykle, skutery. Weszłam w tą ukrytą wioskę, chociaż trochę niepewnie, obawiając się, że mogę zostać wyproszona, ponieważ ta wioska jak prywatna posiadłość wyglądała. Wogóle z niej nie było widać innego świata, z którego przyszłam.

Brama do lasu
Szłam zafascynowana i nikt mnie nie zatrzymywał. Cała wioska to była ta jedna droga i po obu jej stronach zabudowania. Za nimi tylko las palmowy i na końcu tej dziwnej wsi muzułmańska brama do lasu palmowego. Mężczyźni byli wyluzowani, kobiety całe zakryte czarną chustą, a na ulicy bawili się chłopcy. Dziewczynek nigdzie nie było. Ciągle mnie to nurtowało, w innych krajach czy dzielnicach muzułmańskich - gdzie są dziewczynki muzułmańskie? Młode dziewczyny chodziły w chustach do szkoły, po wsi, ale nigdzie nie było małych dziewczynek, takich 2-5 letnich, czy nawet 6-8 letnich.

Meczet
Na końcu wsi, z boku, na dużym placu stał meczet. Zaczęłam się wycofywać, ale żeby wyjść z tej wsi, musiałam znowu przedefilować między tymi samymi domami mieszkalnymi, bo gdy chciałam przejść tą bramą do lasu palmowego, jeden pan muzułmanin powiedział mi, że tam nie wolno i wskazał mi tą samą drogę, którą przyszłam. No to zawróciłam. Robiłam zdjęcia i nikt mi nie zabraniał, kobiety tylko chowały się za kotarami w drzwiach domów. Może oni są przyzwyczajeni do takich turystów, jak ja?

Przy bramie suszyły się ryby
W tej osadzie o jednej ulicy były stragany z owocami i warzywami, z sokami, jedzenie, które można było kupić i zjeść na miejscu przy plastikowym stoliku. Wszystko było, jak w normalnej wiosce, chociaż wioska była zupełnie inna. Domy były na oścież pootwierane, niektóre miały kotary, inne nie. Życie toczyło się, że tak powiem na oczach wszystkich ludzi i przechodniów.

rybak suszy sieci
Najbiedniejsi i rybacy mieszkali w kiepskich chatach zaraz na początku wsi. Czym głębiej w ulicę, czym bliżej meczetu, tym domy były schludniejsze, większe, bogatsze. Na ulicy sprzedawano kosze wiklinowe, miotły, przyprawy. Mieli też tam swoją laundry, czyli pralnię. Między domami i chatami dużo kwiatów i krzewów. Kobiety często w jeansach, ale na to założona tunika i czador, że tylko oczy im widać. I w takim stroju one prowadzą skutery i terenowe samochody. Ciekawe, że takie tradycyjne społeczeństwo jeśli chodzi o poddaństwo kobiet i strój, ale od nowoczesności tego świata nie stronią. Samochody, skutery, telewizja satelitarna, telefony komórkowe itd. Dlaczego z tego nie rezygnują i w tradycyji nie żyją? Jeśli zaś popierają nowoczesne życie i wynalazki, to dlaczego nie zdejmą czadorów i chust?

sklepik osiedlowy
Dziwny jest ten świat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz