niedziela, 9 września 2012

Łza Na Oceanie - Sri Lanka

Tego się najbardziej obawiałam. Dystrybucja. Jestem pewna, że ludzie są zainteresowani Sri Lanką i coraz częściej wybierają ten kraj na odpoczynek i poznawanie nowego. Przewodników w języku polskim nie ma jeszcze w sprzedaży, więc mieliby możliwość, żeby poczytać sobie w mojej książce o tej egzotycznej wyspie, ale problem dystrybucji wstrzymuje skutecznie rozpowszechnienie książki.

tak wygląda okładka
W chwili obecnej dostępna jest ona w księgarniach wysyłkowych, takich jak: www.merlin.pl, www.lubimyczytać.pl, www.poczytaj.pl, www.wysyłkowa.plwww.gandolf.com.pl, www.empik.pl, ma tą książkę na skłądzie również księgarnia internetowa,  której dotychczas nie znałam i z zaskoczeniem zobaczyłam na jej stronie swoją książkę. Z pozytywnym zaskoczeniem. Podejrzewam, że to nie jest polska księgarnia, nawet jestem tego pewna, ale napiszę do nich maila i się upewnię. Otóż jej strona: www.orbisekspress.com.au, a nazywa się Księgarnia Internetowa Orbis Ekspress International Travel.
Colombo-wyspa na jeziorze Beira
Coś podejrzewam w związku z tą księgarnią, ale narazie nie będę o tym mówić, bo muszę się upewnić, czy dobrze myślę. "Łza na Oceanie-Sri Lanka" jest jeszcze w kilku innych księgarniach internetowych, jak www.overtee.pl/książka, www.albertus.pl, www.księgarniawarszawa.pl, która jest księgarnią Olesiejuka, więc powinna być i w jego księgarniach na Placu Na Rozdrożu, na ulicy Andersa i na terenie Metra Wierzbno, ale może być tak, że się u niego przez internet zamawia, a odbiera w któreś z tych księgarń, podobnie, jak czyni to Empik. Książkę ma również Grupa A-5 www.grupa5.com.pl, która jednak nie jest księgarnią w potocznym tego słowa znaczeniu, lecz zajmuje się dystrybucją książek do księgarń na terenie całego kraju, w tym również do prywatnych.

wybór owoców jest  imponujący
Piszę o tym dlatego, że znajomi pytają mnie, gdzie mogą kupić moją książkę o Sri Lance, a sytuacja jest taka, że poza możliwością kupna jej przez internet, trudno ją jeszcze znaleźć na półkach księgarskich, chociaż mój nadzwyczaj życzliwy mi zięć, Tomek, natknął się na nią niespodziewanie w inmedio w Centrum Handlowym Klif na Woli w Warszawie i zaraz mi o tym doniósł mms-em, żebym się tak nie zamartwiała. A zamartwiam się rzeczywiście, ponieważ myślałam, że najtrudniej jest taką książkę napisać i wydać, żeby zainteresowała czytelników, a nie że wydana książka nie może znaleźć się na półkach księgarskich. Otóż okazuje się, że sprawa wymaga wielu zawiłych zabiegów wydawniczo-dystrybutorsko-hurtowniczo-zaopatrzeniowo-odbiorczych. Aby książka trafiła na półki w Empiku, Księgarni Podróżników, Traffic Club,

Dzień Walentynek na plaży w Mount Lavinia
czy innych księgarń prowadzących sprzedaż literatury podróżniczej, decydują wydawcy ze sprzedawcami, którzy nie przepadają za nieznanymi autorami, nie są pewni, czy książka będzie miała wzięcie, a we wszystkim przecież chodzi o pieniądze, a nie o to, aby przybliżyć czytelnikom temat, na który od dawna czekają. Co innego, gdy chodzi o bestseller - wtedy od razu, bez dodatkowych kosztów zostanie położona na stole z napisem "nowości". Bestsellerami w są np.książki Pana Cejrowskiego, Pani Beaty Pawlikowskiej,

błogosławieństwo, czy odpuszczenie grzechów?
czy pani Martyny Wojciechowskiej i one rzeczywiście cały czas, od lat leżą na półkach w każdym sklepie sprzedającym książki podróżnicze w Polsce. Książki nieznanych autorów, wciśnięte zazwyczaj bywają w jakiś kąt za kolumną, na górną półkę, do której trudno sięgnąć lub odwrotnie, na najniższą, do której trzeba klęknąć na podłodze, aby móc poszperać między tytułami. Wiem o tym i dlatego zapamiętale buszuję po wszystkich kątach w księgarniach i naprawdę udaje mi się nieraz prawdziwą perełkę czytelniczą znaleźć. Tak w skrócie te sprawy wyglądają  na obecną chwilę. Książki osób znanych z telewizji, radia, czy z innej publicznej areny, też są traktowane w sposób przyjazny i mają zaszczyt być położone na stoliku "nowości". 

na terenie świątyni buddyjskiej w Sri Lance
Dobre traktowanie w księgarniach mają również książki rekomendowane przez znane publicznie osoby oraz książki dobrze rozreklamowane w różnego rodzaju prasie, na spotkaniach itd. Brak mi doświadczenia w prowadzeniu tego rodzaju promocji książki, ale pomyślę, co bym jeszcze mogła dla niej zrobić, żeby ludzie się o niej dowiedzieli. Ale na przykład największy mój idol wśród podróżników, Pan Wojtek Dąbrowski, swoją książkę "Na siedem kontynentów" w której zebrał własne relacje z wielu swoich podróży po świecie, sprzedaje wyłącznie przez internet. Człowiek ten podróżuje przez całe życie sam, mozolnie z plecakiem przemieszczając się od kraju do kraju, odwiedzając najbardziej ukryte zakątki kuli ziemskiej. Podróżnik autentyczny, więc chyba nie ma czasu pertraktować z wydawnictwami i dystrybutorami, tylko sam dba o to, aby jego książkę czytano.

słoniowe pieszczoty
Nie biegam po mieście, żeby sprawdzić, w której księgarni moja książka leży, bo po prostu czasu mi brakuje, ale po niedzieli zajrzę do Księgarni Podróżnika na ul. Kaliską, może tam już trafiła? Nie wiem też, czy w innych miastach można ją kupić, więc pomyślałam sobie, że póki co, przybliżę społeczności internetowej i facebookowej (na facebooku zawiesiłam link do mojego bloga) tematykę  swojej książki i zamieszczę trochę zdjęć ze Sri Lanki, które nie zmieściły się do książki. Niedługo nastaną takie czasy, że ludzie korzystający z internetu sami sobie ze wszystkim poradzą i nie będą musieli wiecznie o wszystko prosić innych. Tylko wówczas bezrobocie wzrośnie, bo księgarnie nie będą miały co sprzedawać. Wszystko będzie dostępne w internecie z szybką dostawą do domu i tańsze. Moja książka w internecie też jest tańsza oczywiście, niż w księgarni. Tutaj, na blogu, uzupełnię trochę i wzbogacę treść książki dla tych, którzy blog mój czytają, a zechcą kupić i przeczytać również  moją książkę "Łza na Oceanie - Sri Lanka".

uczniowie Buddy, siedzący wokół świętego drzewa Bo
W Sri Lance,zaraz w pierwszych dniach pobytu, w miejscowości Mount Lavinia poznałam młodego, sympatycznego człowieka, Pawła Szozdę, który na stałe tam mieszka i pracuje, jako przewodnik wycieczek polsko, angielsko i rosyjsko-języcznych. Zaproponował mi gościnę w swoim domu na Wedikanda Road i tym sposobem poznałam życie na Sri Lance z innej strony, niż tylko przemieszczając się autokarem od
atrakcji do atrakcji. Mieszkałam u Pawła tak długo, na ile mi wizy wystarczyło (a jemu cierpliwości:)).

Azjatów zawsze inspirowała natura
Następnie pojechałam dalej, do Tajlandii, Malezji, Singapuru, Indonezji (o tych krajach piszę na blogu), co zabrało mi następnych parę miesięcy, ale do Sri Lanki wróciłam, ponieważ "open ticket" miałam na rok wystawiony, co znaczy, że na jakie pierwsze lotnisko przyleciałam, to z tego samego muszę wrócić do kraju, po uprzednim ustaleniu terminu lotu, ma się rozumieć. Tak sobie powrót zaplanowałam, aby znowu trochę w Mount Lavinia pobyć, bo już nową wizę miałam, zobaczyć się ze znajomymi, pogadać, co się w czasie mojej nieobecności działo i połazić trochę po znanych już kątach na wyspie.
knajpka plażowa "Buba" w Mount Lavinia
Dlatego napisałam tą książkę. Inaczej widzi się kraj, przemieszczając się klimatyzowanym autokarem biura podróży, z przewodnikiem, z noclegami w luksusowych hotelach, z żywieniem się w hotelowej restauracji, a inaczej mieszkając w zwykłym domu, z jego codziennymi kłopotami i radościami, gdzie trzeba samemu o wszystko zadbać i żywić się tym, co w sklepie lub na straganie można kupić, albo zjeść w przydrożnej knajpce, siedząc na plastikowych krzesełkach, przy plastikowych stolikach, jak stali mieszkańcy.  Podróżując w grupie ludzi z własnego kraju, nie ma się praktycznego kontaktu z mieszkańcami danej miejscowości i kraju. Kontakt ogranicza się do kierowcy autokaru , kelnerów ze stołówki oraz pokojówki. 

sklepik na Wedikanda Road
Po powrocie z wycieczki zorganizowanej, zazwyczaj wszyscy zachwycają się dosłownie wszystkim - achy i ochy brzmią w każdej opowieści, wszystko było cudowne, mieszkańcy fantastyczni, mili, uśmiechnięci, po prostu byliśmy w krainie szczęśliwości. W normalnym życiu tak nie jest. Są różne trudne sytuacje, śmieszne sytuacje, tragikomiczne sytuacje, a ludzie są jak wszędzie - jedni cudowni i życzliwi, a inni nie. Takie jest życie. Ale poznawanie ludzi i życie wśród nich, jest fascynujące i dlatego cieszę się, gdy mogę gdzieś dłużej pomieszkać.

śniadanko domowe
Dom Pawła na Wedikanda Road pokazałam w książce, natomiast takie śniadanko, jak widać na zdjęciu, to była codzienność. W Sri Lance od dziesięcioleci toczyła się wojna domowa i w sklepach żywnościowych, których zresztą było mało, nawet w stolicy Colombo, niewiele można było kupić. Zazwyczaj żywiłam się jajkami, cebulą, pomidorami i chlebem tostowym, bo innego w skepach nie było, a na obiad "rice and curry"
czyli ryż przyprawiony ostro curry i do tego jakieś zielone liście, ale nie była to ani sałata, ani szczaw i mały kawałeczek kurczaka do tego, po czym znowu pomidory z czerwoną cebulą. I tak w kółko.

ulica Galle Road z Mount Lavinia do Colombo
Nie narzekałam, ponieważ skutecznie się odchudziłam, co w Polsce było dla mnie nieosiągalne. Paweł jadł normalnie, ponieważ żywił się z turystami w hotelach, a hotele dla gości zagranicznych miały normalne, europejskie jedzenie. W dniach, w których nie było żadnej wycieczki, chodziliśmy z Pawłem do pakistańskiej restauracji na plaży, na placki z ostrym sosem. Gdy Paweł pracował, a trzeba było jakieś sprawy w urzędzie w Colombo załatwić, to jechałam i załatwiałam, chociaż języka nie znałam. Ze znajomymi Pawła, rodowitymi Lankijczykami i Tamilami również się dogadywałam, na tyle, na ile było to konieczne w naszej wspólnej codziennej egzystencji. Poznawałam ich bliżej i z niektórymi się zaprzyjaźniłam.

turyści w sierocińcu słoni
Siłą rzeczy w książce opisane jest życie na Wedikanda Road, bo tam mieszkaliśmy, ale jeździłam też na wycieczki do najbardziej atrakcyjnych miejsc na wyspie, bo przecież po to tam pojechałam, aby wszystko, co ciekawe na wyspie Cejlon zobaczyć. Najczęściej Paweł załatwiał mi taką wycieczkę od siebie z pracy i dołączałam do jego turystów na czas zwiedzania. Oni potem rozwożeni byli do swoich hoteli, a my wracaliśmy do domu, na Wedikanda Road. Była też to dla mnie okazja, aby sobie po polsku porozmawiać.

w drodze na górę Sigiryia
W książce oprócz zwykłych wydarzeń dnia codziennego, opisałam również wszystkie atrakcje Sri Lanki, nawet Górę Adama, na której szczyt w końcu nie weszłam, bo trzeba tam już nocą zacząć męczącą wędrówkę, stromo pod górę, po wyboistej ścieżce i kamiennych schodach, a po to ta wielogodzinna męka, aby ślad stopy zobaczyć, a czyj właściwie on jest? opisuję to również w książce Łza na Oceanie.

w fabryce przerobu herbaty cejlońskiej
Sama jednak nie czułam się na siłach, aby tam się wdrapać, chociaż podobno ze szczytu góry Adama rozpościera się  najpiękniejszy widok wschodu słońca. Wytrzymałym i silnym osobom polecam tą wycieczkę. Góra Sigiryia zrobiła na mnie duże wrażenie i to, że na takiej górze można było zbudować w dawnych czasach całkiem dobrze funkcjonujące miasto, z domami, basenami, kanalizacją. Niesamowita sprawa. I jeszcze freski malować pod nawą skalną tak, że do dziś przetrwały i trudno nam coś w nich poprawić, odnowić, bo takiej dobrych i trwałych  farb nie mamy. Myślę, że czytelników również zaskoczy Sigiryia i jej historia opisana w książce.
schody prowadzące do galerii fresków
Po takich żelaznych schodach wchodzi się pionowo po skale, aby odkryte freski zobaczyć na Sigiryi. Więc jak oni tam dawniej wchodzili, żeby je malować? w głowę zachodzę. Te schody Anglicy (z nostalgii chyba ,za okupowanymi krajami zamorskimi, pod nazwą kolonializmu znanymi) podarowali Sri Lance, żeby pracownicy i artyści mogli po nich wchodzić i prowadzić prace renowacyjne. Po tych schodach w Londynie ludzie do metra schodzili, a jak zainstalowali sobie nowoczesne schody ruchome, to te właśnie w darze przywieźli na Sigiryię. Dopiero niedawno ogrodzono je siatką, żeby ludzie mogli bezpiecznie po nich do galerii wchodzić. Powiem prawdę, kto ma lęk wysokości, to i siatka go nie uspokaja. Ja zamknęłam oczy i kurczowo trzymając się poręczy, weszłam. Opłaciło się. Dodatkowy bonus - to widok z tej wysokości na okolicę.

w Paradeniya
Ogród botaniczny Paradeniya rozpościera się na terenie 80 ha, w zakolu rzeki Mahaweli Ganga i jest dumą Lankijczyków. Na terenie, na którym już dawniej istniał park królewski, pewien Anglik poprawił co trzeba, rozszerzył i według własnej wizji urozmaicił park,  doprowadzając go do perfekcji. Ale wszyscy przecież wiemy, że Angicy w tej sztuce zawsze byli świetni.Naprawdę jest co oglądać w Paredeniya i można po ogrodzie bez znudzenia chodzić godzinami. Ważni oficjele z różnych państw, goszczący na Cejlonie, a potem pod nową nazwą, w Sri Lance, sadzili tam symboliczne drzewka przyjaźni między narodami, które przez lata wyrosły i do dziś zachowały się pod nimi pamiątkowe tabliczki z nazwiskiem i krajem goszczącego tu gościa. Gość z Polski również dostąpił tego zaszczytu, ale czy ktoś z młodych ludzi doby internetu, pamięta jeszcze to nazwisko? To chyba dobrze, że ludzie nie są tak wieczni, jak drzewa?

Premier Polski-Józef Cyrankiewicz
Naprawdę ta Sri Lanka , to piękny i ciekawy kraj. Sama wciągnęłam się mimowolnie w jej zadziwiającą historię i przekazałam swoją wiedzę czytelnikom, nie nudząc za dużo, ale kilka ciekawostek udało mi się ustalić. Pobyt tam był sam w sobie ciekawym doświadczeniem, ponieważ toczyła się wojna między Tamilami, a Syngalezami, którą poprzednie pokolenie nie było w stanie zakończyć. Obecny Prezydent Mahinda Rajapaksa obiecał narodowi, że wreszcie skończy z tą wojną definitywnie, wszelkimi dostępnymi i możliwymi metodami. I naród na to poszedł. Ale się działo! Tamilski bojownikVellupialai Prabhakaran walczył metodami Osamy Bin Ladena. I zginął w podobny sposób.
tancerze ze Sri Lanki
Sri Lanka szalała z radości, a Rajapakse na bank zostanie ponownie wybrany na urząd, bo dotrzymał słowa i dał Lankijczykom tak długo wyczekiwany pokój. I nie jest ważne, czy będzie potem rozliczany przez międzynarodowy trybunał za niehumanitarne metody prowadzenia wojny - społeczeństwo stoi za nim murem. Wojownicy wrócili do domu. Mój przyjaciel Anurade, Wiran, Aziri, Damike, nie pamiętają okresu pokoju, nie wiedzą, jak się pokój konsumuje, tak długa trwała ta wojna.

biegacze po ogniu
Cały mój pobyt w Sri Lance, to był wieczny stan wojny, a gdy wróciłam po kilku miesiącach, wojny raptem nie było. Sama byłam totalnie zaskoczona, bo niedowierzałam Rajapaksie. Jechałam tuk-tukiem, jak zwyle z Anurade i dziwiłam się, dlaczego nie zatrzymuje nas wojsko z karabinami, jak zawsze? Anurade, no dlaczego? a on tylko śmiał się do mnie w lusterku przy kierownicy i odpowiadał radośnie - wojna się skończyła, Sofia! jesteśmy wolnymi ludźmi! Ach rzeczywiście - nie mogłam się nadziwić, że w Sri nie ma już na ulicach wojska, ani zielonych worków z piaskiem, ani panów z karabinami każących mi schować aparat fotograficzny, ale cieszyłam się razem z nimi. Anurade jest pierwszym z moich Lankijskich znajomych, który namacalnie skorzysłał z wolności. Przyleciał do Polski.

najniższa kasta wiernych, pod murem na terenie świątyni
Kto by pomyślał? zaprzyjaźnił się z Polką  ze Śląska, bywającą co jakiś czas w Sri Lance, która zabrała go ze sobą do naszego kraju. Dostał paszport i przyleciał, a tu zupełnie inny dla niego świat. Ale do lepszego człowiek szybciej się przyzwyczaja. W Polsce jest pięknie, gorszą mamy tylko pogodę i temperaturę wody w morzu. Anurade w Polsce całkiem dobrze sobie radzi, nasz kraj mu się bardzo podoba. Ostatnio dowiedziałam się, że pilnie uczy się języka polskiego. Ma mnie niebawem odwiedzić w Warszawie.

z zaprzyjaźnioną rodziną na przystani rzecznej
W książce opisałam różne sytuacje z życia wzięte, ciekawe turystycznie miejsca, trochę historii, żeby czytelnicy, których interesuje ten kraj, dowiedzieli się jak wygląda tam codzienne życie, jacy są ludzie i jaką bogatą, chociaż tragiczną historię ma za sobą Sri Lanka. Z drugiej strony patrząc, niech mi ktoś wskaże kraj, który nie ma za sobą tragicznej historii? a ile społeczeństw nadal żyje w czasie trwania wojny? terroru? bezprawia? gwałcenia praw człowieka? i Świat nic z tym nie robi. Podróżnicy wiedzą więcej na ten temat, bo często zapędzają się w takie niebezpieczne rejony świata. Dlatego ja osobiście czytam z wielkim zainteresowaniem wszelkie książki podróżnicze, bo w nich samo prawdziwe życie znajduję. Między innymi też z tego  powodu  napisałam tą książkę, żeby opowiedzieć ludziom ciekawym świata, o tym niewielkim kraju, co się od kontynentu odłączył i w kształcie łzy trwa nieprzerwanie na Oceanie Indyjskim, chociaż nie jedną łzę musiał wylać, zanim wreszcie w XXIw do wolności doszedł.

Beret
Znajdziecie tam również parę zabawnych historii, parę wzruszających, jak np.przyjaźń psa Bereta z kotem Moherem, bo tak właśnie dowcipny Paweł nazwał swoje zwierzęta. Z tęsknoty za Polską najwidoczniej.
Nie czekając więc, aż księgarnie i empiki zdecydują się wstawić na półki książkę nieznanej nikomu autorki, kupcie ją w internecie, oszczędzając przy tym własne pieniądze, lub zamówcie przez internet i odbierzcie w empiku. Myślę, że książka się wam spodoba i nabierzecie ochoty na odwiedzenie Sri Lanki. W książce podałam namiary na Pawła, z którym każdy, kto go pozna, natychmiast się zaprzyjaźni. Tego jestem pewna.

Z Pawłem w Forcie Galle
Sama pamiętam, jak przygotowywałam się do podróży do Sri Lanki i szukałam czegokolwiek na jej temat, ale nic w księgarniach nie było i nadal nie ma. Ani przewodnika, ani żadnej książki z relacją podróżnika, a z tych człowiek dowiaduje się najbardziej przydatnych informacji. Bazowałam tylko na krótkich artykułach prasowych w pismach turystycznych. A teraz proszę bardzo, jest książka i niebawem wyjdzie przewodnik w języku polskim, do którego część o Sri Lance napisał Paweł. Świat idzie do przodu. Ja mam nadzieję, że sporo osób z żyłką podróżnika chętnie odwiedzi Sri Lankę , bo to piękny kraj i bardzo potrzebuje turystów.

słonie u wodopoju
Szczególnie teraz, gdy wreszcie skończyła się wojna i kraj się na nowo organizuje. No i jest to jeden z niewielu już krajów, gdzie słonie żyją na wolności! chociaż są utrapieniem rolników, taki apetyt mają. Idą przez pola, jak czołgi  i wszystko co rośnie, biorą jak swoje. Czego nie zjedzą, to stratują własnym ciężarem potężnych nóg. W sierocińcu dla słoni ludzie opiekują się małymi słoniowymi sierotami, które straciły matkę w jakiś sposób oraz starymi słoniami, które zostały przez stado z różnych przyczyn odrzucone. Opisałam, jak mają w tym sierocińcu i co je czeka, gdy dorosną. Do życia na wolności już niestety takie słonie nie wrócą, ale pełnią w życiu Lankijczyków różne pożyteczne funkcje.

a to ja jestem i z pewną taką nieśmiałością zapraszam do przeczytania książki o Sri Lance
ps.sprawdziłam tą firmę turystyczną Orbis Ekspress Travel, mieści się ona w Australii w George St Civic Arcade, zajmuje się turystyką w szerokim tego słowa znaczeniu, między innymi również literaturą podróżniczą. Prawdopodobnie mają moją książkę za pośrednictwem firmy Olesiejuka, ale faktem jest, że proponują ją za 33,92 AUD + koszty przesyłki 5,00 AUD. Bardzo się z tego cieszę i zaraz napiszę Remikowi do Sydney, że tam właśnie może książkę nabyć. Do Pawła, do Sri Lanki zabrała ją turystka, która leciała kilka dni temu do Colombo, a do Australii nie miałam kim się posłużyć. No to wspaniale.

2 komentarze:

  1. Witam Pani Zosiu,
    Informację o Pani książce otrzymałam od p. Pawła Szozdy. Juz po trzech dniach byłam jej szczęśliwą posiadaczką. Przeczytałam ją z zapartym tchem. Jestem Pani ogromnie wdzięczna. Takie informacje są dla mnie bezcenne...
    Byłam na Sri Lance przez kilka dni (rok temu). Była to niestety wycieczka zorganizowana. Mimo, że odwiedziłam wcześniej wszystkie kontynenty, tylko na Sri Lankę chcę wrócić ponownie. Tym razem na dłużej.
    Pani książka pomogła mi wiele spraw zrozumieć. Cenne wskazówki z pewnością ułatwią mi podróż.
    Jeszcze raz dziękuję za "Łzę na oceanie".

    Życzę udanych podróży i czekam na kolejne książki.
    Pozdrawiam i żałuję, że nie mogę porozmawiać z Panią osobiście.

    P.S. Proszę się nie martwić o dystrybucję książki. Ja długo szukałam takiej pozycji. Jeżeli są jeszcze inni "fanatycy" Sri Lanki z pewnością szybko ją znajdą. To narazie jedyna książka na polskim rynku o tym kraju.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pani Zosiu, czy jest jakakolwiek szansa, żeby stać się posiadaczem Pani książki? Gdzie można ją kupić? W wydawnictwie dowiedziałam się, że cały nakład został przez Panią wycofany...
    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń