poniedziałek, 30 lipca 2012

Nowinki, nowinki.....


Wczoraj właśnie kończyłam przyrządzać nową potrawę z przepisu prasowego, gdy zadzwoniła Maria. Wybierałam się tego dnia do Marii, ale wiedziałam, że gdy wrócę, nie zechce mi się już nic gotować, ani wogóle nic robić pożytecznego, dlatego zarówno pranie, jak i gotowanie chciałam ukończyć przed wyjściem z domu. Potrawa zapowiadała się pysznie i była taka: małe klopsiki z mięsa drobiowego zmieszane z koperkiem i parmezanem usmażyłam osobno. Na ogromnej patelni żeliwnej dusiły się warzywa; czosnek, bakłażan, cukinie zielone i żółte, cebula oraz kolorowe papryki i małe pomidorki koktajlowe. Wszystko to odpowiednio doprawione mocnymi, orientalnymi przyprawami i podawane z ryżem oraz tymi klopsikami właśnie. Pyszności mało kaloryczne, czyli coś, czego potrzebuję ja, bo lubię zjeść, ale jednocześnie chcę schudnąć. Nagotowałam tego, jak dla pułku, ponieważ w tygodniu nie mam ani czasu, ani ochoty pichcić. Podgrzewam więc tylko to, co udało mi się przygotować w niedzielę i do środy mam obiady z głowy. Potem łyknę coś w biegu, to tu, to tam, jakieś ziemniaczki z koperkiem i kefirek lub usmażę sobie naleśniki, a gdy przyjdzie niedziela, znowu nagotuję czegoś smacznego i konkretnego na parę dni.

tu akurat nie w swojej kuchni-ale też pichcę
Powiedziałam Marii, że zaraz właśnie do niej jadę, to opowie mi wszystko, co się wydarzyło. A wydarzyło się to, że Gosia, Pawła, a od pewnego czasu i moja znajoma, przywiozła do Polski Anurade! Jest z nim u siebie w małym miasteczku na Dolnym Śląsku, 80 km od Wrocławia i zapowiedzieli się z odwiedzinami w Warszawie. Bardzo się ucieszyłam i Maria również, ponieważ obie bardzo polubiłyśmy Anurade, gdy mieszkałyśmy w Mount Lavinia w Sri Lance. Nie będę się tu dużo rozpisywać o Anurade, ponieważ sporo jest o nim w mojej książce "Łza na Oceanie - Sri Lanka", kogo to zaciekawi to sobie kupi książkę i przeczyta. W sobotę Wydawnictwo zawiadomiło mnie, że 15 sierpnia kończą cały cykl prac nad moją książką i ukaże się ona w sprzedaży 16 sierpnia 2012r, więc już niebawem. Dreszczyk emocji trwa.
Przyjazd Anurade do Polski to bardzo duże wydarzenie - dla Anurade oczywiście, ponieważ on nigdy nie był jeszcze za żadną granicą, nawet na Malediwach, gdzie Lankijczycy mają najbliżej i często jeżdżą tam do pracy w hotelach. Na Malediwach oprócz hoteli i morza nic nie ma, więc niektórzy Lankijczycy mówią, że tam jest nudno, ale gdzieś te pieniądze trzeba zarabiać (Malediwy są pierwszym zamieszkałym państwem wyspiarskim, które zniknie niebawem z powierzchni ziemi, ponieważ z powodu gwałtownego ocieplania się klimatu, zostanie zatopione, w wyniku podnoszenia się poziomu wody). No więc pierwszy  i od razu taki gwałtowny skok w środek  Europy, musi być dla Anurade niezłym przeżyciem.

z prawej: Anurade
To jest własnie Anurade. Obwoził mnie tuk-tukiem po Colombo i tu jesteśmy właśnie w jednej ze świątyń buddyjskich. Anurade trzyma mały plastikowy kubełeczek, którym nabierał wody i polewał, żebym obmyła sobie nogi (taki zwyczaj). Zagapił się na rozmawiającego z buddystą guru, więc ja w tym czasie zrobiłam im zdjęcie. Gdy wczoraj wieczorem wróciłam od Marii do domu, miałam już w laptopie list od Gosi. Pisała, że przylecieli ze Sri Lanki w środę, ale od poniedziałku (od dzisiaj) ona wraca do pracy i Anurade będzie musiał całe dnie siedzieć w jej domu, ponieważ boi się sam wychodzić do miasta, żeby go rasiści nie pobili. Bardzo to smutne. Napisałam, że w Polsce już chyba nie ma rasistów, co by bez przyczyny bili spokojnego człowieka, tylko dlatego, że jest czarny, ale Gosia mówi, że w małych polskich miasteczkach rasiści są, niestety. Napisałam, żeby Anurade któregoś ranka poszedł sam do sklepu po chleb lub do kiosku po gazetę i przekona się, że nic się nie będzie działo. Może wtedy pozbędzie się lęku. Po czym dodałam, że rzeczywiście w małym miasteczku ta sprawa może inaczej wyglądać, niż w Warszawie, ale za to szybciej można namierzyć takiego jełopa, bo się wszyscy znają, zidentyfikować go i podać na policję, to nauczkę będzie miał. Mówiąc prawdę, sama w to nie wierzę, żeby policja komukolwiek pomogła w konkretnej sprawie, obcokrajowcowi w szczególności (bo bandyta, chociaż wbrew prawu działa, ale jest swój, krajan i przymyka się oko na jego chuligaństwo), ale trzeba mieć nadzieję, że w końcu tak się zdarzy. Gosia uczy Anurade języka polskiego.

Wilanów: Ja, Paweł, a w środku Gosia
Tu, w Warszawie czarnych ludzi jest bardzo dużo i nikt im przykrości nie robi. Z niektórymi regularnie jeżdżę autobusami, bo mieszkają w mojej dzielnicy i stamtąd dojeżdżają do pracy w centrum miasta. Sporo też widzę czarnych dzieci z mieszanych związków i wszyscy są dla nich bardzo mili. Trzeba przyznać, że takie  czekoladowe dzieciaczki są po prostu śliczne. Tak się mądruję, a być może tylko na ulicy, wśród ludzi wszyscy są dla czarnych mili, a w małych środowiskach sąsiedzkich, w przedszkolu lub szkole może już być inaczej. Sama nie wiem. Pytali o to kiedyś pana Godsona, naszego czarnego parlamentarzystę. To bardzo delikatny człowiek, więc bardzo oględnie, ale dał do zrozumienia, że z tą polską tolerancją różnie czasami bywa. W każdym razie Anurade musi się pozbyć strachu przed białymi, inaczej trudno mu tu będzie żyć. Napisałam Gosi, że nie może on bez przerwy siedzieć sam w domu, bo zwariuje. Polak by takiego bezczynnego siedzenia w mieszkaniu nie wytrzymał, a co dopiero Lankijczyk, którego całe życie w zasadzie na świeżym powietrzu się toczy.

kobiety, dzieci i bezdomne psy w Sri Lance
Narazie Anurade będzie tu trzy miesiące, bo na tyle dostał wizę, ale kto wie, co będzie w przyszłości? może pobiorą się z Małgosią i zostanie tu na stałe? Tu ma lepsze warunki do życia i rozwoju. Jak nauczy się mówić po polsku, to da sobie radę. Mógłby np. pracować na taxi (bo tuk-tuków tu nie mamy), albo jako masażysta w spa, albo jako ratownik nad morzem, albo na basenie, albo chociażby w pizzerni u jakiegoś Azjaty, których wielu ma tu w Polsce swoje lokale. Zarabiałby pieniądze i mógłby stąd pomagać swojej matce. Gosia i Anurade przyjadą na jakiś weekend sierpniowy do Warszawy, to porozmawiamy więcej o ich przyszłości, planach i możliwościach. Najważniejsze, żeby Anurade dobrze czuł się w naszym klimacie, żeby smakowało mu nasze jedzenie, bo tam przecież wszystko było inne. Napisałam Gosi, że przynajmniej dzięki tym  tropikalnym upałom, jakie mamy obecnie w Polsce, Anurade będzie się czuł, jak u siebie. No bo gdyby na przykład przyjechał w grudniu, jak Chanu dwa lata temu, to mógłby doznać szoku klimatycznego i psychicznego. Ale Gosia napisała, że Anurade świetnie się czuje w chodniejszym klimacie, więc nasz akurat mu odpowiada, ale już zdążył się przeziębić i Gosia leczy go naszymi polskimi lekami. To napewno z powodu tak gwałtownej zmiany klimatu. Obawiam się, że z żołądkiem też lada moment będzie miał kłopoty, ale to wszystko jest przejściowe. Pamietam, jak my w Sri Lance na wstępie miałyśmy kłopot z sikaniem! Piłyśmy hektolitry wody ze względu na straszliwy upał, a sikania ani kropli. Dni mijały i noce, a my wogóle nie miałyśmy po co do łazienki chodzić. Po prostu żadnego sikania nie było. Maria już kilka razy w Sri Lance była, więc miała doświadczenie i takie specjalne tabletki, które należało brać codziennie po 1/4 - dała mi ich kilka i od razu pomogło, bo takie niesikanie jest bardzo niebezpieczne dla organizmu. Można dostać zatrucia wewnętrznego. Takie to są różne kłopoty przy zmianie miejsca pobytu na tej kuli ziemskiej. Małgosia dotychczas często jeździła do Anurade, do Sri Lanki i stamtąd, poprzez internet wykonywała swoją pracę. Okazało się, że na dłuższą metę tak nie da rady pracować. No więc w desperacji zabrała Anurade i przywiozła go do siebie. Ciekawa jestem, jak ta sprawa pobiegnie dalej. Życzę im, jak najlepiej.

Azjaci, specjaliści od smacznego jedzonka
                                      

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz