niedziela, 18 listopada 2012

Jeszcze raz Georgetown

Tak się właśnie zastanawiałam, czy ja prawidłowo zwiedzam miejsca w tych różnych azjatyckich egzotycznych krajach, które długo pozostawały pod rządami kolonizatorów, czy to z narzuconej konieczności, czy też z własnej woli, w nadziei na polepszenie bytu własnej społeczności. W każdych pozostawionych  po sobie starych świątyniach różnych wyznań, fortach obronnych, budynkach pokolonialnych i innych  budowlach, pozostawiono tyle historii, ludzkich losów, losów całych pokoleń, że zmusza mnie to do myślenia, analizowania tamtych czasów, wyobrażania sobie życia ludzi w tamtych realiach.

Brama do Fortu Cornwallis
Natomiast czytając niektóre relacje podróżników, dowiaduję się, że tam nie ma nic ciekawego: Fort Cornwallis?-bardzo mała połać ziemi otoczona murem, nic ciekawego; w zasadzie nie ma tam co oglądać, można jednak kilka godzin zatrzymać się w tym mieście, są ciekawe knajpy; Obsługa bardzo uprzejma, ale nie ma tam nic ciekawego do obejrzenia, armata stoi. I tak dalej, i tak dalej. Czytam i nie wierzę własnym oczom.

Na dziedzińcu fortu - mają tutaj konie
No to ze mną jest coś nie tak, bo ja uważam Fort i całe miasto Georgetown za bardzo ciekawe miejsce i parę godzin mi nie wystarczyło na obejrzenie miasta i zastanowienie się nad jego przeszłością, byłam tam kilka dni. Nie będę już więcej czytać opinii innych turystów, bo zniechęcę się zupełnie do podróżowania po świecie. No bo po co? przecież nigdzie tam nie ma nic ciekawego. A fajne knajpy to ja mam w Warszawie.

W forcie hodują też kozy
Czego ludzie się spodziewają oglądając np. fort po kolonialistach angielskich? fajerwerków? baloników? tańców brzucha? darmowego piwa i balangi do świtu? Fort, to fort. Mury obronne, armaty, budynki mieszkalne dla wojska i administracyjne dla zarządu fortu, więzienie, i tyle. Sednem tego wszystkiego jest historia. Dla wydarzeń historycznych, wyobrażenia sobie tych wydarzeń, oglądam takie miejsca.

Działa dla obrony fortu
Dla historii i atmosfery tego miejsca warto jest odwiedzić Georgetown. Obsługa w strojach z tamtej epoki prezentuje się wspaniale i rzeczywiście wszyscy są tam bardzo uprzejmi i chętnie odpowiadają turystom na wszystkie zadawane pytania. Ja jestem zachwycona miastem Georgetown i Fortem Cornwallis.

Piwa też się można napić w forcie
W pobliżu znajduje się muzeum, w którym przedstawiono obrazowo życie Malajczyków w dawnych czasach. Urządzono tam pomieszczenia odzwierciedlające dawny styl wyposażenia mieszkań rybaków, kupców, rzemieślników, pokazano sprzęty domowego użytku i narzędzia pracy ludzi różnych profesji. Bardzo ciekawe miejsce, dające pole wyobraźni.

rodzina przy posiłku
Rower od bardzo dawna towarzyszy człowiekowi. Odkąd wymyślono koło, a następnie rower, wynalazki mogły ruszyć pełną parą zaspakajając ludzkie potrzeby w zakresie transportu. I mimo, że obecnie mamy już ogromną różnorodność pojazdów, rower nie przeszedł do lamusa. Ciągle jest chętnie wykorzystywany do przemieszczania się po wsiach i miastach.

dawna kuchnia
W krajach azjatyckich często wykorzystywany jest do przewozu towaru, jako stosunkowo dostępny dla każdego pojazd. W Europie wrócił do łask jako pojazd ekologiczny i jeden ze sposobów na utrzymanie linii dla dbających o sylwetkę ludzi. Podobny, jak pokazany wyżej piec kuchenny widziałam w domu mamy Radziego w Sri Lance. Jego mama używa go na codzień do dnia dzisiejszego. Oczywiście nie jest taki czyściutki, na pokaz, ale normalnie używany, okopcony piec w kuchni, na którym gotuje się posiłki.
Posiadłość Cheong Fott Tze
Cheong Fatt Tze Mansion przy Leith Street zwany jest blue house, ponieważ cały jest w kolorze niebieskim. Również wnętrza są w przeważającej części w kolorze błękitnym. Foyer natomiast utrzymane jest w kolorze brązu, złota i czerwieni. W większości rezydencja pełni rolę hotelu, ale część udostępniono do zwiedzania turystom. Dom zbudowany został przez bardzo bogatego Chińczyka Cheong Fatt Tze, który wyemigrował z Chin w wieku 17-tu lat, aby w krajach Azji południowo-Wschodniej szukać szczęścia na ułożenie sobie lepszego życia.

Na dziedzińcu Blue Mansion
Najpierw trafił na wyspę Jawę. Tam ożenił się z córką bogatych kupców, co całkowicie zmieniło jego sytuację na lepszą i pozwoliło rozwinąć interesy. Handlował płodami rolnymi i egzotycznymi przyprawami uprawianymi w Indonezji i dobrze mu szło. Współpracował również ze swoim rodzinnym krajem, Chinami, który po latach docenił wkład Cheonga w rozwój handlu między Chinami a krajami Azji Południowo-Wschodniej i odpowiednio mu to wynagrodził tytułami i propozycjami głębszej współpracy.

Rubaszny Budda w art galery
Holendrzy zaproponowali mu rozruszanie handlu w Medan na Sumatrze, więc tam pojechał i zrobił czego od niego oczekiwano. Z Medan to już krok na wyspę Penang. Popłynął tam, wyspa go zauroczyła i rozpoczął rozwijać handel również w Malezji. Był już bogatym człowiekiem. Miał swoje domy w Chinach, w Indonezji, w Medan, więc przyszła pora na wybudowanie rezydencji w Penang. Dom utrzymany jest w tonacji mocnego błękitu, ma dużo pomieszczeń, zakątków, zakamarków, balkonów. Ta rezydencja stała się ulubionym domem jego żony i ona tam najczęściej mieszkała. Cheong Fott Tze zmarł w 1916r.

Leżący Budda
Świątyń w Georgetown jest dużo. Głównie chińskie, buddyjskie, ale jest też meczet islamski i kościół katolicki. Nikt sobie w drogę nie wchodzi i z powodu wyznawania innej religii nikt nie jest dyskryminowany w pracy, ani w życiu społecznym.

Chińska świątynia
W Georgetown znajduje się przepiękny kompleks świątynny Kek Lok Si Monastery, nazywany często świątynią tysiąca Buddów, tak dużo zgromadzono tam posągów Buddy różnej wielkości i w różnych pozach. Można godzinami chodzić po pieknym ogrodzie i przechodzić ze świątyni, do świątyni, oglądając posągi Buddy w różnym natchnieniu go obrazujące.

Przed wejściem do świątyni buddyjskiej
Chińskie świątynie buddyjskie są bardzo fotogeniczne ze względu na żywą kolorystykę i ozdoby. Czerwone lampiony zapalane wieczorem rzucają zwiewną poświatę na wystrój, obrazy, a zapach palących się trociczek  dopełnia reszty, tworząc jedyną w swoim rodzaju niezapomnianą atmosferę.

Buddyjskie bębenki
Nie chodziłam cały czas tylko po świątyniach, ma się rozumieć. Zwiedzałam również inne miejsca w mieście. Ślicznie jest na promenadzie nadmorskiej i tam również można zjeść bardzo smaczne posiłki kuchni malezyjskiej, a w trakcie posiłku obserwować statki, jachty i wdychać rześkie morskie powietrze.

Widok na port
Z pewnością świątynie są główną atrakcją krajów azjatyckich i w Georgetown jest podobnie. Znajduje się tu bardzo dużo do zwiedzania świątyń różnych wyznań i przepięknych budynków w starym stylu, że trudno zaniechać wychodzenia codziennie w miasto, aby szukać i oglądać następne. Ale w końcu postanowiłam ruszyć się trochę za miasto i zwiedzić inne atrakcje, np.Penang Butterfly Farm, farmę kwiatów.

Farma kwiatów
Do Farmy Butterfly dojechałam autobusem U-102. Było dalej, niż przypuszczałam. Jechaliśmy ponad godzinę czasu. Koszt 20 RM. Nie jest to zbyt duży ogród, ale okazy roślin są imponujące. Kłopot miałam wielki, ponieważ  urządzenia bez przerwy zraszały wszystkie pomieszczenia z roślinami, od ziemi, po sufit, a to było zabójcze dla mojego aparatu fotograficznego.

W zraszanym boxie farmy
Cały czas trzymałam aparat w swoim kapeluszu, ale w pewnych chwilach musiałam go przecież wyjąć, aby zrobić zdjęcie. Byłam zła, ponieważ mój aparat już wystarczająco został w klimacie azjatyckim zmaltretowany i takie zraszanie go nie uszczęśliwiało.

egzotyczne rośliny na farmie
Turyści również chronili swoje aparaty i kamery chowając je w ubrania, ale chcąc cokolwiek sfotografować, czy nakręcić, siłą rzeczy naraża się sprzęt na zamoczenie. Chyba, że niektórzy mają sprzęt wodoszczelny. Ja nie miałam i w krótkim czasie aparat zaczął zacinać się, jakby celowo szedł na stracenie, bo przez te zacinki dłużej był wystawiony na zraszanie. Myślałam nawet o kupnie jakiegoś aparatu w Malezji, ale były bardzo drogie, może nawet droższe jeszcze, niż w Polsce.

Kafejka z widokiem na morze
Wróciłam na promenadę, aby zjeść obiad, po czym poszłam pochodzić sobie po mieście, tak zupełnie bez określonego celu, na luzie, smakować samą atmosferę Georgetown.

Stare na nowym
Georgetown nie jest miastem tylko o niskiej zabudowie. Ma swoje wieżowce, biurowce, bankowce oraz duże mieszkalne budynki w zupełnie nowoczesnym stylu. Tylko, że my, turyści, lubimy stare miasta, zabytkowe dzielnice, a potem gdy ktoś chce ocenić miasto, widzi je jedynie z perspektywy starej, niskiej zabudowy. Nowoczesność przetacza się przez wszystkie kraje azjatyckie, które wieżowców i pięknych nowoczesnych budowli mają więcej, niż my w Polsce.

Wystawa obrazów pod gołym niebem
To, że większość kawiarni, galerii i innych podobnych miejsc pokarmu duchowego i estetycznego oraz w formie konkretnej strawy, znajduje się wprost na ulicy, w otoczeniu naturalnej zieleni ulic i parków, w centrum życia społecznego, jest zasługą klimatu, ale jest też atrakcją dla turystów przybywających z krajów europejskich, gdzie w pewnych porach roku przemyka się ulicami w ciepłej czapce i z podniesionym wysoko kołnierzem, na nic wokół nie zwracając uwagi, aby jak najszybciej znaleźć się w ciepłym pomieszczeniu.

nowoczesna wieża biurowca
Fajnie jest tak od świtu do nocy żyć na ulicy, jeść na ulicy, odpoczywać na ulicy. Szkoda tylko, że bardzo wcześnie robi się ciemno. Ulice wprawdzie żyją też nocą, ale plaże się wyludniają siłą rzeczy. Opuściłam Farmę Kwiatów z jej roślinkami, strumykami, rybkami, wężami i nie wiadomo jeszcze czym i wróciłam autobusem do miasta. Z autobusami tam jest tak, że bilety kupuje się u kierowcy.

Nowoczesna dzielnica
Trzeba powiedzieć dokąd się jedzie, bo od tego oczywiście zależy cena biletu, ale kierowca nie dotyka pieniędzy, tylko wrzuca się je do metalowej skrzynki i bierze bilet od pana. Każda wartość biletu ma inny kolor. Nad siedzeniami pasażerów znajdują się guziki i kto chce wysiąść, ten dzwoni. Nie ma stałych przystanków.Wszystkie są na żądanie. Jak nikt nie naciśnie guzika, to autobus jedzie bez zatrzymywania się.
 
Orient Hotel
Autobusy są lokalne, międzymiastowe, miejskie, weekendowe i szkolne. Szkolne są żółte , parówkowate, z dużym napisem Bas Sekolah, bo jak już chyba wspominałam, szkoły znajdują się w pewnym oddaleniu od centrum miasta. Do autobusu wchodzi się zawsze przednim wejściem, a wychodzi tylnym. Ten sposób zapewnia kontrolę nad pasażerami, że każdy przechodząć obok kierowcy musi kupić bilet lub pokazać miesięczny.

Wieżowce Georgetown
Kanarów tam nie ma. W Georgetown są dwa bus station. Jeden był niedaleko mojej ulicy, przy bulwarze obok przystani statków, a drugi na Komtar, gdzie pod ogromnym budynkiem wybudowanym w latach 1974-1986 przechodzą tunele. Autobusy muszą przejechać przez odpowiedni tunel, w odpowiednim miejscu się w nim zatrzymać, żeby pan z gwizdkiem mógł sprawdzić i zapisać numer autobusu i dopiero wtedy autobus może z tunelu wyjechać i obrać włąściwy kierunek ruchu. Jednym słowem każdy autobus musi przejechać przez Lebuch Chulia i Komtar. Innej możliwości nie ma.

stara ulica z klimatem
Komtar Tower to nazwa budynku, w którym mieszczą się biura, firmy, sklepy, galerie, restauracje, ale tą nazwę posiada również Bus Station i cała dzielnica, w granicach której te budynki i firmy są usytuowane. Ruch tam jest ogromny, że zawrotu głowy można dostać. Autobusy niemal się wypychają nawzajem z tych tuneli, tyle ich naraz wjeżdża i wyjeżdża, chociaż tych tuneli jest chyba z sześć.

Turyści
Najprzyjemniej jeździ się po mieście rikszami, ale ja mam pewne zahamowania przed tymi rowerowymi, gdzie rikszarz własnymi mięśniami musi ciężko pracować, aby jedna, a nieraz i dwie osoby na raz jechały sobie zrelaksowane na przedniej kanapie.

Riksiarz w Georgetown
Wolę jeździć rikszami motorowymi, jak w Sri Lance. Te riksze często są ozdobione sztucznymi kwiatami, balonikami i bowiązkowo posiadają flagę narodową. Bardzo dziwne i barwne są te pojazdy. Runda wokół Old City kosztuje 25 RM, ale nie skorzystałam a powyżej opisanych względów.

Yap Temple
Wiem, że nowoczesne dzielnice są niezbędne w XXI w dla sprawnie działających urzędów, banków, dla supermarketów i na nowoczesne mieszkania dla ludzi z wszystkimi niezbędnymi i sprawnie działającymi mediami, z czym często są kłopoty w starym, zabytkowym budownictwie. Ale ja najlepiej czuję się jednak w starych urokliwych dzielnicach miast.

Bardzo stara świątynia
Nie mogłam jeszcze wyjechać z Georgetown, bo został mi do zwiedzenia Botanical Gardens. Niestety, również mieścił się on dosyć daleko od miasta, ale dojechałam tam autobusem B-11 za 2 RM. Dlatego tak dużo napisałam o autobusach, bo one mi bez przerwy towarzyszyły i  pomagały w tanim zwiedzaniu różnych atrakcji w mieście i w okolicy.
Kolejka do wożenia turystów po ogrodzie botanicznym
No tak. Znowu mam problem. Czy wolno mi usiąść w jednym wagoniku z tymi postaciami, czy będzie to faux pas ? dorze, że chociaż te dzieciaki mogą swobodnie patrzeć na świat. Cały Ogród Botaniczny zajmuje 592 ha powierzchni, więc transport turystów taką cichobieżną, ekologiczną, elektryczną kolejką ma uzasadnienie. Przejazd kosztuje 2 RM.

Turyści z prawej też się zastanawiają
Ogród jest prześliczny. Urządzono w nim sektory narodowościowe i odpowiednio do stylu, zagospodarowano teren. Jest tam sektor chiński, japoński, indonezyjski, no i oczywiście malezyjski. Zgromadzono roślinność typową dla całej Azji Południowo-Wschodniej.

Drzewo w Botanical Garden
Przejechałam trasę wyznaczoną dla kolejki, ale potem i tak poszłam w głąb ogrodu pieszo, aby dokładniej przyjrzeć się roślinom, wodospadom, posiedzieć na ławce w altance, czy postać sobie na wygiętym mostku nad strumykiem. Po ogrodzie spacerowało bardzo dużo rodzin muzułmańskich z dziećmi, z czego wnioskuję, że to popularne miejsce na wypoczynek mieszkańców tych okolic.

wodospad w ogrodzie
Nawet gdy rozpadał się deszcz, nikt nie uciekał z Ogrodu Botanicznego, tylko wszyscy pochowali się do altanek i pod mostki, żeby przeczekać. Rzeczywiście deszcz szybko minął, znowu wyszło słońce i ludzie nadal spacerowali po ogrodzie, wdychając z lubością świeże, podeszczowe powietrze. Ciągle było gorąco.

Palmy wachlarzowate
Po powrocie do miasta, poszłam na spacer na nadmorską promenadę i najładniejszą ulicę Penang, ponieważ następnego dnia o świcie opuszczałam piękne miasto Georgetown i udawałam się w góry, do Tanah Rata Cameron Highlands.
 
Restauracja Królowej Elżbiety II przy promenadzie
Następnego dnia miałam wstać bladym świtem, ponieważ o 6.oo rano pod nasz hotel  miał  przyjechać po nas busik.Z mojego hotelu jechało jeszcze dwóch chłopaków, a po drodze z innego hotelu mieliśmy zabrać młode małżeństwo. No i kto odważy się jeszcze powiedzieć, że podróżowanie, to wieczne wypoczywanie i leniuchowanie?
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz