niedziela, 16 września 2012

Ayuthaya - miasto tragiczne

Na dworcu kolejowym Hua Lampong w Bangkoku kupiłam bilet do Ayuthaya i jednocześnie stamtąd w góry, do Chiang Mai, miasta położonego na północy Tajlandii. Ayuthaya, inaczej Ajuthaja, zwana  też Koh Muang, czyli miasto-wyspa, była przez 400 lat stolicą królestwa. Miasto założył książę U Thong, kiedy jakaś zaraźliwa choroba nawiedziła poprzednią stolicę zagrażając życiu jego rodzinie. Na swoje nowe siedlisko wybrał małą osadę, położoną na wyspie w zakolu rzek Chao Phraya (Menam), Lopburi i Pasak, po czym w 1350r rozpoczął budowę nowej stolicy, która stała się potęgą, dzięki czemu przeszła do historii. Żadna potęga nie jest wieczna, więc i Ajuthaya po 400 latach zakończyła swój żywot dosyć gwałtownie.

w poczekali dworca kolejowego
Obecne miasto rozciąga się po obu stronach rzek, ale do zwiedzania jest jedynie stare miasto, a raczej to, co po nim zostało na wyspie. Przeznaczyłam pięć godzin na obejrzenie ruin dawnej stolicy Syjamu. Bagaże zostawiłam w przechowalni  na dworcu kolejowym w Ajuthayi, ponieważ wieczorem jechałam dalej, nie zatrzymując się na nocleg w historycznym mieście.Do starożytnego miasta pojechałam tuk-tukiem, żeby nie tracić czasu na długą wędrówkę. Pierwszy raz zwiedzałam coś pod presją czasu, czego nie lubię. Ale się zdarzyło.
peron 1 w Ajuthayi
Ajuthaya została zbudowana z ogromnym rozmachem, mury stawiano solidne. Budowano jednocześnie całe zespoły świątynne, z dodatkowymi budowlami wspomagającymi, stupami (tutaj zwanymi czedi) starając się jednocześnie utrzymać harmonię właściwą buddyzmowi - koło symbolizujące niebo, z kwadratem, symbolizującym ziemię.  Czerpano wzorce architektoniczne z byddyjskich  budowli świątynnych na Cejlonie czy  w Kambodży, ale generalnie świątynie Ajuthayi są wyraźnie rozpoznawalne.Całe miasto otoczono solidnym murem obronnym.

dojeżdżam do murów miasta
U Thong przybrał tytuł Ramy Thibodi i rządził księstwem niepodzielnie, jak monarcha absolutny. Jego następcy nadal rozbudowywali miasto i rozwijali handel, mimo, ze często prowadzili wojny z z sąsiadami i sami je zaczynali np. napadli na Chiang Mai i zdobyli go. Stworzono administrację i wprowadzono system prawny, co stwarzało na przyszłość podstawy do upaństwowienia królestwa. Najbardziej w tej dziedzinie zasłużył się król Trailok. Ajuthaya rozwijała się w szybkim tempie, nie tylko architektonicznie, ale również gospodarczo. Rolnicy uprawiali ryż, czemu sprzyjało dobre nawodnienie terenu otoczonego rzekami.

Mury spalonego miasta
Aż nastąpił ten moment, że w królestwie pojawili się Europejczycy. W XVIw pierwsi do Ajuthayi dotarli Portugalczycy i po raz pierwszy broń palna stała się tam towarem wymiennym. Ajuthaja akurat walczyła z Birmańczykami, więc broń bardzo jej była potrzebna. W XVIIw do Syjamu przybyli Holendrzy i jako pierwsi otworzyli w Ajuthayi zagraniczną placówkę handlową. Niedługo po Holendrach przybyli Anglicy z listem od króla i też zostali dobrze przyjęci, więc zostali na dłużej. Portugalia, Holandia i Anglia, kraje, które potem z łatwością kolonizowały po kolei kraje azjatyckie, zrobiły pierwszy krok.

Ja w budowli typu, kolba kukurydzy
Do Ajuthayi przbyli również Francuzi, misjonarze z zakonu jezuitów, którzy mieli zamiar nawracać Azjatów na swoją wiarę, a król francuski już snił o przyszłych, nowych terytoriach zamorskich. Jednym słowem nastały czasy, gdy obcy zza wielkiej wody ostrzyli sobie apetyty na osiąganie zysków i korzyści materialnych z krajów azjatyckich. Ale póki co, Ajuthaya rozwijała się gospodarczo i kulturalnie i wydawało się, że bedzie coraz lepiej. Ale Birma zbierała siły po uprzednich porażkach i szykowała Ajuthayi tragiczne wydarzenia.

Budda siedzący na ruinach
W 1767r Birmańczycy napadli na Ajuthaję, wymordowali mieszkańców, wywieźli łupy i spalili miasto. W Ajuthayi murowane były tylko świątynie, natomiast inne budynki użyteczności poblicznej oraz domostwa ludzi były drewniane. Płonęło wszystko. Zostały tylko murowane ruiny świątyń, które teraz możemy oglądać, część z nich nosi do dnia dzisiejszego wyraźne ślady po pożarze. Stolica znowu musiała być przeniesiona w nowe miejsce.

Budda bez głowy
Tym razem przeniesiono ją do małej osady rybackiej, leżącej nad rzeką Menam w pobliżu morza, co było istotne przy już istniejących i rozwijających się kontaktach handlowych z zamorskimi krajami. Osada nazywała się Bangkok. Nową stolicę początkowo budowano na wzór Ajuthayi, sprowadzano nawet przez jakiś czas cegły z pogorzeliska Ajuthayi, do nowych świątyń sprowadzono wizerunki Buddy.

Budda w otoczeniu swoich strażników
Pierwszą dużą budowlą świątynną zbudowaną w Bangkoku był Wat Phra Kaeo, w którym miał być umieszczony wizerunek Szmaragdowego Buddy. Wtedy panował już w Syjamie Król Rama I, który przywiązywał ogromną wagę do zabezpieczenia krajowi pokoju. Birma próbowała jeszcze napaść na Syjam, ale jej ataki tłumione były już na terenie przygranicznym i w koncu Birmańczycy dali sobie spokój. Syjam spokojnie rósł w siłę i rozwijał się, a w 1939r zmienił nazwę na Tajlandię, żeby wszystkie mniejszości narodowe mieszkające w dotychczasowym Syjamie miały świadomość, że kraj ten należy do Tajów i tylko do Tajów.
Turyści w starej Ajuthayi
Zabytkowe zespoły świątynne historycznej Ajuthayi zostały uznane za pomnik kultury narodowej Tajlandii i wpisane na listę dziedzictwa UNESCO.
Po zwiedzeniu ruin starożytnej Ajuthayi poszłam obejrzeć Wat, znajdujący się w pobliżu dworca kolejowego, ponieważ do pociągu, którym miałam jechać do Chiang Mai było jeszcze prawie godzinę czasu.
Wat Maha That
Akurat odbywały się tam modły, chociaż nie jestem pewna, ponieważ w Watach życie toczy się bez przerwy i nieraz bez wyraźnej przyczyny znajdują się tam ludzie, którzy albo patrzą w skupieniu na Buddę, albo zapalają trociczki, albo rozkładają kwiaty przy wizerunkach Buddy. Do Watu chodzi się podobno z wewnętrznej potrzeby i nikt tu nie bije w dzwony, aby przypomnieć ludziom o konieczności przyjścia do świątyni. To akurat bardzo mi się w tej religii podoba.

krzątanina wokół Buddy
Wróciłam na dworzec kolejowy, ale pociąg miał 40 minut opóźnienia, czym żaden z podróżnych się nie zdenerwował, bo przecież w tym kraju nikt się nie spieszy, a irytacja źle świadczy o człowieku. Gdy pociąg wjechał na peron, pan konduktor zaprowadził mnie do odpowiedniego wagonu, bo był to pociąg nocny z miejscami do spania. Przypadło mi nocować z ogromnym blondynem.

Złoty Budda
Fin chyba, albo Norweg, pomyślałam sobie, ale to był sąsiad z Niemiec. Na szczęście miał łóżko na dole, a ja spałam na górze. Gdyby było odwrotnie, całą noc bym się bała, że ta licha kuszetka, obliczona na ciężar przeciętnego, małego i szczupłego  Taja, zarwie się i mnie zabije. Szybko się zintegrowaliśmy, ale o tym już w następnym poście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz