poniedziałek, 12 listopada 2012

Penang - Georgetown

Na statku poznałam turystów ze Stanów Zjednoczonych, którzy już dłużej byli w Malezji i gdy zmówiliśmy się o noclegach, dali mi namiary na dwa tanie i czyste hotele w Georgetown. Nie chciałam trafić na takiego łapserdaka, jak w Butterworth, który z tupetem zażądał 50 RM za obskurny, zasyfiony pokój bez okna, bez łazienki i bez kontaktów elektrycznych. Natychmiast z tamtego hotelu wyszłam, ale teraz, skoro tylko mogę, wolę zdobywać informacje od turystów, którzy już w danym mieście nocowali.

płyniemy
Georgetown było pierwszym miejscem osadników angielskich, którzy  przybyli na wyspę Penang w 1786r aby utworzyć tu brytyjską faktorię handlową. Po prostu skolonizowali wyspę, jak wiele innych w tamtych czasach z tym, że tutaj przeprowadzili to drogą pokojową. Otóż mieszkańcy półwyspu malajskiego niechętnie osiedlali się na wyspie Penang, więc Sułtan  prowincji Kedah, czy też Sułtanatu Kedah, należałoby powiedzieć, podarował wyspę Kompanii Wschodnio-Indyjskiej z nadzieją, że Anglicy zainwestują w wyspę, co zachęci Malajów do osiedlania się tam. I się nie pomylił. To był dobry pomysł.

Dobijamy do portu- gotowi do grzania gumy
Kompanię Wschodnioindyjską reprezentował Francis Light, przedsiębiorca brytyjski, który już od kilku lat prowadził interesy na wyspie Phuket. Urodzony w 1740r przez osamotnioną matkę, został oddany na wychowanie krewnym, którzy zapewnili mu wykształcenie na takim poziomie, aby sobie w życiu radził. Miał rękę do interesów, zawsze chciał pracować w koloniach brytyjskich, więc chętnie przyjął propozycję British East India Company. Opuścił Phuket, żeby od podstaw zagospodarować wyspę Penang. Wykarczował dżunglę i zbudował miasto, nadając mu imię Króla Anglii Jerzego III - Georgetown. Francis Light zmarł  w 1794r na malarię na wyspie Penang i tam też jest pochowany. Jego pomnik stoi w Forcie Georgetown.

Georgetown widziane z morza
Georgetown rozwijało się dynamicznie i szybko stało się znaczącym azjatyckim miastem portowym dla handlu artykułami kolonialnymi typu herbata, przyprawy orientalne czy tekstylia. Już nie trzeba było nikogo namawiać, aby zechciał na wyspie Penang zamieszkać. Do rozwijającego się miasta ściągali Malaje z biednych stanów Melezji oraz osadnicy z innych krajów. Głównie z Chin i Indii. 
Guesthouse Cristal
Po wyjściu na ląd w porcie Georgetown wcale nie zadawałam się z taksiarzami, ani riksiarzami, gdyż nie znając jeszcze obowiązujących cen na wyspie, wiedziałam, że oni mi prawdy nie powiedzą. Zapytałam człowieka wyglądającego na stałego mieszkańca miasta, jakim autobusem dojadę do Chinatown. Autobusem nr.202 i 203. Ok, thanks. U kierowcy kupiłam bilet za 1 RM i poprosiłam, aby powiedział mi, gdzie wysiąść, aby znaleźć się na ulicy z hotelami dla backpackersów w Chinatown. Wysadził mnie na ulicy Lebuh Chulia. Stał tu hotel przy hotelu. Cała ulica hoteli! Weszłam do "Cristal". Jak wszędzie, również do tego hotelu, wchodziło się wprost z ulicy na wąskie strome schody, żeby dojść do recepcji. No i stało się. Rączka walizki nie wytrzymała i urwała się!

Chinatown
Na szczęście "Cristal" był do przyjęcia. Kosztował 30 RM za noc i chociaż pokój nie miał okna, a łazienka była w korytarzu, to był dosyć duży, w miarę czysty i wyposażony w kontakty oraz wentylator. W pokoju była jeszcze mała umywalka z bieżącą wodą. Nie szukałam dalej, tylko wzięłam trzy noclegi. W łazience było kilka misek, aby turyści mogli sobie zrobić przepierkę, a na balkonie można było wieszać pranie na sznurkach. To coś nowego, bo dotychczas nie wolno było prać samemu, tylko trzeba było rzeczy oddawać do laundry. Natychmiast zrobiłam pranie, po czym wzięłam prysznic i poszłam do miasta.

Meczet w otoczeniu nowoczesnych wieżowców
Zauważyłam, że po drugiej stronie ulicy  jest sporo rzemieślników. Może i zegarmistrz będzie? bo zegarek już dwa dni stoi. Może i naprawiacz walizek będzie? Minęłamm ślusarza, krawca, dorabiacza kluczy i na zegarmistrza trafiłam. Wymienił baterię i nastawił zegarek. Nie uszłam parę kroków i na kaletnika trafiłam, co torby naprawiał. Pokazałam mu urwaną rączkę od walizki, opisałam ją. Ok, powiedział pan, naprawi wszystko, tylko tommorow mam przyjść z walizką o 9.oo rano, ok? pewnie, że ok. Wszystko co potrzeba, na jednej ulicy miałam, humor zaraz mi się poprawił, że wszystko będę miała zreperowane. Za grosze.

No? jaka zadowolona jestem?
Miasto piękne, stare, zabytkowe. Dużo turystów kręciło się po dzielnicy kolonialnej. Języki z całego świata słychać było wokół. Spacerowali, filmowali, fotografowali lub siedzieli przed pięknymi kafejkami i w zadumie przyglądali się otoczeniu. No to wreszcie widziałam ludzi w ruchu naturalnym, chodzili na własnych nogach, a nie  jeździli wszędzie samochodami i skuterami, jak na wyspie Phuket czy Koh Samui.  Nie ma na Penang skuteromanii, ludzie wiedzą do czego służą nogi i używają ich. Jest to pocieszające zjawisko.

Przed kawiarnią
Przypadkowo natrafiłam na piękną uliczkę, przypominającą mi niektóre zakątki Lizbony. Zacieniona gęstymi zielonymi gałęziami drzew, pachnąca świeżo paloną kawą i kwiatami, a po obydwu stronach ulicy piekne kolorowe domy i każdy z nich inny. Urocze kawiarenki dosłownie co parę kroków. Uwielbiam takie miejsca. Nie omieszkałam usiąść i odpocząć w tej scenerii. Wypiłam kawę w japońskiej kawiarni "Soho"

Japońska kawiarnia
Cała wyspa Penang liczy 1,5 miliona mieszkańców, z których większość to społeczność malajska, ale Chińczycy tworzą już bardzo liczną grupę społeczną i ciągle powiększają swoje grono. Mieszkają też w Malezji Hindusi, Indonezyjczycy, Filipińczycy. Jest też trochę ludzi z Nepalu i Bangladeszu, którzy przyjeżdżali tu do pracy i część z nich została na stałe. Istny tygiel narodów. To spowodowało, że większość ludzi w Malezji rozmawia po angielsku, nie uważając tego za plamę na honorze, jak w Tajlandii.

Przed chińskim Temple Hock Teik Cheng Sin
Koniecznie chciałam w jakiś sposób dojechać do Penang Bridge, bardzo długiego mostu łączącego wyspę Penang z Malezją lądową. Słyszałam, że ten most ma 13,5 km długości, aż mi się wierzyć nie chciało. Sprawdziłam w internecie i on naprawdę ma 13,5 km długości! Co ja się nabiegałam, żeby w kadr go wziąć! Nie wszędzie mogłam dojechać, więc pieszo z 12 km przeszłam, żeby z różnych stron go obejść.

Penang Bridge
I tak nie widać ani początku, ani końca. Wygląda wspaniale! Most poprowadzony przez morze ma prawo zadziwić.Najłatwiej do niego dojechać, a nawet nim przejechać, jak się jedzie samochodem lub skuterem. Dla piechura sprawa była trudniejsza, ale odkryłam, że bus 206 jeździ do Tesco, które znajduje się w pobliżu mostu.

widok mostu z innej strony
Na miejscu okazało się jednak, że most usytuowany jest po przeciwnej stronie autostrady, przez którą nie było przejścia dla pieszych. Znalazłam wprawdzie przewieszkę, ale była zagrodzona i zamknięta na kłódkę. Piesi zostali wyeliminowani z tego odcinka. Nie byłam aż tak zdeterminowana, aby z zagrożeniem utraty życia przebiegać między pojazdami na autostradzie. Obejrzałam więc most z daleka, chociaż z różnych stron i wróciłam do miasta z zamiarem zwiedzenia dzielnicy na wodzie.

Ulica na wodzie
Tą dzielnicę na wodzie zamieszkują chińscy emigranci, którzy musieli z różnych względów opuścić swój kraj. Początek osiedlania się w tym miejscu dał Klan Jetties. Po linii populacji skupiło się tu osiem klanów 1)Chew Jetty, 2)Koay Jetty, 3)Lee Jetty, 4)Lim Jetty, 5)Peng Jetty, 6)Tan Jetty, 7)Yeoh Jetty i 8)Mixes Jetty. Od nazwy klanu, całą tą dzielnicę w Georgetown nazwano Jetty. Domy na wodzie, podobnie jak garażowe domy na lądzie, są bardzo przestronne w swoim wnętrzu, chociaż na zewnątrz tego nie widać, bo budowane są w głąb.

Dziewczynka tańcząca na ławce
Chodząc po nierównych drewnianych pomostach-chodnikach pomyślałam sobie, że chyba umarłabym ze strachu, gdybym w takich warunkach miała wychowywać swoje dzieci. Bez przerwy bym się bała, że mi się dzieci potopią. Sama musiałam ciągle uważać, aby nie wpaść do wody przy wymijaniu innej osoby, a takie dziecko w każdej chwili przecież może gibnąć się do wody. Tymczasem widziałam, że dzieci swobodnie bawią się na tych kładkach i nikt ich nie przywiązuje do słupa podpierającego dach. Ja tam bym wiązała.

Japońscy turyści
Najbardziej niebezpiecznie jest, gdy mieszkańcy wystawiają na te kładki swoje kramy z jedzeniem i pamiątkami, gdy widzą, że sporo turystów przybywa. Wtedy turystów dużo spaceruje i trudno wymijać się na wąskich kładkach, aby nie zaczepić o jakiś kram, czy kosz z towarem. Ale ludzie tam jakoś żyją latami. Plastikowymi rurami mają doprowadzoną wodę pitną do każdego domu. Gorzej z kanalizacją.

turysta plecakowiec
W Georgetown jest również dzielnica indyjska, Little India. Wchodząc do ich dzielnicy natychmiast poczułam się jak w Madrasie(a jak tam się czułam, opisuję w książce "Łza na Oceanie-Sri Lanka", bo jadąc do Kolombo zmuszona byłam zatrzymać się w Madrasie-Chenai). Jednym słowem można powiedzieć, że nie jest tam tak czysto, jak w dzielnicy chińskiej. Bieda w miejscu, gdzie jest czysto wygląda zupełnie inaczej, niż bieda w miejscu gdzie jest syfiasto. Ale są też zadbane ulice hinduskie. Może przykład działa?

uliczne jedzonko
Hindusi zajmują ulice Lebuch Pasar, Lebuch Queen, Lebuch King i Lebuch Penang. Nazwy pięknie brzmiące i oprócz ogólnego indyjskiego bałaganu, wszystko inne jest w porządku. Są świątynie hindu z ogromną ilością bożków w mocnych kolorach, z przewagą niebieskiego i czerwieni, są kobiety w tradycyjnych zwojach materiału z czerwoną kropką na czole, są mężczyźni handlujący materiałami i złotem lub odpoczywający na plastikowych krzesełkach przy ulicznych straganach.

rikszarz chyba ma sjestę
Specyficzny zapach indyjskich potraw, indyjskich przypraw, trociczek i indyjskich perfum, otoczy każdego natychmiast po przekroczeniu bramy Little India. Można też usłyszeć tutaj indyjską muzykę. Ale najczęściej widzi się biegające na bosaka dzieciaki bawiące się na ulicy. Ale trzeba przyznać, że Hindusi słabiej się integrują z rzeczywistością, w jakiej żyją, niż Chińczycy.

Thirumurugan Temple w Bukit Bendera
No i Muzułmanie. Tych jest najwięcej. Z rozmachem zagospodarowują grunty swoimi meczetami, które zazwyczaj tworzą odrębne enklawy wśród innych zabudowań. Nigdy nie jest to jeden budynek świątyni islamskiej, jak na przykład kościół katolicki, ale otoczony wokół budynkami pomocniczymi, gospodarczymi, administracyjnymi, no i oczywiście obowiązkowo na każdym dziedzińcu stoi minaret, z którego muezzin pięć razy dziennie zwołuje wiernych do modlitwy. Pięć razy dziennie! przecież to się człowiek nie zdąży dobrze nad niczym nawet skupić, bo znowu będzie modlitwa!Widziałam na lotnisku w Singapurze, jak muzułmańscy mężczyźni nagle i niespodziewanie zrywali się jak na komendę, klękali na posadzce i bili w nią głową.

Wnętrze świątyni hinduskiej
Pierwszy raz to się nawet wystraszyłam, że jakiś zamach będzie za moment, tak nagle i równocześnie zerwali się z ławek, nerwowo sięgając do swoich walizek. Ale na szczęście to nie był zamach, a z bocznych kieszeni walizek wyciągnęli poduszeczki, które sobie pod kolana podłożyli. Ataku serca można dostać przy takich nieprzewidywalnych gestach, wykonywanych przez ludzi w białych szatach.

Meczet
W Georgetown stanowią większość i najlepiej im się powodzi. Mają duże domy, duże restauracje, a nie takie blaszaki, jak w Chinatown czy w Little India. Swoje towary sprzedają w dużych, jasnych sklepach. Jeżdżą wypasionymi samochodami, głównie terenowymi, ale również osobowymi luksusowymi autami najlepszych marek światowych. Mają swoje szkoły i uniwersytety. Mają też swoje Muzeum Islamu na Lebuch Armenian 128. Podobno kiedyś przybyli tu z północnej Sumatry i z południowej Tajlandii. I zostali.

mężczyzna zagarnia swoje stadko
Duże samochody są im potrzebne, bo mają duże rodziny, a nie mogą ich kobiety i ich dzieci chodzić sobie gdzieś tam bez nadzoru. Pakują więc całą rodzinę i teściową też i wiozą  na piknik za miasto, albo na zakupy do centrum handlowego, albo do jakiegoś centrum rozrywki dla dzieci i kobiet. Bo kobiety traktują tak, jak dzieci. Nigdzie one bez nadzoru męskiego ruszyć się nie mogą. Jak mąż akurat nie może ich pilnować, to idzie z nimi ojciec, teść, brat, a jak żaden z nich nie może, to władzę nad kobietami dostaje najstarszy syn, nawet gdy jest niepełnoletni. Kobiety w tych bogatych rodzinach mają dosłownie wszystko, ale według mnie nie mają nic, bo nie mają wolności. Można spotkać muzułmanki-emancypatki, ale rzadko.

Muzułmanka wyemancypowana
Chłopcy islamscy chodzą sobie swobodnie po ulicach, ale dziewczęta już nie. Kobiety i dziewczęta nie spacerują po ulicy, tylko przemykają. Szybko, na skos, aby szybciej przemknąć do samochodu, do sklepu, na targowisko i znowu do samochodu i do domu. Chyłkiem, szybciutko, bez rozglądania się na boki. Pan i władca idzie za nimi, jakby zagarniając je w jedną stronę, jak kwoka kurczaki. Kobiecie pracującej (u góry) zrobiłam zdjęcie ze zdumienia. Muzułmanka pracująca w sklepie była zupełnie sama i hardym wzrokiem z podniesioną głową przyglądała się wszystkiemu na ulicy. Rzadki to widok i godny uwiecznienia.

Na boisku szkolnym
Nawet takie emancypantki, samodzielnie jeżdżące samochodami, prowadzące swój interes- sklep, galerię czy jakiś warsztat rzemieślniczy (złotnictwo, krawiectwo), nawet one nie chodzą same na spacer, na przykład do parku czy do kawiarni. Ale przynajmniej mają odkryte twarze i jasne stroje. Najbardziej poszkodowane są te panie w czarnych długich szatach z zakrytymi twarzami, jedynie ze szparką na oczy.

widokowa ulica na Penang Hill
Przedłużyłam swój pobyt w hotelu o trzy dni, bo stwierdziłam, że jeszcze wielu atrakcyjnych miejsc nie zdążyłam zwiedzić. Najpierw pojechałam autobusem U-204 do Penang Hil, która znajduje się ponad 25 km za Georgetown. Penang Hill to kolejka szynowa pnąca się cały czas pod górę, na sam jej szczyt, skąd rozlega się zapierający dech w piersiach widok na całe miasto, a nawet dalej.

Bukit Bendera-Welcome Penang Hill
Jak spojrzeć na górę zdjęcia, ponad tablicę z napisem, to widać, jak się kolejka wspina do góry prawie pionowo. Szklanymi przyciemnionymi drzwiami wchodzi się na stację kolejki, która nazywa się Bukit Bendera.To była niesamowita podróż. Jest tak pionowo, że kolejka nie może pokonać drogi jednym ciągiem. Najpierw wolno pnie się do góry przez kilometr. Tam jest następna stacja i pasażerowie przesiadają się do następnego wagonika, a ten pierwszy zjeżdża na dół. Bilet na kolejkę kosztował 4 RM.

Pod takim kątem jedziemy całą drogę
Wysiadłam i przepuściłam jeden kurs,zostając na przesiadkowej platformie, żeby zdjęcia porobić. Bo już na tym etapie było co fotografować. Z następną grupą wjechałam na górę. Piękno przyrody potrafi człowieka tak zaskoczyć i wzruszyć, że samej sobie się dziwię, iż tak intensywnie można przeżywać coś, co nie jest związane z innymi ludźmi. Natura.

Widok na miasto w dole
Chociaż nowicjuszką nie jestem, będąc z zawodu leśnikiem, wiele lat w leśniczówkach w różnych pięknych lasach mieszkałam i pracowałam, mimo to Penang Hill odjął mi mowę. Pomimo zamglenia, widać było Georgetown, morze oraz Malezję lądową.Wokół zieleń lasów i góry. Gra światła i cieni. Błękit morza i chmur. Pełzające promienie światła przesuwały się po dolinie, jakby ktoś reflektorem przesuwał z jednej strony w drugą. A w dole piękne miasto bez ludzi. Żadnych ludzi z góry nie widać, żadnych samochodów. Piękny widok na budynki w dole, otulone lesistymi górami  i cisza wokół. Nic się nie rusza oprócz pełzających bezgłośnie promieni słońca po całej okolicy, jak wskazówka po blacie ogromnego zegara.

Miasto otoczone górami, a za nimi znowu miasto
A co się działo na górze? Zachwyceni ludzie rozmawiali szeptem, tak ich ta cisza onieśmielała. Tylko pstrykanie aparatów fotograficznych było słychać. Oprócz oszałamiających widoków w koło, na górze znajdowały się następne atrakcje do oglądania. Park z egzotycznymi roślinami, ptakami i motylami. No i oczywiście, obowiązkowo był tam nowoczesny meczet.

Penang Hill
Bardzo byłam zadowolona, że odkryłam tą osobliwość wyspy i zdążyłam ją zobaczyć. Na szczycie spędziłam cztery godziny! Podobno pierwszy kilometr torów kolejki zbudowano w 1922r! potem dobudowano rozjazd, aby wagoniki mogły się wyminąć i pociągnięto tory przez następny kilometr w górę. Kolejka nadal nie dochodzi na sam szczyt. Przez ostatni odcinek drogi musieliśmy wspinać się częściowo kamiennymi schodami, częściowo wzniesieniami przez forest i garden park, odpoczywając sobie na ławeczkach, murkach lub w altankach.

Chłopak robi zdjęcie dziewczynie
Ja nie wiem, po co ten chłopak robi jej zdjęcie. Przecież własna matka nie będzie pewna, czy to jest jej córka. Jeśli to mężatka, to ok, żaden sąd nie uzna takiego zdjęcia za dowód w sprawie,chociaż mąż nigdy wątpliwości się nie pozbędzie. Żeby te panie różniły się chociaż ubiorem, ale nie. Wszystkie są takie same.

Hinduskie boginie
Na górze znajdowała się również świątynia hinduska. Na tej górze urządzone było całe takie miasteczko. Znajdowały się tam wymienione już świątynie, sklepy, kafejki, park,  mostki, ławeczki, była restauracja, a poszczególne alejki posiadały własne nazwy, jak ulice, żeby się nie zgubić. Była tam również mała klinika, gdyby komuś trzeba było udzielić pomocy. Powietrze na tej wysokości jest już trochę rozrzedzone i ludzie różnie reagują na taką wysokość.

Hinduska świątynia na szczycie
Z Penang Hill można zejść pieszo, jeśli ktoś lubi. Zbudowano bowiem bezpieczne zejścia dla miłośników pieszych wędrówek. Gdy zjeżdżaliśmy na dół, kolejka raptem zatrzymała się, co wywołało mój niepokój. No bo gdyby to zepsuły się hamulce, to mogliśmy z zawrotną szybkością zjechać raptem na dół i te piękne widoki z góry mogły być widokami ostatnimi, jakie oglądaliśmy w życiu.
Muszla z perłą - ujęcie wody
Następnie zaczęliśmy jechać znowu do góry, co z kolei wyraźnie zaniepokoiło pozostałych pasażerów. Ale motorniczy ponownie się zatrzymał, otworzył drzwi i weszła pani, którą przed chwilą mijaliśmy. Chyba przeliczyła się z własnymi siłami schodząc pieszo na dół i pomachała panu kierowcy, żeby ją z trasy zabrał. Wszyscy odetchnęli z ulgą, że to tylko o panią chodziło.  W tych warunkach może chodzić nie tyle o wygodę lecz o ludzkie życie, więc każdy zatrzymuje się, jak człowiek macha. Nawet kolejka.

To nie jest muzułmanka
Kolejka ma po trzy pary drzwi po obu stronach. Jedną stroną się wchodzi, a drugą wychodzi z kolejki. Wewnątrz znajdują się trzy kabiny oddzielone od siebie i każda ma swoje odrębne drzwi. Wszystko po to, aby kobiety muzułmańskie były skutecznie izolowane od reszty, a buddyści nie musieli stać lub siedzieć obok kobiet. Ja należałam do tej reszty, która jechała w przedziale z innowiercami i bez buddystów. Oczywiście, my biali turyści chodzimy jak błędne owce, nieświadomi swoich faux pas.

Widok z okna kolejki
Gdy tylko weszliśmy do pierwszej lepszej kabiny (bo było luźniej) to wyznawcy islamu natychmiast zabrali swoje czarno okutane żony, córki i kochanki i w pośpiechu przeszli do innej kabiny, a innowiercy truchcikiem przebiegli do naszej, bo już wiedzieli w czym rzecz. Dzięki temu wogóle zwróciłam uwagę na  panujące tam zwyczaje. Obowiązujące zwyczaje należy podkreślić i bardziej przytomnie trzeba patrzeć, co się wokół dzieje, żeby nie obrazić czyichś uczuć religijnych. Kobiety szczególnie powinny uważać, bo są nieczyste i dla muzułmanów i dla buddystów.

Oryginalna para
Po powrocie do Georgetown, nie tracąc już czasu na wchodzenie do hotelu, prysznice, przebieranie się itd, od razu pojechałam do Fortu Cornwallis. Czas w Georgetown tak szybko biegł, a chciałam jak najwięcej zobaczyć, posmakować i odczuć przed wyjazdem w dalszą drogę.

Palma wachlarzowa
Ale o tym już następnym razem napiszę.

1 komentarz: