czwartek, 19 lipca 2012

Kto czeka, zostaje nagrodzony

Wydawnictwo zadziałalo

W poprzednim poście napisałam, że dobre informacje idą długo. Teraz mogę zapewnić: ale w końcu przychodzą. Łamanie książki nastąpiło, projekt okładki wykonano i wszystko to otrzymałam do akceptacji mailem. Najpierw wypisałam wszystkie uwagi i sugestie w kwestii okładki, która nie przypadła mi do gustu. Uważam, że okładka w książce jest istotną sprawą i od niej zależy czy klient sięgnie po książkę, czy wogóle ją pominie przy pólce księgarskiej i pójdzie dalej. Wypisałam więc wszystkie uwagi i wysłałam, żeby grafik (okazało się, że nad okładką pracują dwie panie graficzki) już zaczął pracować nad poprawieniem okładki, bo czasu szkoda. Ja w tym czasie wzięłam się do czytania swojej książki, ponieważ miałam zrobić ostatnią autokorektę. Zasadniczych zmian nie zrobiłam, bo wszystko było dobrze (moim skromnym zdaniem). Znalazło się kilka drobnych poprawek i literówek, co według podanego mi szablonu wypisałam. Tekst był już złamany, ze stroną tytułową, stroną o copyright, nazwiskami korektora, projektantek okładki, składu, komu książkę tę poświęcam, a komu dziękuję za wsparcie, itd, itp, więc nic już grzebać w tekście nie mogłam. Jedynie konkretne uwagi według numerów stron i wersów na osobnej kartce, czyli w osobnym mailu mogłam podać i tak też zrobiłam. Bardzo jestem podekscytowana tematem okładki. Najpierw martwiłam się, czy wydawca nie obrazi się (a właściwie graficzki), że mam tyle uwag do okładki, ale dostałam maila, że przekazano moje sugestie grafikowi, który niebawem przyśle mi poprawiony projekt. No i teraz niecierpliwie czekam, żeby zobaczyć czy zrozumiałyśmy się z graficzkami, o co mi chodzi w tej okładce i czy uwzględniły to w poprawionym projekcie. Może się zdarzyć, że trafią w dziesiątkę i okładka będzie po mojej myśli absolutnie, ale może też się zdarzyć, że poczują się urażone i poprawiona okładka będzie jeszcze gorsza. Trochę się boję. Sama wizja graficzek mi odpowiada, ale jest pewna rzecz dla mnie nie do przyjęcia, no i kolory są zbyt mdłe. Nie będę prezentować zdjęcia tu, na blogu, bo mam nadzieję, że to nie będzie ta okładka, więc nie warto się na niej skupiać. Poczekam na nowy projekt i wtedy pokażę ją na blogu. Obejrzałam sobie okładkę książki pani Anny Siwek, która napisała relację ze swojej podróży do Peru i wydała u tego samego wydawcy. Jej okładka bardzo mi się podoba. Stąd wnioskuję, że graficzki mogą stworzyć fajne projekty, jeśli tylko zechcą. Liczę, że teraz i moja okładka będzie bardzo ładna. Czekam.

                                                      autostrada A-2 przy Zapustnej

Mieszkam przy ulicy Zapustnej w Warszawie. Na zdjęciu widać z daleka ten czteropiętrowy, jasnoniebieski budynek z brązowymi balkonami po lewej stronie. Po prawej stronie, to już dzielnica Ursus jest. No więc tak sobie teraz mieszkam, na placu budowy. Jak widać na zdjęciu - zakładane będą ogromne płyty dźwiękoszczelne, które zupełnie zasłonią nam świat. Nie powiem, żebym rozpaczała z tego powodu, ale to tylko dlatego, że i tak wyjeżdżam i rzadko w domu będę przebywała. Niemniej szkoda, że teraz są takie przepisy, że mogą człowiekowi na oczach budować inny budynek, autostradę czy postawić kawał blachy. Nie mam na to wpływu. Każde pokolenie mówiło: takich czasów dożyliśmy!

                                                                        Krzyś

A to mój śliczny, słodki wnuczek Krzyś. Krzyś jest synem Marcina, a zdjęcie zrobione w Oliwii mieszkaniu na Woli. Trochę w końcu o sobie i o swojej rodzinie powiem i pokażę w tym blogu.

                                              moje mieszkanie (kuchnio-pokój z wnęką)

A to moje mieszkanie. Rower mieszka ze mną, ponieważ nie mam piwnicy. Zamiast piwnic, budynek ma garaże podziemne, ale ja nie mam samochodu. Trochę bałaganu widać (muszę się wytłumaczyć) bo wszystkie rzeczy z komody w torby musiałam pochować. Szuflady w komodzie się popsuły, drzwiczki pourywały i komoda czekała, aż przyjedzie ktoś litościwy i ją naprawi. W dzisiejszych czasach nie można kupić gotowego mebla. Przywozi się paczki i samemu składa, śrubuje, klei. Jestem kiepskim stolarzem, więc komoda padła. Ale melduję, że już jest w porządku i z podłogi zniknęły paczki. Mój informatyk Tomek okazał się złotą rączką, przyjechał któregoś dnia i wszystko naprawił! Jest super!

                                   Paweł, gdy latem przyjechał ze Sri Lanki i koleżanka

Latem, gdy Paweł odwiedził Polskę, przyjechały do Warszawy jego koleżanki i wspólnie oprowadzaliśmy je po stolicy. Zaprosiłam ich do siebie na Włochy i to właśnie jest to zdjęcie u góry. Widać tam na portrecie moją osobę? - tak, to ja na wyspie Bonda w Tajlandii. Dzieci zrobiły mi w prezencie taki portret ze zdjęcia.

moje weekendowe śniadanko

Tu z kolei widać na ścianie portrecik mojego wnuka Krzysia, gdy był jeszcze malutki. Zrobiłam mu to zdjęcie, gdy oboje byliśmy na spacerze w Parku Szczęśliwickim. Na laptopie leży i ładuje się bateria do aparatu fotograficznego, ponieważ po śniadaniu wybieram się na atrakcje, jakie oferuje mi stolica w każdy weekend. Od razu widać, że to weekendowe śniadanko, ponieważ w dni robocze nie udało mi się jeszcze zjeść śniadania w domu. Wypijam tylko kawę z mlekiem i wybiegam do autobusu. Dopiero w pracy zjadam śniadanie. Całe życie tak było, że wszystkie śniadania w dni robocze spożywałam w pracy.

ulica Zapustna jesienią
Jak widać, ulica Zapustna przypomina bardziej wiejską drogę lub alejkę parkową, ale to tak ładnie wygląda tylko na tych zdjęciach, ponieważ akurat wyrównali trochę dziury na drodze. Nie minął tydzień, a znowu zostały rozjechane przez samochody dziury w drodze, które tędy na skróty jeżdżą do ulicy Ryżowej, a na pobocza z samochodów znowu wyrzucali śmieci do rowu.
Taka kultura osobista  u dorobkiewiczów jest. Samochodem jeździ, a na opłatę wywozu śmieci go nie stać.

wylot na ulicę Ryżową
Nie zaprzeczam, że swój urok ma taka ulica, ale na codzienne życie, gdy nie ma się samochodu - ciężko jest chodzić tak daleko do i z autobusu, nieraz z ciężkimi bagażami. Na tym zdjęciu, na samym końcu widać, że w poprzek biegnie inna ulica - to jest właśnie Ryżowa i tam znajduje się przystanek autobusowy na żądanie.
Żeby pospiesznym jechać, trzeba przejść do Fasolowej i dalej, do skrzyżowania Chrobrego z Kleszczową. Trochę się buntowałam, że też płacę podatki w tym mieście, a nie mam ani autobusu w pobliżu, ani tramwaju, ani metra. Ale już się uspokoiłam i znalazłam dobrą stronę tej sytuacji, bo skoro dużo robię, żeby schudnąć, to mogę te spacery do autobusu również wpisać w zakres ćwiczeń fitness.

moje biuro
A to jest moje biuro. Pracuję uczciwie, bo nawet  nie mam z kim pogadać. Jest to biuro jednoosobowe. Ale ja tak lubię właśnie, więc jestem zadowolona. Duży stół, jak zbierają się komisje, ale zbierają się rzadko i najczęściej jestem sama. Kontakt z ludźmi mam jedynie telefoniczny i mailowy. Jest ok!
No to o mnie narazie tyle.

Na przyszłym poście zamieszczę kilka zdjęć ze starej Pragi warszawskiej. Uwielbiam tą dzielnicę! Jestem pewna, że każdemu się spodoba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz