środa, 23 maja 2012

Teatr Roma

23 maja 2012r środa

Tydzień zaczął się intensywną pracą i nieprzewidzianymi zdarzeniami. Od rana siedziałam przy telefonie, wydzwaniając do wszystkich naszych podległych  komórek, aby podać pilną informację i upewnić się, czy będzie zrealizowana. Nie miałam więc chwili wolnej od rana do popołudnia, bo wiadomo, jak to jest z telefonami. Jedni odbierają, inni nie, jedni są w pracy inni nie, jedni leżą chorzy w domach,  inni  na rajskiej plaży na drugim krańcu kuli ziemskiej się urlopują i nie kojarzą o co chodzi. W końcu szczęśliwa, że zadanie wykonałam, zaczęłam zbierać się na basen, aby zaraz po nim iść na umówione medytacje. Aż tu nagle dostaję telefon od koleżanki z zapytaniem, o której godzinie mam zamiar być w Romie, bo gdybym wcześniej przyszła, to byśmy może zdążyły na jakąś kawkę wejść i pogadać sobie? Ja w Romie? o rany!!! zupełnie zapomniałam! to już dzisiaj?
No tak to bywa. Rzucam wszystko i pędzę do domu się przebrać, ale z autobusu oddzwaniam jeszcze, żeby się upewnić. Jesteś pewna, że to dzisiaj? pytam  - przecież w poniedziałki teatry nie pracują! nie pomyliłaś coś? może to jutro? koleżanka odpowiada, że i owszem, w poniedziałki teatry nie pracują, dlatego właśnie nasza uczelnia mogła cały teatr wynająć dla siebie w poniedziałek. Aaaa, to taki myk? No to jadę do domu, jak będę wracać do centrum, to zadzwonię i umówimy się, ok?

na dachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego na Powiślu

Wszystko dobrze się skończyło. Spotkałyśmy się na tyle przed czasem, że zdążyłyśmy usiąść przy stolikach przed kafejką na Nowogrodzkiej, obok Teatru Roma, ale pogadać było trudno, ponieważ co chwilę ktoś ze znajomych przybywał na tą Galę i witał się z nami i z każdym kilka słów trzeba było zamienić. Koncert Galowy odbywał się z okazji obchodzonych właśnie Dni SGGW, które co roku się odbywają i co roku, jako absolwenci tej uczelni jesteśmy zapraszani. Zakończenie obchodów zawsze jest bardzo uroczyste. Na Gali, co roku oglądamy i słuchamy Orkiestry Reprezentacyjnej SGGW oraz Ludowego Zespołu Artystycznego Promini SGGW im.Zofii Solarzowej - jak na komendę stęknęłyśmy więc przy zapowiedzi powyższych grup artystycznych, ale niesłusznie.  Trzeba przyznać, że występy nam się podobały. Lata mijają i choreografia zmienia się na coraz to nowocześniejszą i przyjemniejszą dla oczu i uszu. Nie ukrywam, że ciśnienie podniosło mi się wraz z ukazaniem się na scenie Barego Solone, czarnego solisty z Nowego Yorku, który dał czadu jazzowymi przebojami przy akompaniamencie saksofonu, trąbek, puzonów i perkusji. Było dobrze! Do domu wracałam bardzo późno. Nie było żadnego autobusu. Szczęście, że to była ciepła noc i można było spokojnie sobie poczekać i oglądać rozświetlone kolorowami światłami miasto. Ludzi coraz więcej, a autobusu żadnego. Strajkuje ten MZK, czy co? Człowiek nigdy nie wie, co się w tym mieście wydarzyć może.
W końcu podjechał A-521, zaznaczając, że jedzie tylko do Placu Zawiszy, a potem  zjeżdża do zajezdni. Ok, mówię, z Placu Zawiszy dojdę do Placu Narutowicza i może A-191 będzie jechał? a jak nie, to dojdę dalej, do Wawelskiej i  może trafię na A-187?


Biblioteka Narodowa w Bangkoku

W czasie jazdy dopytałam pana kierowcę, czy zjeżdża do zajezdni na Mokotów, czy do tej na Kleszczową jedzie? odpowiedział, że na Kleszczową. To ja z panem - zadeklarowałam z przejęciem, bo ja tam na Włochach mieszkam. Ale musi pani niżej siąść, aby z zewnątrz nie była pani widziana, powiedział. Kontrolują nas, a nie wolno nam zabierać pasażerów, gdy do zajezdni jedziemy, dodał. Dzięki, zsunę się niżej, obiecałam. Ale to była jazda! tylko kierowca i ja. Drzwi były otwarte, żeby autobus się wietrzył, ulice puste, kierowca jechał, jak na torze wyścigowym. Wokół rozświetlone miasto i ten pęd powietrza przemieszczający się po wnętrzu autobusu! braliśmy po kolei wszystkie wiadukty w sekundę i mijaliśmy wszystkie przystanki bez zatrzymywania się.  to się nazywa jazda!
W parę minut byliśmy na Włochach. Serdecznie Panu podziękowałam, że mnie zabrał i dzięki niemu szybko i bezpiecznie będę w domu.
A rano w pracy dowiedziałam się, że mam ponownie dzwonić do tych wszyskich osób i odwołać spotkanie!!!! klęska! znowu godziny przy telefonie. Ot, organizatorzy! a ja ani na bloga, ani na basen, ani na medytację czasu nie miałam. Akurat medytacja bardzo by mi się przydała, aby uspokoić nerwy z tego powodu.
Dzisiaj bez dwóch zdań - idę na Polną, na basen!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz