sobota, 29 września 2012

Prachuap Kirikhan - miasteczko ze snów

Całą noc lało, jak z cebra i rano nie było lepiej. Zeszłam z plecakami na dół, zdałam klucze od pokoju, na śniadanie dostałam kawę i omleta, po czym poprosiłam o tuk-tuka. W Chiang Mai jest daleko na dworzec kolejowy. Przejechaliśmy całe miasto, następnie mostem na drugą stronę rzeki i jeszcze spory kawałek. Na szczęście deszcz przestał padać. Wybrałam jeszcze z bankomatu pieniądze, bo nigdy nie wiadomo, gdzie los mnie rzuci, a może się zdarzyć, że znajdę się w miejscu, gdzie bankomatów nie ma i co wtedy?lepiej się zaopatrzyć w gotówkę, jeśli widać, że można. Dla pewności zapytałam w informacji, czy czasem nie ma jakiegoś bezpośredniego pociągu do Prachuap Kirikhan, ale nie było.

smoki przy wejściu do świątyni
Muszę przesiąść się w Bangkoku i powinnam się cieszyć, że nie muszę tam zmieniać dworca, tylko z tego samego bedę miała pociąg do PK. No to o której godzinie mam teraz do Bangkoku? o 14.40 pani na to. Pani! ja teraz chcę jechać, rano, a nie po południu, mówię. Jaki mam teraz, morning. Teraz, mówi pani w okienku, to stoi już na peronie i szykuje się do odjazdu. No i się zaczęło! Biegiem do kasy, panie, ja na ten pociąg, co stoi, ticket please! ktoś przy tej kasie stał, ja do drugiej, druga okazała się informacją, a nie kasą, ja do trzeciej. Ja muszę na ten pociąg for Bangkok! ticket chcę na ten pociąg! Pan z informacji turystycznej widząc, jak się szamocę, dobiegł do mnie, powiedział  ludziom stojącym w kolejce, żeby mnie przepuscili i podprowadził mnie do kasy. Ta pani do Bangkoku musi, proszę jej sprzedać bilet.

Budda w kilku odsłonach
Okazało się, że nie można kupić jednego biletu na całą trasę, tylko trzeba dwa - z Chiang Mai do Bangkoku i z Bangkoku do Prachuap Kirikhan. No to po mnie, myślę sobie. Nie wyrobię się. Ale pani w kasie naprawdę się spieszyła, a pan z IT wybiegł ze mną na peron, bo stały tam trzy pociągi, więc znów mogłam się pogubić, a czas działa przeciwko mnie. Razem kiwaliśmy na panów przy parowozie, że jeszcze ja muszę wsiąść i zaczekali.  Już stojąc w pociągu podziękowałam bardzo temu panu, co stoisko informacji turystycznej na pastwę losu zostawił, żeby mnie koniecznie do tego pociągu wsadzić i udało się, bo ja sobie mogłam gadać szczątkowo po angielsku i złorzeczyć płynnie po polsku i psu na budę by się to wszystko zdało, a pan konkretnie, rzeczowo w języku tajskim wyjaśnił o co chodzi i po sprawie. Posłałam mu dziękczynny uśmiech i pokiwałam na pożegnanie. Jechałam! Swoją drogą dla spóźnialskich to dobrze, że tak uroczyście i długo te pociągi odprawiają. Czekanie cały dzień na następny pociąg w sytuacji, gdy już wszystko się tu obejrzało i to w dniu, w którym miałam urodziny, byłoby bardzo przygnębiające. Wyjechaliśmy z Chiang Mai o 8.45, w Bangkoku mieliśmy być ok. 20.20. A o 22.00 miałam pociąg do Prachuap Kirikhan, gdzie według planu powinnam dojechać ok.4.00 godziny rano.

Budda w jaskini
Dzienny pociąg nie był już taki zabawny, jak tamten nocny z czasów Marylin Monroe, ale było ok. Konduktor przydzielił mi fotel, według numeru na bilecie i co pewien czas roznosili nam smakowicie pachnące  jedzenie. Ale piwa do posiłków nie podawali. O nudzie nie było mowy, bo widoki za oknem były bardzo interesujące, a gdy już znużyły, to jeden z pasażerów podłączył mój laptop do swojego przedłużacza, który był podłączony do kontaktu w pobliżu jego siedzenia. Bardzo uprzejmi są Tajlandczycy. Wpisywałam do laptopa ostatnie wydarzenia, żeby być na bieżąco z informacjami i nic nie pomylić, bo ciągle działo się coś nowego. Sznur przeciągnięty był w poprzek przejścia, więc musiałam uważać, aby ktoś się w niego nie zaplątał. Chłopak na mokro zmywał podłogę, ale uważał bardzo, natomiast stewardessa szła, jak taran i z premedytacją nie chciała sznura ominąć. Pierś wypięta do przodu, głowa do góry i łup klapkiem w sznur, aż jej krajanie uwagę zwrócili, żeby tak nie szalała. Jednak nie wszyscy są mili, ale jest, jak jest.

wioska w górach
O godzinie 4.25 wysiadłam na dworcu w Prachuap Kirikhan.


Przerwa. Lecę na tydzień do Rzymu!!! jak wrócę, to dokończę ten post.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz