piątek, 29 czerwca 2012

Ostatnie chwile emocji

29 czerwca 2012r - piątek
Znowu muszę zacząć od Euro 2012, ponieważ panuje ogólne zaskoczenie i wielkie zdziwienie, że Włosi pokonali Niemców! Ja przecież mówiłam, że wygrają Włochy, dlaczego nikt mnie nie słuchał?
Ale na poważnie. Otóż dla ogromnej większości ludzi w kraju i za granicą oraz dla mediów różnych krajów było oczywiste, że wygrają solidni Niemcy, ponieważ od początku Euro 2012 nie przegrali jeszcze żadnego meczu. Wprawdzie niektórzy, z taką wielką nieśmiałością przypominali, że od wielu, wielu lat, Niemcy z Włochami jeszcze nie wygrali żadnego meczu, ale nikt nie chciał tego słuchać, żeby nie zapeszać. No to teraz już są przekonani, że dla Niemców, Włosi jakieś fatum stanowią! 2:1 dla Włochów!

                                                  ogródki piwne na Foksal 

Obie bramki wbił Niemcom Mario Balotelli, Włoch pochodzący prawdopodobnie z Ghany, ale nikt nie jest tego pewien , bo pochodzenie tego rewelacyjnego strzelca, jak również to, co robił przed objawieniem się w sportowym świecie, jest owiane tajemnicą. Jak znam media - dotrą w końcu do życiorysu Mario i jego rodziny, skoro zyskał już sławę światową. Sam Mario wygląda mi na pewnego swych możliwości, ale ponurego człowieka. Po strzeleniu drugiej bramki, zdarł z siebie koszulkę, stanął nieruchomo, jak ogromny, czarny posąg i z ponuro-zaciętą miną czekał na gratulacje i uznanie kolegów oraz całego stadionu i całego świata w fan zonach. Całą swoją postawą niemal krzyczał: "jestem wielki! oto ja - król futbolu! czcijcie mnie! Stadion cały wrzał oczywiście i koledzy rzucali się na szyję Mario, ponieważ bramki były rzeczywiście rewelacyjnie oddane i wprawiły Niemców w osłupienie. Natychmiast przypomniało mi się zdanie Karla z "Idiota za granicą", który chociaż nigdy nie miał zaciętej miny, wręcz odwrotnie - obnosił dobroduszną i naiwnie zdziwioną twarz, ale również nigdy się nie uśmiechał. Gdy mu to wypomniano, stwierdził: "Nieraz w środku się uśmiecham, ale jakoś nie widać tego na twarzy". Może Mario Balotelli również uśmiecha się, ale tylko w środku? Tą jedną bramkę, jaką na otarcie łez uzyskali Niemcy - strzelił pod sam koniec meczu Mesut Ozil z rzutu karnego. Nie powstrzymało to jednak łez kibiców, których pokazywała kamera (kamery uwielbiają obrazy tragiczne). Nie dowierzali, że to stało się naprawdę. Że Niemcy wrócą do domu, a finał rozegrają Włochy z Hiszpanią. Nie potrafili cieszyć się z faktu, że doszli aż tutaj, do półfinału. Że w końcu brali udział w fajnych igrzyskach. No niestety, ich mentalność jest bardzo odległa od mentalności sympatycznych Irlandczyków. Oprócz Polaków, najwięcej na ten mecz przybyło do Polski właśnie Niemców, bo byli przekonani, że będą fetować tutaj zwycięstwo. Przecież krążyło powiedzenie, że "futbol to gra, w której biega 22 facetów, a na końcu i tak wygrywają Niemcy". Uwierzyli w to głęboko.


                                                     Syrenka na Smolnej

Dobrze, że Pani Merkel nie przyjechała na ten mecz. Jakby coś czuła. Podobno powiedziała, że jak Niemcy zakwalifikują się do finału, to pojedzie do Kijowa na tą ostateczną rozgrywkę Euro 2012. Do Kijowa, na zamknięcie igrzysk zapowiedział też swój przyjazd  pan Łukaszenko z Białorusi. No to może dobrze, że nie trzeba będzie do Kijowa jechać. Wogóle o Ukrainie mało słychać i widać na tym Euro 2012. Chwilami wygląda tak, jakby Euro tylko w Polsce się odbywało. Może teraz Ukraina będzie bardziej zaakcentowana w mediach, gdy odbywać się będzie mecz finałowy i uroczyste zamknięcie igrzysk.
Jak do tej chwili, to za najgorszego zawodnika został uznany Rosjanin Andriej Arszawin (popieram, bardzo, bo to arogancki facet), a za najlepszego Włoch Andrea Pirlo, który idealnie pomagał naprowadzać piłkę. No, oczywiste chyba jest, że najlepszy dotychczas strzelec, to Mario Balotelli, a za najlepszego bramkarza uważam Gianlugiego Buffona, bo trzeba przyznać, że Niemcy tak łatwo nie dawali się pokonać, walczyli do ostatniej kropli krwi, ale Buffon wprost w artystyczny sposób wyłapywał piłkę kierowaną przez Niemców do włoskiej bramki.

                                                 ostatni dzień chińskich lampionów

Nie samym sportem jednak się żyje. Umówiłam się dzisiaj z koleżanką na spacer do Łazienek, ponieważ już ostatni dzień wiszą tam chińskie lampiony, a ja ciągle nie miałam czasu, aby zobaczyć je wieczorem, gdy się palą, rozświetlając na pomarańczowo park. Wprawdzie zapędziłam się tam któregoś wieczora po godz.20.oo, ale ciągle było jasno, bo to najdłuższe dni w roku mamy teraz i lampiony się nie paliły. Mam nadzieję jeszcze zobaczyć je w pełni blasku. Poza tym znowu mamy weekend i wiele atrakcji w mieście, z których zamierzam skorzystać. Na weekend zapowiadają upały, może więc na wiślaną plażę się wybiorę? Mój syn pojechał do Barcelony i cały następny tydzień będę chodziła do jego mieszkania karmić kota o imieniu Tekla. To też jakieś zajęcie. Ciężko będzie się przyzwyczaić do dni bez Euro 2012, bez fan zony, kibiców, ich śpiewów w tramwajach i autobusach, bez śmiejących się kolorowych tłumów na deptakach Nowego Świata, Chmielnej i w uliczkach Starówki. Most Poniatowskiego znowu będzie pusty, jak dawniej. Najgorzej to sie obawiam powrotu do radia, telewizji i prasy - polityków polskich! to nie bedzie smieszne!

czwartek, 28 czerwca 2012

"Idiota za granicą"


Na początek wieści z Euro 2012 -  walcząca w półfinale Hiszpania z Portugalią zwyciężyła, ale dopiero rzutami karnymi, 4:2. Nawet dogrywki nic nie dały, ciągle było 0:0. W końcu rzuty karne zdecydowały o zwycięstwie. Warszawa trochę odpoczęła, ale już dzisiaj na naszym Stadionie Narodowym odbędzie się, z pewnością bardzo emocjonujący mecz: Niemcy - Włochy.

                                     wystawa na Krakowskim Przedmieściu "Uchodźcy"

Ma na nim być Prezydent Komorowski, a może i Pani Merkel przyjedzie? kto wie? Szacuje się, że więcej będzie Niemców (podobno kupili już 7 tys biletów) niż Włochów (4 tys biletów), ale Niemcy mają blisko, więc może ich przyjechać o wiele więcej, żeby święcić zwycięstwo swoich zawodników w strefie kibica (przewiduje się, że Niemców będzie tam ok.30 tys) i w różnych innych ciekawych i zabawowych (czytaj: piwnych) miejscach Warszawy. Większość ludzi przewiduje, że wygrają Niemcy, ze swoją ciężką nogą i konsekwentną strategią. Ja stawiam na żywiołowych Włochów. Kto zwycięży, ten pojedzie na finał do Kijowa. A u nas zaczną się podsumowania, krytyczne opinie i wszyscy będą niezadowoleni, bo taka jest Polska natura. Natomiast wszyscy, ale to dosłownie wszyscy obcokrajowcy bardzo nas chwalą za organizację tej ogromnej imprezy sportowej. I chwalą nas dosłownie za wszystko: stadiony, noclegi, jedzenie, transport, pociągi, lotniska, metro, kolejki i autobusy, wystrój miast i przede wszystkim za ludzi! za życzliwą i radosną atmosferę! za entuzjazm naszych kibiców i wszystkich mieszkańców miast i miejsc, gdzie przebywali sportowcy. Też jestem zdania, że wszystko było super dopracowane i był to najradośniejszy czas w Warszawie od kilku dobrych lat. Ale obcokrajowcy wyjadą, a na miejscu pozostanie opozycja i wszystko zmiesza z błotem, a odpowiedzialnych za nieudane Euro i chaos panujący podczas igrzysk, stawiać będzie przed Trybunałem Stanu. Mamy to, jak w banku. To taki koloryt naszej polskiej opozycji. Zaraz po Euro znowu wyłączę telewizor na kilka miesięcy, powracając do czytania książek przy muzyce radia PIN i niech się dzieje, co chce.

                                                            z wystawy "Uchodźcy"

Właśnie udało mi się wypatrzyć książkę "Idiota za granicą" i natychmiast ją kupiłam. Już w autobusie zaczęłam czytać, ale musiałam przerwać, nie chcąc zwracać na siebie uwagi zdziwionych pasażerów, ponieważ dosłownie zwijałam się ze śmiechu prawie przy każdym zdaniu. Karl Pikington, angielski pisarz i producent radiowy, świetny komik jednocześnie - zostaje wysyłany w podróż, w coraz to nowe miejsca świata. Karl jest domatorem i najchętniej nie wychylałby nosa ze swojej wyspy, celebrując angielskie śniadanie we własnym, wygodnym mieszkaniu i o właściwej porze robił sobie przerwę na angielską herbatkę z przyjaciółmi w pracy, ale właśnie dlatego przyjaciele: Stephen Merchant - pisarz, prezenter radiowy i reżyser oraz Ricky Gervais - reżyser i aktor jednocześnie , wysyłają go w podróż, filmując przez cały czas jego przygody i zachowanie. Ja właśnie w telewizji, na Discovery Channel, zupełnie przypadkowo trafiłam na kilka odcinków i bardzo chciałam tą książkę kupić. Karl ma krytyczne spojrzenie na wszystko, co znajduje się poza granicami jego kraju i właśnie jego reakcje i uwagi  na otaczający go świat są takie zajmujące, śmieszne i jednocześnie interesujące, bo pokazane z innego punktu widzenia.

                                                               Nowy Świat

Na przykład: opisuje obskurny pokój w hotelu w Kairze, który zarezerwowali mu przyjaciele: "...facet zaprowadził mnie do pokoju na drugim piętrze, obok miejsca, gdzie zbierają się sprzątaczki. Mocno się zdziwiłem. Nie tym, że akurat tam się zbierają, ale że hotel zatrudnia sprzątaczki" albo dalej: "...właściciel przedstawił mi swojego ojca, staruszka, który miał co najmniej dziewięćdziesiąt lat. Żałuję, że go poznałem. Gdybym go nie zobaczył, łatwiej byłoby mi zażądać lepszego pokoju." albo to: "...pochwalił się, że w jego hotelu nocował raz Michael Palin. Jeżeli Palin zatrzymywał się w takich miejscach, nie dziwota, że objechał świat w 80 dni. Najwyraźniej chciał jak najszybciej wrócić do domu." i cały czas w tym stylu, a to cytaty tylko z jednej strony książki! to naprawdę świetna książka na podtrzymanie dobrego nastroju, jeżeli czujemy już, że ktoś nam chce zepsuć humor! a ja czuję, że jak Euro się skończy, to sporo osób będzie robiło wszystko, aby nam, Polakom, popsuć humor. Jedyna rada na to - wyrzucenie telewizora z domu, włożenie zatyczek do uszu i czytanie książki "Idiota za granicą". Wracając do Michaela Palina - to znany angielski podróżnik, pisarz, kompozytor, piosenkarz i komik z grupy "Latający Cyrk Monty Pythona". Mam jego książkę "W 80 dni dookoła świata", którą również czyta się z wielką przyjemnością dla przewietrzenia umysłu, po ciężkim trawieniu beznadziejnie głupich informacji śmieciowych z naszych mediów.

                                                    w Łazienkach Królewskich

Palin powtórzył wyczyn osiągnięty przez Phileasa Fogga 115 lat temu, który to wyczyn opisał Juliusz Verne w swojej słynnej książce "W 80 dni dookoła świata" Otóż przemierzył on dookoła świat w czasie osiemdziesięciu  dni, nie korzystając z samolotu. Dla uwiarygodnienia wyczynu, krok w krok towarzyszyła mu ekipa filmowa, tak jak teraz Karlowi Pilkingtonowi.
I na koniec, jak  Karl poszedł zrobić sobie szczepienia przeciw wszystkiemu, co go może w tropikach spotkać: "...spytałem, czy wszystkie (zastrzyki) mogę dostać w tyłek, bo właśnie się przeprowadziłem i będę potrzebował sprawnych rąk, kiedy przywiozą nową pralkę....." pielegniarka nie zgodziła się i wszystkie zastrzyki dostał w rękę, co skomentował później: "...całe szczęście, że nie wziąłem zastrzyków w tyłek, bo cały dzień musiałem na nim siedzieć, czekając na dostawę pralko-suszarki.....wstałem za dziesięć ósma. Pralka przyjechała o siedemnastej czterdzieści".

                                                    mały próbuje naśladować pawia

poniedziałek, 25 czerwca 2012

W Instytucie Cervantesa


Z chwilą kiedy nasi odpadli z dalszych rozgrywek na Euro 2012, euforia opadła. Nie chodzę już na most Poniatowskiego, ani do fan zone. Wiem, że idą jak burza Hiszpanie i Niemcy, ale wystarczy mi, gdy obejrzę urywki meczów w migawkach sportowych, po wieczornych wiadomościach. Warszawa nadal jest udekorowana, chociaż część ludzi zdjęła flagi z balkonów i samochodów.

kibice w cafe Frida na Nowym Świecie

Na szczęście kibice z różnych krajów nadal  przyjeżdżają do Polski na mecze, w których grają ich drużyny, a i zapaleni kibice polscy bez przerwy dopingują ulubione drużyny innych krajów. Ciągle mówi się o Irlandczykach, którzy już chyba do historii przejdą wraz z całym Euro 2012 - wszyscy się nimi zachwycają: władze miasta, media, sportowcy i kibice. Ja również bardzo ich polubiłam za humor, zabawę, radość z życia i igrzysk oraz kulturalne zachowanie, nawet po kilku piwach. Tak bardzo dobrą opinię o sobie zostawili w Polsce, że zaproponowano im rozegranie meczu już po Euro, żeby tylko do nas znowu przyjechali. Taki klimat w sporcie to bardzo lubię.

wieczór przed strefą kibica (AL.Jerozolimskie)

Pomimo tego wszystkiego w Warszawie ciągle coś ciekawego się dzieje, więc jest co robić. W sobotę rano poszłam do Łazienek Królewskich sprawdzić, czy są jeszcze chińskie lampiony - i były.


                                                                    chińskie lampiony

Z przyjemnością sobie pospacerowałam i pooddychałam świeżym parkowym powietrzem, po czym poszłam do Instytutu Cervantesa na Nowogrodzką, na święto języka hiszpańskiego i Kolumbii. Ponieważ wybieram się do Ameryki Środkowej i chcę zwiedzić kraje łączące Amerykę Północną z Ameryką Południową, począwszy od Gwatemali - skończywszy na Kolumbii (a może na Brazylii?) - poszłam posłuchać wykładów o tym kraju i się nie zawiodłam. Na wstępie wręczono nam firmową torbę z suvenirami, wśród których była bardzo czytelna mapa Kolumbii z zaznaczonymi wszystkimi ciekawszymi miastami i atrakcjami turystycznymi oraz foldery o tym kraju i o działalności Instytutu Cervantesa w Krajach Ameryki Łacińskiej. Część materiałów była po polsku, a część po hiszpańsku. No, ale skoro się tam wybieram, to uczę się podstawowych słów i zdań. Mając słowniczek i rozmówki hiszpańskie, bardzo łatwo przeczytałam sobie to, co najważniejsze. W pakiecie była też płyta z muzyką kolumbijską. Uroczystość otwierała i prowadziła Ambasador Kolumbii w Warszawie, pani Victoria Gonzales Ariza przy pomocy pań z Instytutu Cervantesa - (zdj) szefowej pani Yolandy Soler Onis (z prawej) i pani Lourdes Diaz (z lewej).

w środku Pani Ambasador

Poczęstowano nas miniaturowymi kanapkami i poszliśmy do sali na wykład i film o Kolumbii i o jego wybitnych obywatelach, z których najbardziej na świecie znany jest  Gabriel Garcia Marquez.
Puszczono nam wystąpienie pana Margueza na Miedzynarodowym Kongresie Języka Hiszpańskiego, który odbył się w pięknym zabytkowym mieście Cartagena de Indies w Kolumbii   i muszę przyznać, że już dawno się tak nie uśmiałam z dowcipnego opowiadania o sobie samym i swojej drodze do popularności. Szkoda, że tego przemówienia nie dali nam na płytce CD.

Pan Marquez
Potem spotkalismy się z tłumaczem książek Gabriela Garci Marqueza, panem Carlosem Marrodanem Casas, który opowiadał o książkach autora - "Sto lat samotności", "Miłość w czasie zarazy" i "Rzecz o smutnych dziwkach" porównując je oraz obrazując kłopoty z przetłumaczeniem niektórych fraz i wyrazów, aby oddać wiernie, a jednocześnie dostosować do możliwości ( i przyswajalności)  języka polskiego. Pan Carlos po polsku mówił tak, jak by się w Polsce urodził i bardzo ciekawie opowiadał o współpracy ze słynnym noblistą.  Pani ambasador, jak również inni goście z Kolumbii mówili po hiszpańsku, ale mieliśmy słuchawki z pilotem i teksty były natychmiast tłumaczone, tak że mogliśmy aktywnie uczestniczyć we wszystkich rozmowach. Pani tłumaczka siedziała obok w oszklonej kajucie i na bieżąco tłumaczyła przemówienia bieżące, jak również reportaże i filmy puszczane nam na ekranie.

                                                  lunch z potrawami narodowymi Kolumbii

Następnie zaproszono nas na poczęstunek. Pan w ogromnym słomkowym kapeluszu serwował narodowe potrawy Kolumbii, ale Polacy z takim impetem rzucili się na jedzenie, jakby od trzech dni nic nie mieli w ustach, więc nie dołączyłam do szturmujących  i w tym czasie robiłam zdjęcia. Skąd się wzięło tyle ludzi - dziwiłam się, ponieważ na wykładzie i na filmie ich tyle nie było. No ale niektórzy tak mają, że idą na węch i tylko tam są, gdzie coś dostać mogą za darmo. Pewien pan z obsługi zauważył, że niedopuszczono mnie do stołu i przyniósł mi na talerzu trochę czerwonej fasoli oraz jarskie placuszki z ostrym (bardzo dobrym!) sosem. Pieczonych pierożków już niestety zabrakło, powiedział z rezygnacją. Bardzo podziękowałam mu za troskę i z apetytem zjadłam, co mi dano, ponieważ byłam tu już od rana, więc zdążyłam trochę zgłodnieć. Na koniec, ten sam pan doniósł mi jeszcze prosto z kuchni gorące pierożki - prosto z pieca - powiedział, ale zdążyłam się już oparzyć. Były rzeczywiście pyszne! tym sposobem, bez tłoczenia się dostałam praktycznie wszystkiego po trochu i spokojnie mogłam delektować się kolumbijskim winem  i oglądać wystawę wyrobów kolumbijskich w szklanych gablotach. Potem było losowanie nauki hiszpańskiego dla dzieci. Na uroczystości były bowiem dzieci i młodzież ze szkół języka hiszpańskiego i wypełniali ankiety, a potem hiszpański chłopiec losował darmowy kurs, który przypadł 12-letniej dziewczynce. Radości było, co nie miara. Pani ambasador uroczyście wręczyła dziewczynce bon na naukę hiszpańskiego.

chłopiec losuje kurs językowy

Oczywiście, była również część artystyczna - tańce latynoamerykańskie, a potem znowu poczęstunek - ciasteczka i kawa kolumbijska. I chociaż nie było mleczka do kawy, z którym zawsze piję kawę - to oryginalna, czarna kawa z Kolumbii, bardzo mi smakowała. 

taniec Kolumbijczyków

Taniec tak wszystkich rozochocił, że po kolei zaczęli na scenę wchodzić i tańczyć razem z tancerzami. Ten najprzystojniejszy, prawie dwumetrowy Kolumbijczyk, porwał do tańca panią ambasador, która wywijała z  zapałem i znawstwem. Ci, co jeszcze się opierali nieśmiało - ruszyli w tany i mnie porwali również, dlatego

Pani ambasador tańczy

już więcej zdjęć nie mogłam robić i czynnie wzięłam udział w wesołej zabawie. Bardzo interesująco spędziłam cały dzień z Kolumbijczykami, a wieczorem z przyjemnością odtworzyłam płytę z ich muzyką i odpoczywając na kanapie, poczytałam sobie ciekawe rzeczy o tym kraju.

pyszne kanapeczki kolumbijskie

poniedziałek, 18 czerwca 2012

No i stało się!

17 czerwca 2012r niedziela

Wszyscy byliśmy radośni i pełni wiary w swoją drużynę, ale niestety, nie udało się i wylecieliśmy z Euro! Przegraliśmy wczoraj we Wrocławiu mecz z Czechami 1:0. Czesi mówią, że Wrocław to ich miasto, blisko domu, więc było dla nich życzliwe. Dla nas nie.

radośni kibice kierują się na most Poniatowskiego

W Warszawie na stadionie Narodowym odbywał się tego dnia mecz Grecja-Rosja, natomiast mecz Czechy-Polska mogliśmy oglądać na telebimach w strefie kibica i tam właśnie umówiłyśmy się. Ja, Oliwia i jej przyjaciółki: Marysia i Iwona. O godz.20.10 miałam czekać od strony Emilii Plater i Świętokrzyskiej, dokładnie pod sklepem meblowym "Emilia". Wydawało mi się, że to trochę późno i możemy mieć trudności z dostaniem się do strefy, bo mecz zaczynał się o 20.40, ale byłam w mniejszości, więc ustąpiłam. Pojechałam tam na 19.oo i już miałam problemy. Dojechałam autobusem do rogu Wawelska/Grójecka, tam przesiadłam się do tramwaju pełnego kibiców. Grupka Czechów zaczęła śpiewać, więc nasi podchwycili i dali czadu! Gromki śpiew wypełniał cały wagon, ale nie trwało to długo, ponieważ w pobliżu Placu Starynkiewicza wysadzili nas na trawniku, między przystankami. Aleje Jerozolimskie były zamknięte dla ruchu , a sznur tramwajów utknął między Placem Starynkiewicza i Dworcem Centralnym.

wejście do od strony Emilii Plater

Trzeba było pokonać pieszo spory odcinek drogi. Weszłam w ulicę Żelazną i bokami, prześwitami zaszłam od tyłu Dworzec Centralny, dostając się do bocznej Fan zone naprzeciw sklepu meblowego "Emilia", w którym za czasów komuny były najlepsze meble w mieście, ale tylko dla wybranych, co talony mieli lub którzy całe noce w kolejkach stali. Żaden mebel nie był dla mnie wart takiego poświęcenia, więc nigdy w tym sklepie niczego nie kupiłam. Teraz kolejek nie ma, ba! o każdego klienta zmuszeni są walczyć. Tak się czasy zmieniły. No więc przybyłam na czas, ale Oliwii i pozostałych nie było. Musiałam czekać z boku. W końcu pojawiła się Oliwia z Iwoną, mówiąc, że Marysia w ostatniej chwili bilet kupiła i poszła na mecz na stadion. Ale na stadionie nie grali tego dnia Polacy, więc nie zazdrościłyśmy Marysi i ruszyłyśmy do bramki aby dostać się do strefy kibica i obejrzeć mecz rozgrywany we Wrocławiu między Polską, a Czechami. 

                   obie z Oliwią w patriotycznych ubiorach przed fan zoną
Gdy tłum kibiców wessał mnie do środka - nie miałam już wyjścia. Ani do przodu, ani do tyłu nie można było kroku zrobić. Mogłam jedynie unosić się wraz z masą ciał, niezależnie od własnej woli. Przed sobą ściskałam torbę z aparatem fotograficznym, chroniąc go przed zmiażdżeniem. Oliwia wysunęła się do przodu, więc ja z Iwoną postanowiłyśmy w miarę możliwości trzymać się blisko siebie, aby nas też nie rozłączono. W końcu doszłyśmy do bramki, ale w tym momencie ochrona zatrzasnęła nam przed nosem barierki i panowie w żółtych kaftanach powiedzieli, że więcej ludzi wpuścić nie mogą, bo jest już komplet. Jaki komplet? to oni liczyli wchodzących? Widziałyśmy przecież, że w strefie było zupełnie luźno. Oliwia znalazła się w środku, a my zawiesiłyśmy się na żelaznej bramce i w żaden sposób nie mogłyśmy przekonać ochroniarzy, aby wpuścili nas do środka.  Nie można też było powstrzymać napierającego od tyłu zdenerwowanego tłumu kibiców, którzy za wszelką cenę chcieli dostać się do strefy. Poczułam grozę w powietrzu.

                                      kibice lubią posiedzieć na piwku przy Nowym Świecie

Torbę z aparatem chroniłam, jak mendel jajek przed sobą, żeby mi nie zmiażdżyli drogiego sprzętu.  Z każdą chwilą robiło się bardziej niebezpiecznie, ponieważ tłum z tyłu napierał i od czasu do czasu kołysał nami, czego w żaden sposób nie było można przerwać. Taki tłum ludzi już sam w sobie stanowi niebezpieczeństwo. Na dodatek dociśnięta byłam do barierki i następne niebezpieczeństwo istniało takie, że zmiażdżą mnie na tej żelaznej bramce i za chwilę przejdę przez nią w plasterkach, jak jajko na twardo przez takie specjalne urządzenie z drucikami. Negocjacje z ochroniarzami nic nie dały i mimo, że w fan zonie było zupełnie luźno, powiedzieli, że nie wpuszczą, bo tam jest już przewidziany komplet kibiców i koniec. Oliwia negocjowała z panami wyjście, ale też na to nie zezwolili i nie chcieli jej wypuścić ze strefy kibica na zewnątrz. Weszła - to ma zostać. Powiedziałam Iwonie, że pasuję, rezygnuję i wychodzę stąd. Zaczęłam przeciskać się w stronę ulicy i o dziwo, nikt mi nie miał tego za złe. Kibice, na ile mogli, ułatwiali mi wydostanie się z tej masy ludzkiej i niebawem oddetchnęłam z ulgą na drugiej stronie Emilii Plater. Żyłam. Obok karetka pogotowia udzielała pomocy omdlałym kobietom leżącym na ziemi. Podeszłam do kafejki "Zero", przed którą stali ludzie i przed ogromnym telewizorem oglądali mecz. Tam obejrzałam pierwszą połowę. Potem weszłam na peron PKP Warszawa-Śródmieście i dojechałam do Warszawa-Ochota, skąd tramwajem nr.1 z Towarowej (Al.Jerozolimskie wyłączone były z ruchu całkowicie) dojechałam do Placu Narutowicza, a następnie autobusem nr.191 do domu, gdzie obejrzałam część drugą meczu. Humor prysnął. Przegraliśmy.
Z drugiej strony nie mamy się co obrażać na los. Po prostu byliśmy słabsi. Moim zdaniem nasza drużyna grała pięknie, jak rzadko, ale nie możemy oczekiwać abyśmy z 65 pozycji, raptem przeskoczyli do pierwszej dziesiątki najlepszych drużyn świata! zyskaliśmy tyle, że jesteśmy teraz na pozycji 62 i niech chłopaki trenują i szykują się do następnych meczów, aby przesuwać się ciągle w górę tabeli. 
W poniedziałek "Metro" podało, że pogotowie ratunkowe w strefie kibica udzieliło w sobotę pomocy 256 osobom, z czego 18 osób, głównie z urazami kończyn, odwieziono do szpitala. No pięknie. Ponadto obliczono, że fan zona została wypełniona całkowicie przez 165 tysięcy kibiców i dlatego musiała zostać zamknięta (jednak tłumaczyli się z tego manewru!). Ponownie otworzono ją o godzinie 23.oo. Nie wiem po co. Po takim meczu to chyba mało kto miał ochotę na nocną zabawę. Chyba, że Irlandczycy. Tym, tylko pozazdrościć dobrego samopoczucia.

Rosjanie robią sobie międzynarodowe fotki

W tym samym czasie na stadionie narodowym w Warszawie Rosjanie przegrali z Grecją 0:1 i wracają do domu na tarczy. ZSRR się rozpadło, państwa byłego imperium się zdemokratyzowały, ale ludzie zostali ci sami - nie lubią ponosić porażek. Wielka Rosja we wszystkich dziedzinach sportu chciałaby być pierwsza, bo kiedyś tak było. Teraz nie doszli nawet do ćwierćfinału. Obawiam się, że będą bardziej cierpieli, niż my, którzy do porażek jesteśmy przyzwyczajeni historycznie.
Natomiast Grecja szaleje! Kibicowałam Grecji w tym meczu, ponieważ z uwagi na sytuację gospodarczą w swoim kraju, są w wielkim dołku i taka wygrana mogłaby przywrócić im wiarę w siebie. I tak się stało. Mało kto tak naprawdę wierzył, że Grecy zwyciężą Rosję, a jednak. 1:0 dla Grecji wstrząsnęło całym stadionem narodowym, na którym w większości byli Rosjanie. Piłkarski komentator rosyjski Jewgienij Łowczew powiedział, że nie można przejść do porządku dziennego nad tym, co się stało i trzeba sprawić, aby już nigdy Rosjanie nie musieli przeżywać takiej hańby! I pomyśleć, że Rosjanom do wejścia do grupy wystarczał remis! Na mieście mówi się, że nasz ból po stracie Euro należy pomnożyć przez 10, aby wyrazić ból Rosjan. Nie dziwię się. U nich zawsze wszystko było bolszyje, szczególnie zwycięstwa sportowe w każdej dziedzinie. Teraz bolszyja jest ich porażka i ból po stracie Euro. Nie błysnęli i z pewnością boją się wrócić do domu. jak znam ich władze, to reprymenda nie będzie łagodna. Odczuli to już w hotelu Bristol, w którym mieszkali w Warszawie. Czekali tu na nich ziomkowie- kibice i dali im nieźle popalić. Był tam podobno jakiś ich deputowany z Dumy (całkiem możliwe, bo zwykłego Rosjanina nie stać chyba na pokój w Bistolu za 600 euro za dobę?) Wyzywali piłkarzy od najgorszych, ubliżali, po prostu sponiewierali całą swoją drużynę w bardzo przykry sposób.Chociaż Arszawin też podle się zachował, mówiąc, że to nie jego problem (ta przegrana z Grecją). Swój swego wart widocznie.
Grecy natomiast odzyskali humor, czują się zwycięzcami nie tylko w sporcie. Chcą zostać w strefie Unii Europejskiej, ale nie chcą się dla euro poświęcać (wolą, żeby inne kraje Unii poświęcały się dla nich). Wesoły naród, Ci Grecy. Wybrali się na nowo  do parlamentu, chyba wygrała konserwatywna Nowa demokracja (oficjalnych wyników jeszcze nie podali) . Teraz będzie ciekawie, ponieważ Grecy chcą pozostać w strefie, ale liczą na następną wielomilionową pomoc finansową od Unii Europejskiej (chyba w nagrodę, że nie rozwalili Unii), bo nie chcą zaciskać pasa i koniec.  Jeżeli nowo wybrana władza nie przekona Unii Europejskiej do następnej znaczącej pomocy - Grecy znowu podniosą wrzask. Teraz mogą wszystko - dobry duch w nich wstąpił, mają siłę i nadzieję, że szczęście długo ich nie opuści.

                                                  Dziewczyny się malują -Oliwia i Iwona

Życie toczy się w rytmie Euro 2012

15 czerwiec 2012r piątek

Wszystko w Warszawie zdominowane jest przez Euro 2012, ale nie widzę, aby ktoś miał o to pretensje. Szczęśliwi jesteśmy, że nie musimy oglądać w telewizji, ani wysłuchiwać polityków, a już szczególnie tych wiecznie skwaszonych PISiaków, tylko możemy się  cieszyć z osiągnieć sportowców i z tego, że cały czas mamy w Warszawie podniosły i świąteczny nastrój. Jest wesoło i ludzie są wyluzowani.

biało-czerwoni kibice, mali i duzi, podążają na stadion

Mecz Polska-Rosja ogladałam ostatecznie w telewizorze i jak żaden do tej pory - trzymał mnie w napięciu od początku do końca. To było wspaniałe widowisko i dla tych co się znają i dla tych, co zupełnie nie znają się na piłce nożnej. Wynik 1:1 z Rosją, która była uważana za bardzo silną drużynę, jest naprawdę wspaniałym wynikiem i nikt mi nie wmówi, że Polacy nie dadzą sobie rady z kimkolwiek. Jesteśmy wielcy! Kuba Błaszczykowski przyłożył zdecydowanie, pieknie i skutecznie, aż serce rośnie! Kibice na stadionie szaleli. Szaleli również w strefie kibica, we wszystkich polskich domach, w całej Polsce i w różnych zakątkach świata! Cały mecz był niezwykle zręcznie realizowany i jeżeli usłyszę znowu, że coś się komuś nie podobało w grze Polaków - to sama mu przyłożę!
Tym razem stadion został odkryty, drużyny i ludzie mieli dość powietrza do oddychania. Trener Smuda nie bał się już zmian w zespole, a nasi piłkarze parli do zwycięstwa od pierwszej do ostatniej minuty gry. Rosjanie byli zaskoczeni i bardzo dobrze. Niech nie myślą, że w czasach ZSRR zyskali patent na wygrywanie wszystkich meczów do końca świata.
Sympatyczni Rosjanie, ale ten w kasku ma race w reklamówce.

Zamieszczam jeszcze kilka zdjęć z przemarszu Rosjan na mecz Polska-Rosja, żeby wyraźnie pokazać, że wszyscy szli w zgodzie, w dobrych humorach i przyjaźnie nastawieni do kibiców wszystkich innych narodowości. Z całym przekonaniem twierdzę, że był to pokojowy marsz kibiców rosyjskich i polskich na przemian, a chwilami pomieszany narodowościowo i nikt tu do bójki się nie rwał.

następna grupa Rosjan idzie przez most

Media oczekiwały na rewelacje, zadymy, huligańskie wybryki, zbiorowe bójki Rosjan z Polakami o Bitwę Warszawską, o Powstanie Warszawskie, o gułagi i Sybir - gdzie tylko się dwóch chłopaków szturchnęło, natychmiast tam biegli stadami, z kamerami i aparatami fotograficznymi, narażając siebie na niebezpieczeństwo upadku i utratę drogiego sprzętu. Bo widocznie nie sami za niego płacili.
Gdy kibice szli spokojnie, uśmiechnięci, szczęśliwi, że mogą brać udział w takim międzynarodowym widowisku - dziennikarze stali znudzeni, od czasu do czasu filmując, co ciekawszych przebierańców.
Dziwny jest ten świat - jak śpiewał Niemen. Nic dodać, nic ująć. 

a ci, ciągle swoje

Krakowskie Przedmieście ma wszędzie swoich przedstawicieli. Bez krzyża nie może odbyć się żadna uroczystość w Warszawie. Więc stali sobie biedni staruszkowie na środku jezdni, osamotnieni w swym proteście, ale patriotyczni, ze sztandarem i szalikiem kibica. Gdy po chwili odwróciłam się jeszcze w ich stronę - już gromadzili się przy staruszkach reporterzy różnych mediów. Będą jednak mieli swoje pięć minut w mediach całego świata.

pomysłowi Rosjanie!

No proszę! z kosmosu się wzięli! Walentyna Tierieszkowa i Jurij Gagarin przypomnieli, kto był potęgą w badaniach kosmicznych i kto pierwszy w kosmos poleciał, żeby świat nie zapomniał. W Rosji sen o potędze trwa. Swoją drogą pomysłowe przebranie.

Tiereszkowa z Gagarinem na Euro 2012!
Pomimo podniosłego, uroczystego i radosnego nastroju, wyczuwało się, że Rosjanie idą po zwycięstwo. Cały przemarsz trwał długo, ponieważ to jednak parę tysiący ludzi musiało most pokonać. Szli na szczęście grupkami, nie robiąc zamieszania i nie korkując się na moście, co wzmagało bezpieczeństwo i pozwalało szybko wyłowić z tłumu bandytów, próbujących ten międzynarodowy festyn sportowy zamienić w pospolitą burdę. Potem czytałam i słuchałam w radio i telewizji wiecznie niezadowolonych narzekaczy, że policja nie działała sprawnie, skoro nie potrafiła z tłumu wyłowić bandytów już przed mostem, żeby wogóle nie mieli możliwości pójść w kierunku narodowego. Ja na własne oczy widziałam, że to było niemożliwe, ponieważ bandyci szli, jako spokojni kibice w koszulkach kibicowskich lub owinięci we flagi narodowe. Będąc już na moście,  ściągali błyskawicznie kibicowskie koszulki, zwijali flagi, chowali to wszystko w przepastne kieszenie dresowych spodni, zostawali w czarnych  lub popielatych tshirtach i ni z gruszki, ni z pietruszki, zaczynali bójkę. W przebraniu przeszli obok kordonu policji i pojedyńczych policjantów na moście. Gdy znaleźli się w miejscu, gdzie dla policji stawali się niewidoczni - przepoczwarzali się w bojówkarzy. Ale w końcu to nie na moście, ani na Placu Waszngtona przed stadionem były największe zadymy, tylko w centrum miasta, nim  doszli wogóle do mostu. Świadczy to o sprawnym działaniu policji, która nie dopuściła bandytów do mostu i na stadion. Pojedyńcze przypadki pokazałam na zdjęciu, jak się tworzyły i natychmiast były unicestwiane. Dziwi mnie tylko, że dziennikarze i sprawozdawcy wysyłali w świat informacje o masowych bójkach przed i po meczu, bo to nie jest prawda. Bójki były incydentalne i natychmiast gaszone przez policję. W życiu jeszcze nie widziałam w Polsce tak dobrze zorganizowanej imprezy masowej, jak w Warszawie na Euro 2012 i pod względem widowiskowym, estetycznym, organizacyjnym, i pod względem bezpieczeństwa. No ale, jak mówiłam - media czyhały tylko na momenty tragiczne, żeby popsuć nam zabawę i opinię o nas w kraju i na świecie. Dla mediów radość, fajna zabawa i ogólna zgoda narodowa, to nie jest news!

Rosjanie z Polakami udzielają wywiadu na moście
Jednak można porozmawiać z polskimi i rosyjskimi kibicami pokojowo nastawionymi do siebie i ramię w ramię idącymi na stadion? Ostatecznie zremisowaliśmy z Rosjanami ku naszej uciesze i rozczarowaniu Rosjan i oby tak dalej nam szło.
Policja zatrzymała 184 chuliganów, w większości Polaków. Kary nie będą zbyt odstraszające dla bandytów, bo takie w kraju mamy prawo. Parlamentarzyści boją się zaostrzyć prawo, aby nie stracić wśród bandytów swoich wyborców. Każdy sposób dojścia do władzy i kasy jest dobry. Ja, jako obywatelka tego kraju, nie opowiadam się za bezwzględnym więzieniem dla takich chuliganów, bo to też dla nich żadna kara przejść na garnuszek państwa za nasze podatki, ale bardzo chciałabym, aby karą był obowiązek naprawienia wyrządzonych szkód i wysokie kary pieniężne. Tylko osobista praca przy naprawieniu tego, co się samemu zdewastowało i znaczące uderzenie po kieszeni, może spowodować, że rozróby staną się nieopłacalne. No, ale lepiej się nie denerwować, bo politycy dobrze wiedzą w czym rzecz i celowo bandytom pobłażają. To podobnie, jak niektóre państwa, które współczują głośno obywatelom krajów, w których toczy się wojna, organizują akcje charytatywne, a cichaczem sprzedają oprawcom broń. Taka jest polityka i nikła nadzieja, aby coś w takich tematach na korzyść zwykłych ludzi miało się zmienić.




piątek, 15 czerwca 2012

Euro 2012 c.d.

12.06.2012r piątek

Tego dnia miał się odbyć najważniejszy mecz Polski z Rosjanami. Wszyscy nas straszyli, jacy to Rosjanie mocni i chociaż sercem jesteśmy z naszymi (wypowiadali się znani z radia i tv ludzie), ale niestety, trzeba realnie patrzeć na nasze możliwości. Z Rosjanami nie wygramy. Nie była to wzmacniająca zagrzewka do walki dla naszych piłkarzy i nie podnosiła ich na duchu. Nadzieja w tym, że piłkarze skupieni na wypoczynku i treningach - nie słuchają radia i telewizji. Jeśli już patrzą w telewizor, to bardziej na odbyte mecze przeciwników, aby zapamiętać ich sposób zagrywek i różnych tricków, niż ogladanie naszych polityków i komentatorów społecznych. Potem rozpętała się dyskusja na temat przemarszu przez miasto kibiców z Rosji, którzy złożyli w Urzędzie Miasta zawiadomienie o organizacji marszu przez ulice Warszawy. PIS jak zwykle podgrzewał atmosferę, żądając od  Pani Gronkiewicz-Watz, aby takiego zezwolenia nie wydawała, chociaż wszyscy zorientowani w temacie wiedzieli, że nie ma takiej możliwości, aby zabronić komukolwiek przemarszu zorganizowanego przez miasto, jeśli stosowne zawiadomienie złożyli w odpowiednim terminie. Dwa lata PIS był przy władzy i tego przepisu nie zmienił. Być może przez te dwa lata nie zdążyli nawet przeczytać żadnych dokumentów, bo bardzo byli zajęci osadzaniem na stołkach swoich ludzi. W każdym razie do Prezydenta miasta należy tylko, aby zgłoszenie przyjął, zabezpieczył taki przemarsz  policją i karetkami pogotowia i tyle. Ale PIS celowo takie głupoty gada, wiedząc, że większość obywateli nie jest zorientowanych w obowiązującym prawie i pomyślą, że to wina Prezydent Waltz i polityków PO z Premierem na czele, jeśli Ruskie na Warszawę ruszą, a to woda na młyn PISu i ich zwolenników -chociaż w coraz mniejszej liczbie, na szczęście.

                                                       pierwsza grupa Rosjan wchodzi na most

Wzięłam swojego Nikona i poszłam na most Poniatowskiego, aby na własne oczy ten przemarsz Rosjan przez Warszawę zobaczyć. Najpierw szły małe, oderwane grupki Polaków, Rosjan, a często zbratanych, jednych i drugich razem. Wszyscy w dobrych humorach, roześmiani, sympatyczni, fotografujący się razem i tylko po koszulkach i flagach poznawałam, kto jest nasz, a kto kibicuje Rosji. Kibic Polak z synem idący z kibicami Rosjanami poprosił mnie o zrobienie im zdjęć, a potem jeden z nich zrobił mi również wspólne zdjęcie (poniżej) z mojego aparatu. Z tyłu, z mojego plecaka powiewała biało-czerwona chorągiewka, z przodu pasek torebki przykrywał literę "s" i widniał napis "Pol ka" z tych powodów zaczepiano mnie i robiono zdjęcia, co bardzo mnie cieszyło, gdyż uznano mój ubiór albo za bardzo patriotyczny, albo za bardzo zabawny. Z tego też powodu zaczepiła mnie ekipa telewizji, a potem Maria dzwoniła, że widziała mnie w telewizji, jak przeprowadzano ze mną wywiad!  i jej przyjaciółka dzwoniła, że też mnie widziała itd. taka się sławna wśród znajomych zrobiłam. Wywiad, to za wiele powiedziane, na wyrost, bo raptem kilka słów powiedziałam, ale prognozowałam, że wygramy z Rosjanami 2:1.

Ja z Rosjanami i Polakami na moście

Na moście byłam grubo przed godziną 17.oo, żeby stamtąd obserwować nadejście Rosjan od strony dworca PKP Powiśle. Rosjanie obchodzili tego dnia Święto Wolności, rocznicę rozpadu Związku Radzieckiego, dlatego też nasz Premier Donald Tusk, w odpowiedzi na szczucie i żądanie zakazu dla tego przemarszu, uspokajał Polaków - nie róbcie paniki, dołączcie do nich i razem przejdźcie przez ten most, bo rozpad Związku Radzieckiego, to również nasze święto. I tak właśnie się stało. Kibice Polscy dołączali do kibiców Rosyjskich i szli i szli i końca widać nie było. Wszyscy wyluzowani, roześmiani, pogoda dopisywała, wszyscy kolorowo ubrani,  z flagami, aparatami fotograficznymi, we wspólnej radości z Euro 2012 podążali na Stadion Narodowy, nastawieni na obejrzenie fascynującego widowiska sportowego.

oczekiwanie z nadzieją, że będzie......ciekawie

Fotoreporteży i różne stacje telewizyjne w zwartym szyku czekały na środku mostu na wydarzenia i podrywali się tylko w momencie, gdy jakiś chuligan zaczynał burdę - podrywali kamery, statywy, aparaty i biegli w kierunku chuligana, gdy zaczepka spełzła na niczym - wracali na swoje miejsca i lekko znudzeni czekali, z nadzieją że jakaś burda musi się w koncu wydarzyć, żeby mieli rewelację dla swojej stacji czy gazety. Radośnie idący ludzie ich raczej nie interesowali. Rano słyszałam w radiu, jak poseł PIS Adam Hofman mówił, że Tusk i Waltz odpowiedzialni są za przemarsz Rosjan, że to tak, jakby w Tel Awiwie zorganizowano przemarsz Niemców ze swastykami hitlerowskimi i że Rosjanie mogą u siebie organizować marsze, a nie u nas w Polsce. Bardzo mnie zdziwiła taka postawa polityków PISu, którzy np w Katyniu rządzą się, jak u siebie, chcą stawiać tam pomniki i organizują różne zgromadzenia i pielgrzymki całe. Gdyby im na takie zgromadzenia zgody odmawiano i kazano u siebie w Polsce rocznice obchodzić - już widzę i słyszę, co PISowcy by wtedy mówili. Oczywiście byłaby to wina Tuska, że Rosjanom się nie może oprzeć i wina Radka Sikorskiego, że niczego drogą dyplomatyczną na Ruskach wymusić nie potrafi.

oczekiwanie z obawą, że trzeba będzie się ruszyć

Policja w zwartym szyku, w pełnym rynsztunku bojowym, odgradzała Aleje Jerozolimskie na wysokości Nowego Świata od  Dworca PKP Powiśle i wejścia na most Poniatowskiego. Wreszcie ruszyli. My, będąc już na moście, widzieliśmy z daleka kolorową masę ludzką i był to naprawdę imponujący widok, powodujący dreszczyk emocji i jedną niewiadomą, co teraz nastąpi. Wszyscy czekali w napięciu, bo media tak już podkręciły napięcie w narodzie, że niemal na bezdechu czekaliśmy na straszne wydarzenia, które są nieuniknione dzisiejszego dnia. Dawny ambasador Polski w Moskwie, Stanisław Ciosek, którego nieomieszkano poprosić w radio o wypowiedź i opinię - przerażonym głosem skarcił władze Warszawy i Ministra Spraw Zagranicznych za wyrażenie zgody na przemarsz Rosjan. To pomysł z piekła rodem - grzmiał - nie robi się manifestacji na obcym terytorium! nie powinniśmy się zgodzić! trzeba było interweniować drogą dyplomatyczną! itd, itp. Pan Ciosek tak długo był ambasadorem w Związku Radzieckim, że przesiąkł rozumowaniem radzieckim i taktyką, z jaką władza rozprawiała się z obywatelami w kwestii zgromadzeń i tak mu zostało. Ale media zacierały ręce. Takich komentatorów im trzeba, żeby do czerwoności rozgrzać słuchaczy i oglądaczy.

idą!!!

Nic więc dziwnego, że na moście w napięciu czekali reporterzy i policjanci. Kibice nie dali się wkręcić w napięcie i zupełnie swobodnie, ze śmiechem rozmawiali z rosyjskimi kibicami i razem podążali w stronę stadionu. Dużo osób dokumentowało aparatami fotograficznymi całe widowisko, ponieważ było ono wspaniałe i drugi raz może już coś takiego się nie zdarzyć w Warszawie. W czasie, gdy kibice szli przez most, jak niekończący się czerwono-biały potok, jakieś zadymy odbywały się w centrum, w okolicy strefy kibica i stacji Metro Centrum, ale na moście nic o tym słychać nie było i dopiero wieczorem z telewizji się o tym dowiedziałam.

                                                       weszli na most Poniatowskiego

Kibice idący na stadion lub w jego okolice (Nie wszyscy mieli bilety) w 99% byli ubrani w koszulki biało-czerwone (Polacy) lub czerwone z rosyjskimi emblematami (Rosjanie). Ci, którzy nie mieli takich koszulek, obowiązkowo mieli cokolwiek, co wyraźnie świadczyło o tym, że są kibicami i wskazywało, który kraj reprezentują. Były to czapeczki, kapelusze, szaliki, flagi lub małe chorągiewki danego państwa, różnego rodzaju emblematy, zabawne przebrania, hasła i napisy. Między tłumem spokojnie i radośnie idących ramię w ramię kibiców rosyjskich i polskich, wchodziło po dwoje, troje młodzieńców ubranych na czarno lub w lekkie, popielate bluzy z kapturami i to oni właśnie robili zamieszanie i wszczynali bójki w środku przemarszu. Niektórych policja łapała i rzucała na glebę na poboczu chodnika lub na trawę, ale niektórzy zdążyli już zrobić taki rejwach, że nie było wiadomo, kto zaczął i nawalali się wszyscy po kolei.

                                            tych dwóch w czarnym, rozpoczynają awanturę

Zobaczyłam, jak się robi taką zadymę. Dwóch młodych w czarnych ubraniach (zdjęli z siebie flagi, którymi byli owinięci- w tym przypadku była to flaga rosyjska, jeszcze widać jej kawałek, gdy jeden z nich zwija ją, żeby schować, a ten stojący tyłem zdążył już to zrobić i ma ją w kieszeni spodni) zaczynają najpierw niby bić się między sobą. Ludzie odstępują na boki, przystają, oglądają się, ale nie łapią jeszcze co jest grane. Parę kroków od nich nadciąga gęsty szpaler kibiców, kierujący się na stadion. Ci dwaj niezbyt groźnie się okładając, odskakują na spore odległości i znów rzucają się na siebie, jak koguty,  potrącając celowo innych wokół, spokojnie maszerujących kibiców. Potrąceni, nieświadomi podstępu, odpychają napastników, ci szybko zakrywają twarze szalikami i biją już teraz nie siebie, a kibiców.  Za  chwilę powstaje tulmut ciał i cała grupa kibiców z różnych krajów bije się już na dobre, chociaż nikt z nich nie wie, po co i dlaczego. Policja widziała, jak tych dwóch czarnych zaczynało, ale nie reagowała. No bo to, że dwóch chłopaków się niegroźnie okłada, nie wymaga jeszcze interwencji. Gdy policjanci podjęli decyzję o interwencji, w bójce brali już Bogu ducha winni kibice Polscy i Rosyjscy i to oni byli wyłapywani. Dwóch czarnych, kocimi skokami pobiegło do wylotu mostu, w stronę palmy, aby sprowokować bójkę w następnej grupie maszerujących na mecz kibiców różnej narodowości. A Ci, niech tu sobie głowy urywają i policja niech ich wyłapuje i wywozi. Tak sobie to sprytnie wymyślili.

czwartek, 14 czerwca 2012

Euro 2012

11 czerwca 2012r - poniedziałek

No i stało się! ósmego czerwca 2012r w piątek, Euro 2012 zostało oficjalnie otwarte. Ze wszystkim zdążyliśmy, ku rozpaczy opozycji, malkontentów i żywiących się nieszczęściem innych. Stadion zbudowany, autostrada A-2 otwarta, komunikacja miejska działa sprawnie, kolejka z lotniska na stadion jeździ bez zakłóceń, Warszawa zwiększyła ilość hoteli i hosteli oraz pól namiotowych, dodatkowe autobusy MZK jeżdżą z częstotliwością metra, policja piesza, zmotoryzowana i konna czuwa nad bezpieczeństwem obywateli swoich i obcych, służby porządkowe każdy śmieć zbierają, gdy tylko upadnie na ziemię, wolontariusze zmobilizowani do pomocy turystom i kibicom różnych narodowości i do przeprowadzania staruszków na drugą stronę ulicy, dworce, podziemia i ulice lśnią czystością, jak w Singapurze, a wokół kwiaty i zieleńce. Cud miód! I do tego wszystkiego wspaniała pogoda. Wszystko, co na ziemi i w niebie, sprzyja Euro 2012 w Warszawie!
Media, jak zwykle podkręcają atmosferę, aby coś żwawszego się działo w ich programach, co zwiększy oglądalność, a ponieważ społeczeństwo najbardziej ponoć lubi oglądać wydarzenia straszne: bojówki i zadymy gdzie trup ściele się gęsto - więc trzeba dać gawiedzi igrzyska trochę inne, niż te na sportowym stadionie. Na stadionie jest elita, bo bilety drogie, gawiedź jest na ulicach i tam musi się dziać! PIS zbiera się w sobie, żeby wszystko skrytykować, zlekceważyć, oczernić, ośmieszyć i przygotować się do postawienia Prezydenta i Premiera przed Trybunał Stanu, a Panią Minister Sportu zdymisjonować za złe przygotowanie igrzysk, gdy tylko Euro się skończy. Jesteśmy w domu proszę Państwa! Polska zabawa się zaczyna!

                                                                Stadion Narodowy

A na poważnie - od strony naszej, czyli zwykłych ludzi - atmosfera w dniu rozpoczynającym mecze piłkarskie jest fantastyczna. Wesoło, kolorowo, radośnie. Metro (bezpłatny dziennik Agory S.A)w artykule "Polska pępkiem świata"  podało, że będzie milion kibiców, trzy tysiące dwieście dziennikarzy, 150 milionów widzów przed telewizorami, a transmisje na żywo będą oglądać nawet w Bangladeszu, Brazylii i Papui Nowej Gwinei! 
Otwarcie Euro 2012 było uroczyste, nie za długie, nie za krótkie, zupełnie w sam raz. Stadion zapełniony kibicami do ostatniego miejca. Reżyserem ceremonii otwarcia Euro 2012 był Włoch Marco Balicha, węgierski pianista Adam Gyorgy zagrał Etiudę a-mol Fryderyka Chopina, w korowodach tanecznych uczestniczyli wolontariusze, którzy ze swoich sylwetek ułożyli ogromny napis UEFA EURO 2012. Na stadionie i w strefie kibica przed PKiN euforia!

policja konna na plaży, u stóp stadionu

Międzynarodowe Centrum Nadawcze UEFA EURO 2012 mieści się na ul.Bema w budynku EXPO XXI, gdzie co roku chodzę na Targi Turystyczne. Z tego miejsca stacje telewizyjne transmitują mistrzostwa Europy do ponad dwustu krajów na całym świecie.
Mecze są rozgrywane na ośmiu stadionach Polski i Ukrainy. Jak narazie, najbardziej widoczna jest Polska i jej stadiony oraz emblematy UEFA w lawendowym kolorze. W czasie meczu, cały stadion ludzi w kolorze biało-czerwonym robił niesamowite wrażenie! a okrzyki po wbitym przez Polaków golu - słychać było po drugiej stronie Wisły, a może i w Pruszkowie.
Pierwszy mecz inaugurujący rozpoczęcie Euro 2012 odbył się na naszym, warszawskim Stadionie Narodowym, w dniu 8 czerwca 2012r, w piątek. Pierwszego gola wbił Grekom Polak, Robert Lewandowski i euforii na stadionie, jak również w strefie kibica przed Pałacem Kultury i Nauki (sto tysięcy ludzi) nie da się opisać. Było gorąco i parno, a na stadionie był zamknięty dach z obawy przed deszczem (który nie spadł) i brakowało powietrza. Ale wszystkim rządzi UEFA, więc nikt nie mógł temu zaradzić.

to ja w kamerze tvn
W drugiej połowie meczu kibice coraz słabiej krzyczeli, zlani potem patrzyli tylko, co będzie dalej. Nasi piłkarze coraz bardziej opadali z sił, ale trener Franciszek Smuda nie wymienił żadnego zawodnika na bardziej wypoczętego z ławki rezerwowych, bo taką miał koncepcję. Grecy, południowcy, lepiej znoszący upały, jakoś sobie radzili, a ja liczyłam tylko minuty, aby to się wreszcie skończyło i żeby utrzymać 1:1, bo inaczej będzie porażka. Wymuszona wymiana bramkarza na   Przemka Tytonia przyszła w samą porę. Tytoń w niepowtarzalny sposób obronił rzut karny, co wstrząsnęło kibicami i mną również - teraz to już naprawdę wznosiłam ręce do nieba z zegarkiem w ręku, aby minęły te dodatkowe minuty, żeby zapowiedziano koniec meczu, bo nikt już więcej w tym kraju większego napięcia nie wytrzyma. Mecz Polska - Grecja zakończył się remisem, co bardzo mnie ucieszyło ale zawiodło oczekiwania wielu Polaków, którzy oczywiście lepiej znają się  na sporcie.
Ja jednak wróciłam do równowagi i przez jakiś czas mogłam swobodnie oddychać - do czasu, gdy rozgrywany będzie mecz Polska-Rosja, zapowiadany przez media, jak prognoza nadciągającego kataklizmu, trzęsienia ziemi, tornado, albo wszystkich tych tragedii razem.
Jedno co naprawdę bardzo mnie ucieszyło, to fakt, że znowu mogę oglądać telewizję, a w niej rozentuzjazmowany tłum przyjaźnie nastawionych biało-czerwonych kibiców. Zniknęli z ekranu wszystkich programów nabzdyczeni parlamentarzyści ze swoimi głupimi wypowiedziami, ze swoim judzeniem i ograniczonym światopoglądem. Naprawdę! można oglądać autentycznie ciekawe wydarzenia i słuchać bardzo ciekawych, zwykłych ludzi! Jedynie wczoraj, na szczęście na chwilę, TVN-24 pokazało bełkoczącego posła Hofmana, który nie zdążył chyba wytrzeźwieć po balandze, ale to była wreszcie, po raz pierwszy w życiu twarz normalnego Hofmana na wizji! chyba dlatego to pokazali. Jeżeli ta sportowa impreza potrafił wyautować z telewizji posłów i polityków wszelkiej maści - to ja chcę, aby Euro 2012 trwało wiecznie!

podziemie Placu Waszyngtona
Handel króluje tu, jak dawniej, ale wszystko jest odnowione, wyczyszczone, świeże i pachnące.
Spóźnialscy mogą w każdej chwili zaopatrzyć się w niezbędne do kibicowania akcesoria oraz ubranka  patriotyczne na poparcie swoich drużyn. Ja już wcześniej, w Empiku nabyłam czerwoną koszulkę z orłem w koronie, a chorągiewkę kupiłam od Azjatki siedzącej na krawężniku ulicznym, ubranej we wszystko, co polskie, aby zareklamować właściwy na ten czas towar. Azjatka ubrana była w koszulkę z napisem Polska, na głowie miała biało-czerwoną parasolkę, siedziała w kucki, w ręku trzymała biało-czerwone chorągiewki z napisem Polska, na kolanach koszulki, w koszyku drobne gadżety i rozmawiała przez komórkę. How much? zapytałam, bo tak zawsze w Azji robiłam zakupy. Tam również sprzedawczynie siedziały w taki sam sposób na ulicy, oferując różne rzeczy lub jedzenie i też zawsze rozmawiały przez komórkę. Trzy - odpowiedziała, więc zaczęłam wyciągać pieniądze, a ona już mi podawała dwie chorągiewki. One - rzekłam, bo nie mam samochodu więc dwie sztuki mi niepotrzebne. Pani, nie przerywając rozmowy przez komórkę, odłożyła jedną sztukę, podała mi drugą, wzięła pieniądze i nie licząc wrzuciła do sakiewki przypiętej do pasa, nadal rozmawiając przez komórkę. Urocze. Poczułam się, jak w Bangkoku. Thank you, powiedziałam i ruszyłam w stronę stadionu, stwierdzając w myśli, że chyba żyję już w globalnym świecie, skoro w stolicy Polski, w Warszawie, na Placu Waszyngtona, u Azjatki kupuję typowo polskie gadżety.

Solec pod mostem Poniatowskiego
Policja w pełnej gotowości, na moście, pod mostem i w powietrzu, ale unikała zdecydowanych akcji, co zresztą było widać w relacjach telewizyjnych. Chuligani rzucali się na nich, kopali w tarcze, a policja stała niewzruszona,  cierpliwie znosząc zaczepki. To były takie momenty, w których powinni już działać, łapać i wywozić chuliganów z trasy przemarszu. Nie wiem czemu tego nie robili. Oni ciągle boją się porównywania do pałującej obywateli milicji w PRL-u. Ostatnio, mobilizowani do zdecydowanego działania przez Premiera, polityków i dziennikarzy, zaczynają trochę odważniej postępować, ale jeszcze potrzeba czasu, aby przestali się bać mediów, chuliganów i bandytów i żeby wyraźnie  poczuli poparcie społeczeństwa dla swoich działań w walce z przestępcami.
a nocą kibice się bawią