sobota, 17 listopada 2012

Fort Cornwallis - przerwany post

Fort posiada oryginalne mury obronne z 1786r, jak również więzienie. Zrekonstruowano jedynie furty i bramy żelazne, wszystko inne jest w takim stanie, w jakim oglądali je ludzie w XVIIIw! niesłychana sprawa. Oczywiście, niektórzy oglądali je z innej perspektywy, od wewnętrznej strony celi więziennej i dla nich nie była to wspaniała sprawa, ale że dzisiaj możemy dokładnie oglądać to, co przed setkami lat oglądały oczy tamtych ludzi, jest zadziwiające. Zawsze pasjonowała mnie sprawa stosunku czasu danego przyrodzie i budowlom stworzonym przez człowieka, do czasu danego człowiekowi na tej planecie.

wejście do Fortu przez zwodzony mostek
Cały fort utrzymany jest w bardzo dobrym stanie i zadbany, przystosowany do zwiedzana przez turystów. Na murach od strony morza ustawione są  armaty, które miały za zadanie bronić miasto przed wrogiem przybywającym drogą morską. W celi więziennej siedzi jeden biały i jeden (sztuczny oczywiście) czarny człowiek, żeby było sprawiedliwie i żeby turyści sobie nie pomyśleli, że karani byli tylko tubylcy. Otóż nie, sprawiedliwie karano każdego winowajcę, białego też. Niektórzy zwiedzający wchodzili do tych ponurych cel,zamykali furtę i kazali robić sobie zdjęcia.Jakieś tęsknoty do innego bytowania im się widocznie marzyły.

Pan kapitan zapozował ze mną
Na dziedzińcu stoi pomnik kapitana Francisa Lighta, o którym pisałam już w poście o wyspie Penang. To po nim został właśnie ten fort, jak również wiele, pięknych kiedyś budynków w ówczesnym stylu, zwanym obecnie kolonialnym. Fort jest rozległy, przestrzenny, bo ziemi wówczas nikt nie wymierzał dokładnie na stopy, do zagospodarowania były ogromne bezpańskie połacie. Francis Light nie musiał przecież kupować ziemi - brał co chciał i budował fort i miasto, a miejscowi byli mu za to wdzięczni. 

Kapitan Francis Light
W Forcie urządzono bardzo interesujące muzeum, odtwarzając życie w tamtych czasach. Pokazano jakie towary wywożono z wyspy do Anglii - pieprz czarny i biały, cynamon, curry, owoce mango, kokosy, ananasy, rambutany itd. Zwiedzaniu cały czas towarzyszy muzyka nagrana przez orkiestrę wojskową, przez co wrażenie oglądanych eksponatów i scen ukazujących życie tamtych ludzi, jest bardzo dojmujące. Człowiek czuje się, jakby cofnął się w czasie. W wydzielonej salce, cały czas wyświetla się film o tamtych czasach. Bardzo przejmujący. Europa nie znała smutnej historii Azjatów.

angielski rower na terenie fortu
(niestety, muszę przerwać, bo idę na koncert do Sali Kongresowej. Jutro dokończę temat).

Do domu wróciłam o godzinie pierwszej w nocy! nie mogę spać od tych przeżyć!
Koncert trwał cztery i pół godziny z jedną 10-ciominutową przerwą! Z moją przyjaciółką Grażyną, która mnie zaprosiła na ten koncert, spotkałyśmy się już o godz.18.oo w Złotych Tarasach, w pobliżu PKiN. Wypiłyśmy po soczku marchewkowo-jabłkowym, wymieniłyśmy kilka aktualności z naszego życia i już trzeba było przemieścić się do Sali Kongresowej, żeby potem nie przeciskać się między siedzącymi już w fotelach ludźmi. Gdy na scenę wszedł Bogusław Kaczyński, widownia wstała z miejsc, żeby go owacyjnie przywitać, ponieważ od wieków całych jest on ulubieńcem publiczności koncertów, na których opowiada bardzo płynnie, ciekawie i z dużą wiedzą o kompozytorach, wykonawcach, orkiestrach, solistach i wogóle o życiu wielkiego świata muzycznego.

to jest właśnie Grażyna - prezentujemy nowe fartuszki
Uwielbiam go słuchać, a teraz również podziwiam, że z taką lekkością i bez zająknięcia opowiada nam o ludziach, zdarzeniach i nic mu się nie pomyli, niczego nie zapomni, nad niczym nie musi się chociażby przez chwilę zastanawiać. Nie wiem ile ma lat, ale z ciekawości w wolnej chwili zerknę do internetu. W każdym razie zdradził nam, że jego przyjaciółka Marta Eggerth ukończyła w tym roku 100 lat i jest nadal ciągle zajętą osobą, latającą do innych krajów na zaproszenia, udzielającą wywiadów różnym  telewizjom itp. O Marcie Eggerth Pan Bogusław opowiada od wielu lat, przy każdej okazji, ponieważ wysoko ceni ją, jako artystkę, śpiewaczkę operetkową. Prywatnie Pani Marta Eggerth była żoną naszego słynnego tenora, Jana Kiepury, na cześć którego był ten koncert. Korci mnie, aby dorzucić pewną ciekawostkę, więc nie będę się przed tym broniła i powiem. Otóż Marta Eggerth urodziła się 17 kwietnia 1912r, tj. dwa dni po katastrofie słynnego statku Titanica! a przecież dla nas było to już tak dawno temu, a dla naszych dorosłych dzieci to już zamierzchła historia! a Pani Marta, proszę bardzo! wszystko przetrzymała. Statki zmieniły się od tamtej pory nie do poznania, o statkach powietrznych nikt jeszcze wtedy nawet nie marzył, dwie wojny światowe przetoczyły się przez naszą planetę, o innych nie wspominając, ponieważ toczą się one bez przerwy, kolonializm się na świecie skończył, powstawały nowe systemy polityczne i padały, a Pani Marta cały ten czas obserwuje sobie zmieniające się życie ludzkie na tym ziemskim padole, bez zająknięcia przystosowując się do każdej następnej epoki w życiu towarzyskim, kulturalnym, politycznym oraz do zaskakujących wynalazków XXw. Tylko pozazdrościć i życzyć wielu jeszcze wspaniałych przeżyć. Mam nadzieję, że ktoś spisuje opowieści pani Marty, żeby potem wydać to w formie książkowej, która z pewnością będzie bestsellerem światowym dla miłośników opery, muzyki wogóle i nie tylko. Pan Bogusław opowiedział nam również, jak bardzo podoba mu się sala kongresowa, jak pieknie jest zbudowana, idealnie do takich koncertów przystosowana i jak bardzo się cieszy, że pomysł, który w pewnej chwili błysnął decydentom w ich (w domyśle: zakutych)głowach, aby zburzyć Pałac Kultury, jako pozostałość po komunistycznych czasach, nie doszedł do skutku i nadal można w tej pięknej sali słuchać pięknych koncertów muzycznych. Wszyscy powiedli po sali, po balkonach i po suficie zadumionym i zaciekawionym wzrokiem, a sala podziękowała Panu Bogusławowi za pochwały, a nam za uznanie i zamrugała wszystkimi światłami z wdzięczności. Ja tu gadu, gadu, a przecież o koncercie miałam pisać! No więc był to koncert pn."Najpiękniejsze arie operowe, operetkowe i piosenki" zorganizowany w ramach nowego, ale przez Pana Bogusława przewidzianego na długoletni, a nawet stały program, Europejskiego Festiwalu im.Jana Kiepury, Przystanek Warszawa. Tak to ma teraz być. Koncert uświetniała krakowska Orkiestra Straussowska ze świetnym, wszechstronnym dyrygentem Jerzym Sobeńko. Pan Sobeńko swoim wyglądem, kurtuazyjnym zachowaniem wobec pań, postawą w trakcie pracy z orkiestrą i ról pełnionych w swoim zawodowym życiu, przypomina Panu Bogusławowi Johana Straussa i gdyby dyrygował nie pałeczkami, a skrzypcami i smyczkiem, Pan Bogusław patrząc na niego, głowę by dał, że to jest Johan Strauss ze swoją orkiestrą. Pan Sobeńko był naprawdę wszechstronnym gościem, ponieważ również wprowadzał i wyprowadzał ze sceny artystów. Witał, dziękował, dyrygował i kłaniał się publiczności w straussowskim stylu. Solistkami były panie - Rrenata Drozd (blondynka) i Dorota Laskowiecka (szatynka).Był też 14-to osobowy chór " Obligato" z Krakowa i tenorów pięć. Najbardziej odlotowy z tych tenorów był Witold Matulka, który rozbawiał publiczność swoimi gestami i minami, ciągle był w ruchu, to coś poprawiał solistce w fałdach sukienki, to po ręku ją głaskał, chwilami można było odnieść wrażenie, że to ADHD nie pozwala mu w miejscu ustać spokojnie nawet pięciu minut. Bardzo sympatyczny człowiek, no i piękny tenor. Wśród tenorów byli jeszcze Łukasz Gaj, Romuald Spychalski, Tomasz Rak i Dariusz Stachura. Wszyscy pięknie wyciągali tony, ale już pan Stachura był rewelacyjny. Gdy zaśpiewali "O sole mio..." to aż serce rosło, ale nie było to ostatnie słowo pięciu tenorów tego wieczoru. Na mnie osobiście największe wrażenie wywarła partia z chóru niewolników opery Giuseppe Verdiego "Nabucco" zaśpiewana przez pięciu tenorów. To jest niesamowita sprawa, jakie wrażenie do dnia dzisiejszego robi na słuchaczach III akt tej opery. Przypomnę tylko, że "Nabucco" po raz pierwszy została wystawiona w Mediolanie 9 marca 1848r i natychmiast wszyscy zwariowali na jej punkcie. Mam wrażenie, że Ci, co ją słuchają w dzisiejszych czasach, są zachwycrni chórem niewolników w takim samym stopniu. Bogusław Kaczyński opowiadał nam, że chór niewolników z trzeciego aktu opery Verdiego stał się dla Włochów, żyjących wówczas pod okupacją austriacką, nieoficjalnym hymnem narodowym. Generalnie akcja opery rozgrywała się w Jerozolimie i w Babilonie w 587r p.n.e., ale ta wzniosła pieśń Żydów napisana przez Verdiego zwalała z nóg i pasowała jak ulał do sytuacji zniewolonych Włochów dążących do niepodległości. Włosi niepodległość uzyskali, Wiktorio Emanuele II Włochy zjednoczył, a partia chóru niewolników z Nabucco nadal zniewala słuchaczy i doprowadza nas do ogromnego wzruszenia. Korci mnie, aby przytoczyć chociaż w części słowa tej opery, ponieważ są nie mniej wzruszające, niż sama muzyka, a idzie to tak:
Wejdę Panie na próg Twych ołtarzy
głos podniosę z padołu tej ziemi
niech Twe serce litością nas darzy
Ty nasz ojciec, my dzieci Twe, my wierny lud
Przyjm mych warg niedoszły szept
usłysz błaganie przeznaczenia
jutrzenką nam rozświeć zbawco
Wejrzyj Panie na braci co płaczą
gdy ich przeszył nieszczęścia gród i gnębi lud
Spojrzyj Panie na wierną Twą ziemię
spojrzyj na nią i przysłoń już ucha
Twego gniewu i kary zdejm brzemię
niech Twe serce tych modłów wysłucha
wszak Ty byłeś na ziemskim padole
i rozumiesz nasz gniew i niedolę
Pobłogosław o Chryste tułaczom
niech obaczom miłości Twej blask i szczęścia kres
wejrzyj Panie na los gorzki Twych braci
Niech Cię wzruszy błagalny modlitwy głos
okaż nam zmiłowanie.

Niektórzy mówią, że gdyby podczas wystawiania  "Nabbuko" chór zaśpiewał jedynie tą pieśń i na tym opera by się zakończyła, to i tak warto byłoby pójść do Opery.

(znowu muszę przerwać, gdyż jadę do Marii, mamy Pawła, która leży w szpitalu na Bielanach.)

Niestety, nie zdążyłam.

Maria, mama Pawła w dniu swoich 70-tych urodzin

Maria umarła wczoraj, w piątek 16 listopada 2012r o godzinie 18.12
Jak teraz pocieszyć Pawła?
Wczoraj o 18.12 piłam z Grażyną sok marchewkowy w Złotych Tarasach", a potem poszłyśmy na koncert.
Gdyby nie problem z wejściem do archiwum w biurze i czekanie na ślusarza, pojechałabym do Marii między godziną 14.oo, a 17.oo i na 18.oo zdążyłabym do Tarasów,
Gdyby koncert był w sobotę, to w piątek po akcji ślusarza też zdążyłabym pojechać do szpitala,
gdyby, gdyby, gdyby............
na wszystko już za późno. Nie zdążyłam.
"Spojrzyj Panie na wierną tą ziemię
Twego gniewu i kar zdejm brzemię
Niech Twe serce tych modłów wysłucha
Wszak Ty byłeś na ziemskim padole
i rozumiesz mój gniew i niedolę..........."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz