czwartek, 14 czerwca 2012

Niepokoje, obowiązki i przyjemności

29 maja 2012r wtorek

Obowiązki zwaliły mi się na głowę wszystkie naraz i całe szczęście, że to miłe obowiązki, a niektóre nawet niecierpliwie wyczekiwane. Problem w tym, że jak się kumulują, to czasu brakuje aby wszystkiemu sprostać i istnieje niebezpieczeństwo, że niektóre prace się źle wykona. Otóż nie informowałam jeszcze o tym, że napisałam książkę podróżniczą pt."Łza na Oceanie-Sri Lanka".  Wydanie książki przez nieznanego autora czy autorkę jest w naszym kraju bardzo trudne, ponieważ wydawnictwa wolą bazować na znanych nazwiskach, niż ryzykować z debiutantami. Czyli generalnie nie chodzi o urozmaicenie rynku wydawniczego, a tylko o kręcenie korbką maszynki do pieniędzy dla wydawców. Powielają więc w nieskończoność książki znanych autorów i sobie spokojnie śpią, nie przejmując się o tym, że czytelnicy chcieliby wreszcie czegoś nowego, świeżego. Kto miał przeczytać relacje z podróży znanej osoby, to już dawno przeczytał, wysłuchał jej na spotkaniu autorskim, obejrzał slajdy i czeka na nowych podróżników i ich opowieści o nowych zakątkach świata. Jeżeli już jakieś wydawnictwo decyduje się na debiutanta, to stawia mu warunki tak niekorzystne, że aż uwłaczające godności człowieka. Tak było z moim przyjacielem.

Chińskie lampiony w Łazienkach

Gdy przysłał mi umowę, jaką mu zaproponowano - chwyciłam się za głowę z przerażenia, że można mieć taki tupet i tak się niczego nie wstydzić. Wypunktowałam wszystkie paragrafy, na które ja bym się nigdy nie zgodziła, ale w końcu napisałam mu, że jeżeli chodzi tylko o to, aby jego książka ukazała się w druku, bez ponoszenia przez niego kosztów i o nic więcej - niech podpisze tą umowę i w tym samym momencie zapomni, że cokolwiek napisał. Osiągnie cel, nie wyda pieniędzy, ale  straci nad swoim dziełem całkowitą kontrolę do końca życia (i podobno jeszcze 70 lat po śmierci autora). Już samo to, że w książce ma być umieszczone tylko copyright by wydawnictwa - mówi samo za siebie. Dlatego lepiej o swoim dziele zapomnieć od razu. Ale to, że wydawca może skracać, zmieniać, wykorzystywać pojedyncze rozdziały lub urywki dzieła do innych publikacji, wydawać je na różnych nośnikach i w różnej formie, a nawet zmieniać za każdym razem tytuł, powielać wielokrotnie, tłumaczyć na inne języki itd itp bez żadnego dodatkowego wynagrodzenia dla autora - to już woła o pomstę do nieba! Autor będzie miał raz zapłacone i koniec. Żeby to były jeszcze jakieś pieniądze! ale to jedynie dwie średnie krajowe pensje polskie, od czego trzeba zapłacić podatek. I jak tu się nie zżymać? Od wydawnictwa autor dostanie za darmo tylko jeden egzemplarz książki, ale po co mu więcej? prawdopodobnie wcale już nie skojarzy, że to jego dzieło! autor nie będzie nic miał płacone od sprzedanych egzemplarzy, z żadnego wydania. Na dodatek obwarowano umowę paragrafami karzącymi autora za opóźnienia w dostarczeniu utworu w/g wymagań określonych przez wydawcę, za spóźnienie w wykonaniu poprawek, itd szczegółowo punktując określone przewinienia i procent o jaki obniży mu się wynagrodzenie za każde z nich. Jak wydawca dobrze się postara i opóźnienia z tytułu długich weekendów i ospałości poczty będą mu sprzyjać (a zaznaczył, że wszystkie zmiany i uzupełnienia dot.umowy wymagają formy pisemnej, czyli maile się nie liczą)- to może tak obniżyć wynagrodzenie dla autora, że ostatecznie nic mu nie zapłaci. Takie to sprytne. Oczywiście nie ma ani jednego paragrafu w umowie określającego konsekwencje w razie opóźnień i niesłowności wydawcy. Na ponury żart zakrawa paragraf, że Wydawca oprócz potrąceń z wynagrodzenia autora, może dodatkowo żądać od autora odszkodowania! czyli może jeszcze na autorze zarobić, nie wydając wcale jego książki! wystarczy, że przekona sąd, że w trakcie pracy nad książką poniósł określone straty przez niezdecydowanie, czy opóźnienie autora i zażyczy sobie odszkodowania np.sto tysięcy złotych i co? ale to, że nie wyda w końcu tej książki - nie znaczy, że autor może ją wydać u innego wydawcy, o nie! Praw autorskich autor zrzekł się w umowie, na rzecz wydawcy, raz na zawsze i odwrotu nie ma! Autor nie ma żadnych szans. Wydawca ma wiedzę na temat kruczków prawnych, ma pieniądze na adwokatów, ma czas i umowa mu gwarantuje, że sprawy takie toczyć się będą w kraju i w mieście siedziby wydawcy. Autor nie zna się na prawie, zazwyczaj nie ma pieniędzy na prawników, a przylatywanie z drugiego krańca świata na rozprawy, które mogą zaraz po wejściu na salę rozpraw być przekładane na inny termin np.z powodu nie stawienia się adwokata wydawcy - zrujnują autora całkowicie. A wiemy, że takie zabawy sąd sobie często urządza, dla dobra tej ważniejszej strony procesu. No cóż. Jaki kraj, takie prawo.
w Łazienkach warszawskich

Pomna doświadczenia z pewnym wydawnictwem, z którym dzięki dyplomacji i poskromieniu jawnej irytacji, udało mi sie w końcu rozstać bez strat, jestem teraz ostrożna. No i mając doświadczenie,  wiem czego mogę się spodziewać i pojmuję o czym napisano w umowie. Dlatego wolę wyłożyć jakieś swoje pieniądze i panować nad wszystkim, niż powierzać los swojej książki i swój, wydawnictwu, zdając się całkowicie na jego warunki. Ale nawet w takiej sytuacji nie jestem pewna swego.
W tych właśnie dniach wrócił do mnie tekst po korekcie i musiałam skupić się nad poprawkami, żeby jak najszybciej tekst odesłać, bo wydawnictwo planuje wydać książkę pod koniec lipca - czasu niewiele i trzeba się sprężać.  Nie mogłam więc pisać bloga, ani chodzić na basen. Teraz mam chwilę oddechu, więc jestem.
Z ciekawością odnotowałam ukazanie się czasopisma "Kontynenty" chociaż z  numeru pierwszego nie wynika, czy bedzie to miesięcznik, kwartalnik czy dwutygodnik. Bardzo ciekawe artykuły o różnych krajach znanych mi autorów i m.in. wywiad z angielskim pisarzem i podróżnikiem  Colinem Thubronem, o którym już pisałam i który był nominowany do nagrody R.Kapuścińskiego. Kiedyś, jeszcze w PRL-u wychodził miesięcznik "Kontynenty", który z wielkim zapałem czytałam, ponieważ nie miałam wówczas paszportu (nie ze swojej winy) i nigdzie jeździć nie mogłam. Nie wiem, czy to jest kontynuacja, czy zbieżność tytułów tylko. Oby był interesujący, jak jego poprzednik, to będzie ok!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz